MKS SCA Oława - Bytovia Bytów 1:1
0:1 - Łukasz Kowalski (w 26 min.)
1:1 - Dawid Lipiński (65)
Oława. 13 października 2012. Stadion OCKF. Widzów ok. 400.
Sędziowali: Daniel Kruczyński z Żywca jako główny oraz Tomasz Dudka i Stanisław Biernat - asystenci liniowi oraz Bogdan Drobot jako sędzia techniczny (Śląski Związek Piłki Nożnej).
Żółte kartki: Krzysztof Gancarczyk (w 30 min.), Dawid Lipiński (32), Waldemar Gancarczyk (42), Uelder Mendes Barbosa (78) i Mateusz Gancarczyk (+90) - wszyscy za faule; Łukasz Kowalski (56) - za opóźnianie wznowienia gry.
MKS SCA Oława: Mordal - Wejerowski, Kalinowski, Sikorski, Kiełbasa - M.Gancarczyk, Zapał (46 Peroński), W.Gancarczyk (89 Mierzwa), K.Gancarczyk - Łodyga (80 Poważny), Lipiński.
Bytovia Bytów: Gostomski - Kowalski, Łapigrowski, Wróbel, Szmidke - Kajca, Pięta (83 Kołodziejski), Pietroń, Kaganek - Hirsz (30 Pytlak, 70 Barbosa), Ambroziak.
Po remisie w Głogowie trener oławskiej drużyny Sebastian Sobczak zapowiadał trwałe odbicie się od dna tabeli, na którym MKS wylądował po serii niezasłużonych porażek. Ta teza wydawała się jednak trudna do spełnienia w kolejnym meczu, bo do Oławy przyjechał wicelider, a do poprzedniej kolejki - długotrwały lider. Tymczasem początek spotkania z Bytovią pokazał, że zespół, nieukrywający swoich aspiracji do pierwszoligowego awansu, wcale nie musi być lepszy od ambitnie i zacięcie walczących oławian. Już w 2 minucie umiejętności golkipera przyjezdnych sprawdził Dominik Wejerowski - po jego uderzeniu zza pola karnego Maciej Gostomski z trudem złapał piłkę. Podobnie było w 4 minucie, gdy z rzutu wolnego, za faul na Łodydze, strzelił Waldemar Gancarczyk.
Potem oławianie znowu wykonywali rzut wolny, a poszkodowanym był Mateusz Gancarczyk, który po dośrodkowaniu brata Waldemara był bliski strzelenia gola głową, ale uderzył za słabo i obrońcy wybili piłkę. Chwilę później znowu w głównych rolach byli bracia Gancarczykowie - Waldemar zagrał na skrzydło do Krzysztofa, a ten przy linii końcowej wymanewrował obrońcę i podał wzdłuż bramki do Pawła Łodygi, który wyszedł na czystą pozycję, ale strzelił za słabo, by pokonać golkipera Bytovii.
Dopiero pod koniec pierwszego kwadransa goście przypomnieli widzom, że są z czuba tabeli i potrafią konstruować składne akcje. Po takim zespołowym rozegraniu Marcin Kajca strzelił silnie z 25 metrów, ale Maciej Zapał nie odstawił nogi i po rykoszecie piłka wyszła na rzut rożny. Po dośrodkowaniu i bilardowym odbiciu, futbolówka trafiła do kapitana Bytovii Wojciecha Pięty, który uderzył atomowo z 16 metrów, ale ponad poprzeczkę. W 19 minucie przyjezdni znowu wykonywali rzut rożny, po którym bliski zdobycia gola był Piotr Łapigrowski, ale strzelając z ostrego kąta, trafił w boczną siatkę.
Od tej chwili znowu atakowali oławianie. Po kilku dobrych akcjach wydawało się, że gol dla nich jest tylko kwestią czasu. Mógł go zdobyć w 22 minucie Krzysztof Gancarczyk, główkując z bliska, po dośrodkowaniu Dawida Lipińskiego. Piłka jednak nie wpadła do siatki.
Kilka minut później Damian Kiełbasa walczył przy chorągiewce rożnej z Jakubem Kagankiem. Po podpowiedzi asystenta liniowego sędzia uznał, że obrońca MKS naruszył przepisy i podyktował wolnego. Wojciech Pięta precyzyjnie dośrodkował do nieobstawionego Łukasza Kowalskiego, a ten efektownym szczupakiem wbił futbolówkę z sześciu metrów do oławskiej bramki.
Po straconym "z niczego" golu oławianie długo nie mogli się pozbierać, a prowokowani przez rywali, zaczęli faulować i... łapać żółte kartki. Mecz w tej fazie zrobił się "mydłowaty", jak powiedział po spotkaniu na konferencji prasowej trener Bytovii Waldemar Walkusz. Spory udział miał w tym sędzia Daniel Kruczyński, który nie zawsze odpowiednio reagował na boiskowe wydarzenia.
Z czysto piłkarskich zdarzeń, jeszcze sprzed przerwy, warto odnotować mocny strzał Pięty z 20 metrów, obroniony przez Sebastiana Mordala w 45 minucie.
Po zmianie stron w zespole MKS Macieja Zapała zastąpił Mateusz Peroński i to była brzemienna w skutkach decyzja trenera Sobczaka. Popularny "Pero" w drugiej części meczu był bezwzględnie najlepszym piłkarzem na boisku i w dużej mierze to dzięki niemu oławianie nie tylko odrobili stratę z pierwszej połowy, ale byli bliscy wygranej.
W 59 minucie Peroński wyłożył piłkę Damianowi Kiełbasie, który strzelił z woleja zza pola karnego po ziemi i bramkarz Bytovii z dużym trudem wybił piłkę na rzut rożny. Cztery minuty później "Pero" podał do Waldemara Gancarczyka, który uderzył z 25 metrów, ale tuż obok słupka. Chwilę wcześniej, po rzucie wolnym zza pola karnego atomowo strzelił Krzysztof Gancarczyk, ale także niecelnie.
Wyrównujący gol dla MKS wisiał więc na włosku i w końcu stało się - oczywiście za sprawą Mateusza Perońskiego, od którego rozpoczęła się akcja. "Pero" sprytnie przerzucił piłkę nad obrońcami, do Pawła Łodygi, a ten - ostro atakowany na linii pola karnego - padając na ziemię zdołał jednak zagrać do Dawida Lipińskiego. Bramkarz sparował strzał napastnika MKS, ale "Lipa", który po uderzeniu też padł na murawę, szybko się podniósł, ominął golkipera i z ostrego kąta wpakował piłkę do siatki.
Po wyrównującym golu oławianie nadal atakowali, ale ożywili się także bytowianie, więc mecz zrobił się jeszcze ciekawszy. Tak jak w oławskiej drużynie Peroński, tak w Bytovii nową jakość dał Brazylijczyk Uelder Mendes Barbosa, który indywidualnymi szarżami kilka razy mocno zaniepokoił defensywę MKS. Na szczęście nie potrafił wykończyć tych akcji skutecznym strzałem.
W samej końcówce dwie szanse bramkowe mieli oławianie. Najpierw jednak obrońca Bytovii ofiarną interwencją zablokował strzał Kamila Mierzwy, a potem, po faulu na Perońskim, Mierzwa dośrodkował z wolnego na pole karne gości, ale defensywa Bytovii była czujna.
Mecz zakończył się remisem, który na pewno nikogo nie zadowolił, bo dla obu zespołów bardziej oznaczał stratę dwóch punktów niż zdobycie jednego.
Powiedzieli po meczu...
Waldemar Walkusz - trener Bytovii
- No cóż, pewnie tak samo jak gospodarze, my także nie jesteśmy zadowoleni z tego remisu i z zaledwie jednego punktu. Spotkanie bardzo dziwnie wyglądało, a w pewnym momencie zrobiło się takie trochę mydłowate, bo sędzia nie potrafił zapanować nad sytuacją, gwiżdżąc często w nieodpowiednich momentach. Gdy objęliśmy prowadzenie, to wydawało się, że mamy sytuację pod kontrolą, ale od tej chwili, a zwłaszcza w drugiej połowie, do stanu 1:1, mój zespół po prostu stał, a nie grał. Nie potrafiliśmy wymienić choćby kilku prostych podań. Nasza słaba dyspozycja być może wyniknęła z tego, że gospodarze od początku grali bardzo twardo i moi zawodnicy jakby trochę się tego przestraszyli. Od początku sezonu gramy prawie tą samą jedenastką i u niektórych naszych piłkarzy widać było dzisiaj trudy dotychczasowych spotkań...
Sebastian Sobczak - trener MKS SCA Oława
- Dla nas każdy zdobyty punkt jest bardzo cenny, ale zgodzę się z trenerem gości, że dzisiejszy remis nas nie zadowala. Z przebiegu gry byliśmy o te dwie lub trzy sytuacje bliżej zwycięstwa niż rywale. Moi chłopcy, zresztą tak samo jak i w poprzednich meczach, zostawili dzisiaj sporo zdrowia na boisku i chwała im za to. W konfrontacji z wiceliderem i kandydatem do awansu nie byliśmy słabszym zespołem. Niestety, nie udało się dziś także uniknąć prostego błędu w defensywie, który kosztował nas utratę gola i przeszkodził w odniesieniu zwycięstwa...
Łukasz Kowalski - strzelec bramki dla Bytovii
- Po zdobyciu gola, dającego prowadzenie, z reguły skupiamy się na defensywie i na grze z kontry, ale dziś nam to nie za bardzo wychodziło. Czuliśmy jeszcze w nogach ubiegłotygodniowy zacięty i niestety przegrany mecz Lechem Rypin, po którym chyba także psychicznie nie do końca się podnieśliśmy.
Dawid Lipiński - napastnik i zdobywca gola dla MKS SCA
- Straciliśmy bramkę w momencie, gdy wydawało się, że to my ją strzelimy i trochę nas to podłamało. Zebraliśmy jednak siły do walki i w drugiej połowie, w której wyraźnie dominowaliśmy, udało się wyrównać. Remis z wiceliderem jest cenny, ale pozostawia także pewien niedosyt, bo była dzisiaj szansa na zgarnięcie pełnej puli punktów.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski







Napisz komentarz
Komentarze