Lechia Stelmet Zielona Góra - Foto-Higiena Gać 5:0
1:0 - Wojciech Okińczyc (w 22 min.)
2:0 - Radosław Sylwestrzak (24)
3:0 - Dominik Skrzyński (29)
4:0 - Sebastian Górski (49)
5:0 - Benjamin Imeh (56)
Zielona Góra: 6 października 2012. Stadion MOSiR. Widzów ok. 350.
Sędziowali: Mariusz Kupczak jako główny oraz Jacek Szymkowiak i Marcin Celejewski - asystenci liniowi (Drezdenko).
Żółte kartki: Albert Cipior (w 16 min.), Paweł Boczarski (54) i Dawid Schie (56) - wszyscy za faule, oraz Marek Budny (27) - za próbę wymuszenia rzutu karnego.
Lechia Stelmet Zielona Góra: Fabisiak - Bąk (46 Greszczyk), Tyktor, Sylwestrzak, Górski - Andrzejczak, Górecki (68 Jaszkiewicz), Okińczyc, Skrzyński - Cipior (46 Ziętek), Imeh (75 Sucharek).
Foto-Higiena Gać: Sokal - Płomiński (55 Bartocha), Smoliński, Kuźniecow, Koszelowski (46 Tarasiewicz) - Kucyniak (68 Skorupa), Boczarski, Sorbian (46 Biegański), Schie, M.Przytuła - Budny.
Początek meczu nie wskazywał na końcową klęskę Foto-Higieny. Przez prawie 20 minut gra toczyła się w środku pola i żadnej z drużyn nie udało się w tym czasie wypracować wyraźnej przewagi. Groźniej jednak atakowali gospodarze, głównie za sprawą aktywnego na lewym skrzydle Dominika Skrzyńskiego, który kilkakrotnie indywidualnymi akcjami nękał defensywę przyjezdnych, a w 14 minucie trafił z rogu pola karnego w górną część poprzeczki. W drużynie gości wyróżniał się z kolei Marek Budny, ale jego chęć do walki przytemperował w 27 minucie sędzia, karząc żółtym kartonikiem za próbę wymuszenia "jedenastki". Nieco wcześniej miejscowi zdobyli dwa gole. Najpierw Mieczysław Przytuła przypadkowo odbił piłkę ręką i arbiter podyktował rzut wolny. Mimo sporej odległości (ok. 30 metrów) Wojciech Okińczyc popisał się kapitalnym strzałem, po którym futbolówka wylądowała w samym okienku bramki strzeżonej przez Dariusza Sokala. Kibice Lechii nie skończyli jeszcze dobrze klaskać, a już mieli okazję, by zrobić to po raz drugi. Tym razem z rzutu rożnego dośrodkował Piotr Andrzejczak, Okińczyc przedłużył głową do Radosława Sylwestrzaka, który celnym strzałem z ostrego kąta podwyższył na 2:0.Pięć minut później składną zespołową akcję Lechii wykończył Dominik Skrzyński, uderzając do siatki z bliskiej odległości.
W przerwie meczu trener gacian Krystian Pikaus dokonał dwóch zmian, a potem dwóch kolejnych, ale niewiele to pomogło. Nadzieję na poprawę wyniku w drugiej połowie szybko zabrał gościom Sebastian Górski, którego szkoleniowiec Lechii przesunął teraz z obrony na skrzydło. Po podaniu od Okińczyca, Górski huknął z 20 metrów pod poprzeczkę i Sokal był bez szans.
Końcowy wynik ustalono w 56 minucie. Po dośrodkowaniu Andrzejczaka z wolnego główkę Okińczyca zablokował Sokal, ale był bezradny przy dobitce Benjamina Imeha, który w zasadzie brzuchem wepchnął piłkę do bramki.
Ostatnie minuty to była już bardziej walka z fatalną pogodą, niż gra w piłkę. Nad zielonogórski stadion dotarły bowiem ciemne chmury, a wraz z nimi silny wiatr i obfity deszcz. - Jak sędzia wreszcie odgwizdał koniec, to niektórzy biegli do szatni w szybszym tempie, niż poruszali się po boisku w trakcie meczu - żartował po zakończeniu spotkania kapitan Lechii Bartosz Tyktor.
Pomeczowe komentarze:
Piotr Żak - trener Lechii Zielona Góra
- Kapitalne gole, przede wszystkim ten Wojtka Okińczyca z rzutu wolnego, zdobyte w krótkim odstępie czasu, ustawiły mecz. Rywale mimo to nie chcieli się otworzyć i dalej murowali bramkę, ustawiając się prawie całą drużyną na swojej połowie. To nam trochę przeszkadzało w prowadzeniu płynnej gry i zdobyciu jeszcze przed przerwą większej liczby goli. Dobrze rozpoczęliśmy drugą połowę, ładną bramką Sebastiana Górskiego. Później jednak za dużo było nonszalancji i luzu. Na dodatek pogarszająca się z minuty na minutę aura coraz bardziej utrudniała konstruowanie składnych akcji.
Krystian Pikaus- trener Foto-Higieny Gać
- Zielonogórzanie pokazali nam miejsce w szeregu - byli dzisiaj zdecydowanie lepsi. Bez dwóch zdań to właśnie Lechia będzie rywalizowała z wrocławską Ślęzą o awans do II ligi. Jeśli chodzi o moją drużynę, to walczyliśmy do utraty pierwszego gola, potem najwyraźniej zeszło z nas powietrze. Nie mieliśmy wystarczających argumentów, by przeciwstawić się gospodarzom, non stop nacierającym na naszą bramkę. Kondycyjnie nie wyglądaliśmy najgorzej, ale lechici, grający dużo lepiej piłką, po prostu nas w tym meczu "brutalnie" rozklepali.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski







Napisz komentarz
Komentarze