Lech Rypin - MKS SCA Oława 3:2
1:0 - Michał Wrzesiński (w 11 min.)
2:0 - Paweł Tabaczyński (15),
2:1 - Paweł Łodyga (51)
2:2 - Michał Sikorski (72, z karnego)
3:2 - Damian Błaszczyk (84)
Rypin. 19 września 2012. Stadion MOSiR. Widzów ok. 300.
Sędziowali: Dominik Sulikowski z Gdańska jako główny oraz Andrzej Szerszeń i Łukasz Kowalik - asystenci liniowi oraz Dariusz Bohonos - sędzia techniczny (Pomorski Związek Piłki Nożnej).
Czerwone kartki: Mateusz Pakosz (w 26 min.) - po drugiej żółtej i Paweł Bojaruniec (+90) - obaj za faule.
Żółte kartki: Mateusz Pakosz (w 19 i 26 min.), Mateusz Fredyk (30), Waldemar Gancarczyk (62), Paweł Adamiec (70), Damian Błaszczyk (72), Daniel Pawlak (81) - wszyscy za faule; Ariel Winiecki (26) i Sebastian Mordal (77) - obaj za krytykę orzeczeń sędziego
Lech Rypin: Winiecki - Bojaruniec, Pakosz, Ragaman, Filipiak - Wrzesiński (73 Lewandowski), Grube, Atanacković (58 Adamiec), Fredyk - Bojas, Tabaczyński (67 Błaszczyk).
MKS SCA Oława: Mordal - Dołgan, Kalinowski (52 Pawlak), Sikorski, Kiełbasa - M.Gancarczyk, Kozioł, Mierzwa (45 Łodyga), W.Gancarczyk, K.Gancarczyk - Lipiński.
Drużyna z siedemnastotysięcznego Rypina, miasteczka na wschodniej rubieży województwa kujawsko-pomorskiego, jest prawdziwą rewelacją tegorocznych rozgrywek w II lidze. Podobnie jak oławski MKS, jest też beniaminkiem, ale w przeciwieństwie do naszego zespołu, nie opiera się na wychowankach, tylko na "armii zaciężnej". W zespole Lecha nie brakuje graczy z pierwszoligową, a nawet ekstraklasową przeszłością. W pojedynku z MKS gospodarze byli więc zdecydowanym faworytem. Pierwsze minuty tego nie potwierdzały, bo to goście ostro natarli i już po kilkudziesięciu sekundach mogli prowadzić 1:0. Po akcji Kamila Mierzwy, Dawida Lipińskiego i Waldemara Gancarczyka, ten ostatni uderzył mocno zza pola karnego i bramkarz Lecha z dużym trudem wybił piłkę na rzut rożny. Po dośrodkowaniu Damiana Kozioła, główkował Mierzwa, ale z bliska chybił o centymetry. W 10 minucie Damian Kiełbasa podał z daleka do Waldemara Gancarczyka, ten wypuścił w uliczkę Dawida Lipińskiego, który wychodził na czystą pozycję, ale nie opanował futbolówki. Przechwycił ją golkiper Lecha i dalekim wyrzutem podał do Mateusza Fredyka, który popędził lewą flanką na bramkę MKS i tuż przed polem karnym przerzucił do Jakuba Bojasa. Napastnik Lecha wymanewrował oławskich obrońców i strzelił z 15 metrów, ale trafił w słupek. Do odbitej piłki doskoczył niepilnowany Michał Wrzesiński i z pięciu metrów wpakował ją do bramki. Pod koniec pierwszego kwadransa oławianie znowu przejęli inicjatywę i powinni wyrównać, a tymczasem stracili drugiego, trochę głupiego gola. Najpierw wykonywali rzut rożny, po którym Kamil Mierzwa, zamiast dośrodkować na pole karne, skierował piłkę do rywala. Szybka kontra została jednak zneutralizowana przez oławskich defensorów. Wydawało się, że nic groźnego się nie zdarzy, bo piłkę miał w ręku Sebastian Mordal. Wznawiając grę, bramkarz MKS wyrzucił ją jednak zbyt słabo do partnera, co pozwoliło Fredykowi przechwycić podanie i zagrać na środek pola karnego, do stojącego tam bez opieki Pawła Tabaczyńskiego, który strzałem w dolny róg podwyższył na 2:0 dla Lecha. Załamani goście grali jak zamroczeni i po chwili mogli stracić trzeciego gola. Prawym skrzydłem zaatakował rozochocony pierwszą bramką Wrzesiński i podał do Jakuba Bojasa, a ten atomowo uderzył z 15 metrów, lecz znowu trafił w słupek. Rosły napastnik Lecha próbował dobijać, ale przestrzelił z 10 metrów.
Po tej akcji otrząsnęli się oławianie i zaczęli atakować, a błędy popełniała defensywa Lecha. Pierwszym był ostry faul Mateusza Pakosza na Dawidzie Lipińskim, po którym obrońca Lecha powinien wylecieć z boiska, jednak skończyło się tylko na rzucie wolnym i żółtym kartoniku. Chwilę później faulowany był przy narożnej chorągiewce Waldemar Gancarczyk. Z wolnego dośrodkował Damian Kozioł, ale Ariel Winiecki fantastycznie obronił główkę Lipińskiego z bliskiej odległości. Trzy minuty później po prostopadłym podaniu Mierzwy "Lipa" wychodził na czystą pozycję, ale znowu ubiegł go bramkarz Lecha. Kolejna ofensywna akcja MKS odwróciła losy spotkania. W 26 minucie Pakosz sfaulował Waldemara Gancarczyka, szarżującego na bramkę gospodarzy i zarobił za to drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę, więc musiał opuścić boisko. Trener Lecha przemeblował obronę. Wycofał do niej Fredyka, co znacznie osłabiło ataki gospodarzy, a jednocześnie dało gościom siłę napędową. W 40 minucie Waldemar Gancarczyk przejął wybijaną piłkę i strzelił do siatki, jednak sędzia nie uznał gola, decydując, że pomocnik MKS był na spalonym. Oławianie protestowali, bo ich zdaniem piłka trafiła do strzelca po zagraniu rywala, ale arbiter zinterpretował to jako przypadkowe odbicie, a nie celowe podanie. Ta akcja pokazała jednak, że można gospodarzom coś strzelić. Oławianie dokonali tego po przerwie, gdy wyszli na boisko z nowym zawodnikiem (Paweł Łodyga zastąpił Kamila Mierzwę) i w nieco innym ustawieniu (dotąd 4-5-1 a teraz 4-4-2). W 51 minucie, po szybkiej i składnej akcji Waldemar Gancarczyk podał ze skrzydła do brata Krzysztofa, a ten przepuścił ją do wychodzącego na czystą pozycję Pawła Łodygi, który nie zmarnował okazji. Oławianie poszli za ciosem i zamknęli Lecha na jego połowie niczym w hokejowym zamku. Pod bramką gospodarzy robiło się gorąco. W 55 minucie, po podaniu Kamila Dołgana, z półobrotu strzelił Lipiński, ale po rykoszecie piłka uderzyła w boczną siatkę i wyszła na róg. „Lipa” próbował też szczęścia pięć minut później, strzelając atomowo z 16 metrów, ale futbolówka przeleciała tuż obok słupka. W 72 minucie, po wyrzucie z autu, Paweł Łodyga podał na pole karne do Dawida Lipińskiego, który nie opanował piłki, bo Damian Błaszczyk powalił go na ziemię. Za ten faul arbiter podyktował rzut karny i ukarał obrońcę Lecha żółtą kartką. Jedenastkę wykorzystał Michał Sikorski, dobrze zastępując Jakuba Kalinowskiego w roli egzekutora karnych. Kuba nie mógł strzelać, bo kilka minut wcześniej zszedł z boiska po odniesieniu kontuzji. Lechitom zajrzał strach w oczy, bo po wyrównaniu na 2:2 oławianie wciąż napierali. W 78 minucie, po zespołowej akcji, szansę na strzelenie bramki miał Paweł Łodyga, ale nie trafił z ośmiu metrów. W 83 minucie z rogu pola karnego uderzył Krzysztof Gancarczyk, ale też przestrzelił. W 83 minucie starli się na polu karnym Lecha Dawid Lipiński i Paweł Bojaruniec. Sędzia podbiegł do nich, by zapobiec szarpaninie. Oławianie byli przekonani, że arbiter przerwie grę, ale nic takiego się nie stało. Łukasz Grube cynicznie to wykorzystał, posyłając długą piłkę na prawe skrzydło do Damiana Błaszczyka. Ten wpadł na pole karne MKS i strzałem w długi róg pokonał Mordala.
Zszokowani takim obrotem sprawy oławianie desperacko rzucili się do odrobienia straty. Bliscy tego byli Dawid Lipiński oraz Damian Kiełbasa, ale po ich silnych strzałach zza pola karnego był na posterunku Ariel Winiecki. Tuż przed końcem doliczonego czasu gry arbiter wyrzucił z boiska kolejnego gracza Lecha, który brutalnie sfaulował Waldemara Gancarczyka, ale to już nie miało wpływu na ostateczny rezultat spotkania, niezasłużenie przegranego przez MKS.
Powiedzieli po meczu...
Sebastian Sobczak - trener MKS SCA
- Mecz był bardzo ciekawy. Żałuję, że prawie po 100 minutach ciężkiej walki wyjeżdżamy z Rypina bez punktów. Uważam, że zasłużyliśmy co najmniej na remis, bo na pewno nie byliśmy dzisiaj gorszą drużyną. Zaczęliśmy całkiem nieźle, ale zamiast objąć prowadzenie, w krótkim czasie straciliśmy dwie głupie bramki. Drużyna się jednak nie załamała i walczyła, co zaskutkowało wykluczeniem z gry obrońcy Lecha. Od tego momentu mieliśmy już zdecydowaną przewagę. Druga połowa praktycznie do końca była pod naszą kontrolą, ale w pewnym momencie za mocno się odkryliśmy i poszła kontra, po której straciliśmy bramkę, decydującą o końcowym wyniku. Uważam, że nie bez winy był tu jednak sędzia, który w tej sytuacji dość dziwnie się zachował...
Sławomir Suchomski - trener Lecha
- To był mecz pełen wzlotów i upadków. Goście ostro rozpoczęli, ale my przetrwaliśmy ten ich dość niespodziewany początkowy napór i po szybkich oraz składnych akcjach zdobyliśmy dwa gole. Potem mieliśmy jeszcze co najmniej dwie okazje na podwyższenie wyniku i gdybyśmy je wykorzystali, to byłoby po meczu. Tymczasem straciliśmy obrońcę, który grał dziś w zastępstwie innego gracza i dość szybko wyszło na jaw jego małe doświadczenie. Ta sytuacja zdeterminowała naszą taktykę, która polegała na obronie korzystnego wyniku i konstruowaniu szybkich kontrataków. W końcówce drżałem o wynik i remis by mnie zadowolił. Niedawno, w meczu z Gryfem Wejherowo, straciliśmy dwie bramki i pewne dwa punkty w doliczonym czasie, a dziś to do nas szczęście się uśmiechnęło w końcowych minutach.
Mariusz Ragaman - obrońca i kapitan Lecha
- Po kwadransie prowadziliśmy już 2:0, ale potem przez ponad godzinę graliśmy w dziesiątkę, dlatego broniliśmy wyniku. Po dramatycznej końcówce udało się nam jednak szczęśliwie wygrać. Teoretycznie byliśmy faworytami tego pojedynku, ale zdarzenia boiskowe szybko weryfikują przedmeczowe ustalenia czy przewidywania i tak właśnie było dzisiaj w Rypinie. Sędzia nam także nie sprzyjał, bo prawie każde nasze ostrzejsze zagranie traktował jako faul, a w dodatku często napominał nas kartkami, co miało istotny wpływ na przebieg meczu.
Paweł Łodyga - napastnik MKS SCA
- Po czerwonej kartce dla obrońcy Lecha i po zmianach w przerwie meczu, mieliśmy więcej atutów do gry ofensywnej i to zaprocentowało strzeleniem dwóch goli, dających nam remis. Nie spoczęliśmy na laurach i walczyliśmy o zwycięstwo. W drugiej połowie rywale prawie nie opuszczali swojej połowy. W dość pechowych okolicznościach nadzialiśmy się jednak na kontrę i w rezultacie straciliśmy niemal pewne 3 punkty.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski







Napisz komentarz
Komentarze