Jarota to zespół z miasta mniejszego niż Oława, a podobnie jak nasz, oparty w dużym stopniu na wychowankach. Był rewelacją poprzedniego sezonu drugoligowego, a zwłaszcza rundy wiosennej, w której przegrał tylko jeden raz (z Bałtykiem Gdynia).
Początek potyczki z MKS pokazał, że dobre opinie o jarocińskiej drużynie, nie były przypadkowe. Gospodarze ostro natarli na oławian i już w pierwszej minucie mogli prowadzić 1:0. Sebastian Kamiński zagrał w uliczkę do Tobiasza Kupczyka, który w sytuacji sam na sam próbował przelobować Radosława Florczyka, ale piłka przeleciała nad poprzeczką. Później z rzutu wolnego dośrodkował Łukasz Białożyt, ale główkujący z bliska Piotr Garbarek chybił o centymetry. Miejscowi kibice jeszcze dobrze nie ochłonęli po tej akcji, a Jarota znów miała świetną okazję do zdobycia gola. W 6 minucie Adrian Owczarek wyłożył piłkę Kupczykowi, ale ten nie trafił, strzelając dołem z 16 metrów.
Oławianie obudzili się dopiero po kwadransie. Indywidualną akcję przeprowadził Krzysztof Gancarczyk, a zakończył ją dalekim strzałem, nad poprzeczkę. W 23 minucie znowu z dobrej strony pokazał się Krzysztof Gancarczyk, najbardziej aktywny gracz oławskiej drużyny. Pociągnął po skrzydle, a potem pognał w stronę środka pola karnego, skąd podał do swojego brata Waldemara. Ten huknął z 15 metrów w dolny róg, ale dobrze spisał się młody jarociński golkiper Szymon Dutkiewicz, wybijając piłkę na rzut rożny.
Goście objęli prowadzenie w 40 minucie. Po kontrataku wywalczyli najpierw rzut rożny. Niezbyt dokładnie dośrodkował z rogu Krzysztof Gancarczyk i obrońca Jaroty wybił piłkę, która jednak znowu trafiła do skrzydłowego MKS. Krzysztof Gancarczyk minął ładnym zwodem Mateusza Śliwę i teraz już dokładnie zacentrował z linii końcowej do Pawła Łodygi, a ten głową podał do Michała Sikorskiego, który z bliskiej odległości główkował do bramki.
W drugiej połowie zdeterminowani gospodarze przez długie okresy trzymali oławian na ich połowie, niczym w hokejowym zamku. Grali jednak nieskutecznie. Najbliżsi wyrównania byli w 87 minucie, gdy po strzale Białożyta piłka odbiła się od spojenia słupka z poprzeczką.
W tej części gry goście skupili się na obronie prowadzenia, więc bardzo rzadko kontrowali. Jeśli przeprowadzali takie akcje, to pod bramką Jaroty było gorąco.
Bardzo nerwowe były końcowe minuty. W przedłużonym czasie gry, najpierw o pięć minut, a potem jeszcze o trzy, gospodarze rozpaczliwie atakowali prawie całą drużyną. Grali przy tym ostro, więc sędzia często używał gwizdka, czym doprowadzał miejscowych do wściekłości. Oni uważali, że oławianie symulują faule…
*
Więcej szczegółów z sobotniego pojedynku, także pomeczowe komentarze trenerów i piłkarzy obu drużyn oraz wyniki innych spotkań II ligi - w najnowszym papierowym wydaniu „GP-WO”, które ukazało się w sprzedaży w środę 29 sierpnia.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski







Napisz komentarz
Komentarze