Na półmetku sezonu 2011/12 podopieczni trenera Mieczysława Łuszczyńskiego byli w strefie spadkowej, na 13. miejscu w tabeli. Wygrali tylko dwa mecze, cztery zremisowali i ponieśli aż dziesięć porażek. Strzelili zaledwie dwanaście bramek, w tym dwie na wyjazdach. To był najgorszy bilans w tej grupie.
Reklama
Sokół Marcinkowice wywalczył w rundzie rewanżowej o 11 punktów więcej niż jesienią, jednak musi się pożegnać z okręgówką
W klubie było sporo problemów. Mnożyły się kontuzje, brakowało dobrych zmienników. Niektórzy zawodnicy zachowywali się na boisku nierozważnie, łapiąc kolejne kartki. Nie sprawdzili się piłkarze, którzy doszli do drużyny przed sezonem. Tylko Dawid Kopestyński grał na spodziewanym poziomie. W wielu spotkaniach Sokół nie był gorszy od rywali, czasem nawet przeważał, ale kończył porażką. Grał jak równy z równym w pojedynkach z drużynami z czołówki, a tracił punkty ze słabszymi. Miał ogromne problemy ze skutecznością, napastnicy seryjnie marnowali dogodne sytuacje strzeleckie. Do siatki trafiali pomocnicy i obrońcy, ale w defensywie spisywali się poniżej oczekiwań.
Zimą dołączyli do zespołu Adrian Nadratowski z Lotosu Gaj Oławski oraz Łukasz Strasz z Włókniarza Głuszyca, ale mieli spore zaległości treningowe, więc przeważnie wchodzili z ławki rezerwowych. Gra opierała się na piłkarzach z poprzedniej rundy. - Mamy ograniczony budżet i dokonaliśmy transferów na miarę naszych możliwości - twierdził Jakub Piasecki, kierownik Sokoła. - Łukasz Strasz, po ciężkiej kontuzji ścięgna Achillesa, doszedł do pełnej dyspozycji dopiero w końcówce sezonu, zdobywając zwycięskiego gola w spotkaniu z LKS Stary Śleszów.
Lider pokonany
Wiosna była znacznie lepsza. Po dobrze przepracowanym okresie przygotowawczym drużyna zaczęła regularnie zdobywać punkty. Nadal jednak największym problemem była szczupła kadra. Brakowało bramkostrzelnego napastnika, mogącego podrywać zespół w trudnych momentach. W tej sytuacji bilans wiosennych meczów - sześć zwycięstw, pięć porażek i trzy remisy - można uznać za udany. Główną przyczyną spadku do klasy "A" była słaba runda jesienna.
W pierwszym wiosennym meczu Sokół sprawił sensację w Marcinkowicach, pokonując lidera, KP Brzeg Dolny. Goście prowadzili po strzale Marka Gacka, a miejscowi odpowiedzieli trafieniami Łukasza Soroczyńskiego i Piotra Walczaka. Po końcowym gwizdku zapanowała euforia. - Zaletą sportu, a zwłaszcza futbolu jest to, że potrafi być nieprzewidywalny - ocenił to spotkanie trener KP Jerzy Szaliński. - Dziś mieliśmy potwierdzenie tej tezy. "Na papierze" byliśmy silniejsi, ale w praktyce było inaczej. Zwyciężył zespół, który zagrał po prostu skuteczniej.
Kolejne mecze to gra w kratkę, a zwycięstwa z Łoziną, Czarnymi Jelcz-Laskowice, Odrą Lubiąż, GKS Długołęka i LKS Stary Śleszów. To potwierdzało dobre przygotowanie zespołu. Szczególnie ciekawy był derbowy pojedynek z Czarnymi J-L. Marcinkowiczanie byli zdecydowanie lepsi i odnieśli zasłużone zwycięstwo 2:0. Pierwszego gola strzelił Mateusz Soroczyński, wykorzystując kiks bramkarza jelczan Rafała Maliszewskiego. Po zmianie stron podwyższył Radosław Piasecki, skutecznie egzekwując rzut karny, za faul na Dawidzie Kopestyńskim. Później zrobiło się nerwowo, sędzia pokazał trzy czerwone kartki, usuwając z boiska zawodników Sokoła - Radosława Piaseckiego i Łukasza Strasza oraz Patryka Kozinę z Czarnych. Wydawało się, że po tym zwycięstwie Sokół złapie wiatr w żagle. Stało się jednak inaczej. Następne mecze skończyły się porażkami z Polonią Wrocław oraz Pogonią Oleśnica.
Przegrany mecz o życie
O wszystkim decydował ostatni mecz, z Orłem w Sadkowie. - Graliśmy w trudnych warunkach, podczas deszczu - mówi Jakub Piasecki. - Do utrzymania wystarczał nam remis, dlatego koncentrowaliśmy się na defensywie, licząc na kontrataki. Miejscowi zdobyli prowadzenie w kontrowersyjnych okolicznościach. Sędzia uznał gola, choć według nas piłka nie przekroczyła linii bramkowej. Wyrównał Łukasz Soroczyński, wprowadzony do gry chwilę wcześniej. Sadkowianie byli bardzo zdeterminowani i jeden z ich ataków zakończył się powodzeniem. Mateusz Soroczyński nie utrzymał równowagi na śliskiej murawie, a napastnik gospodarzy umieścił piłkę w siatce i skończyło się naszą porażką 1:2. Ze spadku nie robimy tragedii. Większość piłkarzy wyraziła chęć pozostania w zespole na przyszły sezon. W najbliższym czasie zamierzamy zorganizować walne zebranie członków klubu, tam podejmiemy kluczowe decyzje. Za bardzo dobrą grę w całym sezonie chciałbym wyróżnić Mateusza Soroczyńskiego. W dużej mierze dzięki niemu walczyliśmy do ostatniej kolejki o utrzymanie się w "okręgówce".
Tomasz Neumann
Fot.: Mateusz Czajka
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze