…a tymczasem wyszło z tego kolejne duże rozczarowanie. Oławianie po słabej grze (zwłaszcza w drugiej połowie) polegli 0:1 w pojedynku z drużyną zielonogórskich młodzieżowców
Zadowolony z gry swoich podopiecznych w meczu z Prochowiczanką, trener MKS Sebastian Sobczak liczył, że w następnym meczu jego drużyna wreszcie przełamie niemoc strzelecką i przywiezie z Zielonej Góry do Oławy komplet punktów. To było realne, bo naprzeciwko siebie stanęły zespoły teoretycznie o zupełnie innym potencjale. W zielonogórskim aż roiło się od młodzieżowców, a w oławskim nie brakowało rutynowanych graczy, mających za sobą długi staż trzecioligowy, a nawet - tak jak bracia Waldemar i Krzysztof Gancarczykowie - występy w II lidze. Plaga kontuzji w MKS zmusiła jednak trenera Sobczaka do kolejnych przetasowań w składzie, Do wcześniej już pauzujących z powodów zdrowotnych Damiana Kiełbasy, Dawida Pożaryckiego i Daniela Pawlaka, przed meczem z Lechią dołączyli Dawid Lipiński, Andrzej Gancarczyk i Arkadiusz Synówka.
To z pewnością wpłynęło na zmniejszenie siły uderzeniowej oławskiej drużyny, ale w pierwszej połowie meczu, rozgrywanego w środę 9 maja na zielonogórskim stadionie przy ulicy Sulechowskiej, nie było jeszcze tego widać. Jej przebieg zdawał się potwierdzać przedmeczowe przewidywania i nadzieje Sebastiana Sobczaka. Goście szybko przejęli inicjatywę i długo dominowali na boisku.
W 19 minucie powinno być 1:0 dla MKS, ale Paweł Łodyga, po zagraniu w uliczkę przez Mohammeda Donzo, nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem Lechii. Tuż przed gwizdkiem na przerwę oławianie nie wykorzystali kolejnej stuprocentowej sytuacji. Mohammed Donzo wyprzedził obrońców Lechii i będąc na czystej pozycji, zamiast strzelić płasko po ziemi, obok wybiegającego z bramki Grzegorza Tomiaka, próbował zdjąć z okienka pajęczynę.
W drugiej połowie z minuty na minutę widać było coraz większą nerwowość w grze oławskiego zespołu. Akcje ofensywne się nie zazębiały, a defensywa też grała niespokojnie. W 69 minucie słabo spisał się Mateusz Poważny, występujący w meczu z Lechią w defensywie „z konieczności”. Dał się ograć Rafałowi Figlowi, który lewą stroną przedarł się na pole karne MKS i ni to podał, ni strzelił z ostrego kąta. Florczyk sparował uderzenie, ale zabrakło asekuracji ze strony Dominika Wejerowskiego i osiemnastoletni Albert Cipior bez trudu z kilku metrów wpakował futbolówkę do oławskiej bramki.
Końcowe minuty to przysłowiowe „walenie głową w mur”. Zielonogórzanie cofnęli się prawie całą drużyna na własną połowę i nie dali sobie wyrwać zwycięstwa, bo oławianie popełniali te same grzechy, co w kilku poprzednich wiosennych pojedynkach - po prostu nie potrafili skutecznie wykorzystać ani jednej sytuacji podbramkowej. Nie dziwi więc, że tak jak niedawno z Ząbkowic, teraz z Zielonej Góry także wrócili do domu „na tarczy”.
*
Więcej szczegółów ze środowego pojedynku, także pomeczowe komentarze przedstawicieli obu drużyn, wyniki innych spotkań i aktualna tabela III ligi - w najnowszym papierowym wydaniu „GP-WO”, które ukaże się w sprzedaży w środę 16 maja.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze