- Latem tego roku, tuż przed rozpoczęciem rozgrywek, odpowiadając na nasze pytanie "O co gramy?", przedstawił pan główny cel, jaki zarząd klubu postawił piłkarzom. Mało to być przede wszystkim utrzymanie drużyny seniorów w gronie trzecioligowców. Jednocześnie zastrzegł pan, że w trakcie sezonu może się pojawić inne, "bardziej wymagające zadanie". Dziś chyba możemy z całą pewnością stwierdzić, że to się właśnie stało i piłkarze grający w III lidze będą teraz musieli spełnić to "bardziej wymagające zadanie".
Z Andrzejem Węglowskim, prezesem MKS Oława, rozmawia Krzysztof Andrzej Trybulski
- Po zakończeniu jesiennych rozgrywek nasza drużyna lideruje w dolnośląsko-lubuskiej III lidze, mając kilka punktów przewagi nad głównymi rywalami. W tej sytuacji nie mamy już innego wyjścia i chcemy walczyć o ten najwyższy cel, jakim jest mistrzostwo i awans do II ligi. Nie możemy przecież powiedzieć chłopakom: - Odpuście!, bo to byłoby wypaczeniem ducha sportowej walki i zasad "fair play".
- Gdy nowy zarząd klubu, w którym początkowo był pan wiceprezesem, a od pewnego czasu jest prezesem, przejmował stery w MKS, to zastał w nim niemal spaloną ziemię, zwłaszcza w sferze finansowej. Jak obecnie wygląda pod tym względem sytuacja w MKS?
- Ona nadal nie jest łatwa, ale różni się zdecydowanie na plus od tej, jaką zastaliśmy na początku, gdy przejęliśmy klub. Odziedziczyliśmy po poprzednim zarządzie dług, sięgający prawie 300 tysięcy złotych, z czego wiele zobowiązań miało status natychmiastowej wymagalności. Powoli, ale systematycznie, staraliśmy się gasić wciąż wybuchające pożary, jakimi były wezwania do zapłaty, roszczenia komornicze lub pozwy sądowe. Po pierwszym roku działalności, czyli pod koniec 2010, zredukowaliśmy zadłużenie prawie o 100 tys. zł. W roku bieżącym zmalało o kolejną znaczącą kwotę. Nie podam tu dokładnych danych, bo bilans roku nie jest jeszcze zamknięty. Jedno jest pewne - nie mamy już żadnych zadłużeń, które wymagają natychmiastowej spłaty i groziłyby zachwianiem płynności finansowej klubu. Pod tym względem sytuacja jest o niebo lepsza niż na początku roku 2010. Nie oznacza to, że jest już bardzo dobrze. Ciągle mamy problemy ze spięciem budżetu, czyli doprowadzenia do takiej sytuacji, w której przychody klubu równoważą wydatki. To wynika głównie właśnie ze wspomnianych zaszłości. Podpisaliśmy kilka ugód z byłymi piłkarzami i trenerami, którym musimy ratalnie, co miesiąc, wypłacać zaległe należności. Właśnie to powoduje, że czasami w kasie klubu nie ma pieniędzy na uregulowanie bieżących zobowiązań.
- A jak wyglądają kwestie organizacyjne? Czy tu także odnotowano poprawę?
- Ktoś, kto obserwował działalność klubu w okresie, gdy rządził poprzedni zarząd, i ma możliwość porównania tego z dzisiejszą sytuacją, to widzi różnicę gołym okiem. Przede wszystkim kierujemy klubem nie jednoosobowo, lecz kolegialnie. To pozwala rozłożyć obowiązki na kilka osób i wykonywać je efektywniej.
- Zarząd działa kolegialnie, ale są w nim "martwe dusze".
- Ma pan zapewne na myśli Piotra Walęciaka. On rzeczywiście od pewnego czasu nie jest aktywny, ale z przyczyn obiektywnych. Z powodów osobistych i zawodowych wyjechał z naszego powiatu i trudno mu w obecnej sytuacji udzielać się w klubie. Ten jego wyjazd ma jednak charakter tymczasowy. Pan Walęciak nie chce rezygnować z pracy w zarządzie. Zadeklarował, że po powrocie w nasze strony ponownie zaangażuje się w działalność klubową. Trzeba tu zauważyć, że działał bardzo aktywnie w zarządzie, w tym pierwszym, najtrudniejszym okresie. W wielu sprawach był nam bardzo pomocny. Nie jest też tak, że do pracy w zarządzie ludzie pchają się drzwiami i oknami. Nikt z jego członków nie pobiera za to wynagrodzenia. Myślę, że na razie tymi siłami, które są, bez większych problemów wypełniamy lukę po panu Walęciaku. Od września mamy w klubie dyrektora sportowego, którym jest Dariusz Witkowski i on w dużym stopniu przejął ten zakres zadań, jakie miał Piotr Walęciak. Inne sprawy, takie jak np. wyszukiwanie talentów w ościennych klubach, czy kontakty z kibicami, realizuje Piotr Kluzek.
- Jeśli już wymienił pan Piotra Kluzka, to zapytam, czy łączenie roli wiceprezesa z pracą klubowego trenera jest dobrym rozwiązaniem, jak to jest w tym przypadku?
- Patrząc na to czysto teoretycznie, to można by rzeczywiście stwierdzić, że nie jest to właściwe. Życie jednak weryfikuje takie różne naukowe, czy ideowe założenia. Przede wszystkim Piotr Kluzek wyraził chęć pracy w zarządzie, co jak już mówiłem, nie jest wcale takie powszechne. Po drugie, łącząc funkcję wiceprezesa z rolą szkoleniowca, ma jakby inny punkt widzenia. Patrzy na sprawy klubowe z dwóch stron i czasami podpowiada nam, co powinniśmy zrobić, żeby nasze decyzje były także akceptowane przez tych, którzy w klubie są najważniejsi, a więc przez piłkarzy i trenerów...
- Są jeszcze kibice, sponsorzy, władze miasta.
- I o nich także myślimy. Ba, przede wszystkim właśnie o nich. Klub to jest przecież pewien zestaw naczyń połączonych. Żeby działał, muszą być w nim ci, którzy chcą trenować i grać. Z kolei oni mają grać dla tych, którzy chcą to oglądać, czyli dla kibiców. Do tego wszystkiego potrzebne są pieniądze, czyli sponsorzy, a w tym władze miasta, które dysponują obiektami sportowymi i mogą także wspierać klub finansowo.
- No właśnie, w przypadku awansu do II ligi to wsparcie będzie musiało się znacznie zwiększyć.
- Wiemy o tym i dlatego już teraz chcemy się do tej sytuacji przygotować. Dariusz Witkowski robi obecnie rozeznanie w kwestii ewentualnych kosztów, jakie grożą nam w przypadku sportowego awansu. Mamy blisko nas miasto zbliżone wielkością do Oławy - myślę tu o Kluczborku - gdzie jeszcze niedawno była drużyna pierwszoligowa, a obecnie jest drugoligowa. To będzie dla nas pewien punkt odniesienia.
- Są jeszcze Jarocin i Żagań, co dowodzi, że można utrzymać drużynę drugoligową w trzydziestotysięcznym mieście i w powiecie do 100 tysięcy mieszkańców...
- Też tak sądzimy i dlatego postawiliśmy piłkarzom zadanie sportowe, jakim jest wywalczenie drugoligowego awansu. Rolą zarządu jest przygotowanie się do tego ewentualnego sukcesu od strony organizacyjno-finansowej. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobimy, jest spotkanie przedstawicieli oławskich firm i instytucji, z którymi będziemy dyskutować o możliwości wpierania naszego klubu, po ewentualnym awansie do II ligi. Chcemy to zorganizować na przełomie stycznia i lutego. Liczymy, że pomoże nam przy tym burmistrz Franciszek Październik i zechce być gospodarzem tego spotkania.
- Ale ta walka o awans wcale nie będzie łatwa...
- Też tak uważam. Na pewno pierwsze miejsce naszego zespołu w III lidze po jesieni to przede wszystkim zasługa dobrej gry piłkarzy oraz dobrej pracy trenera Sobczaka i całego sztabu szkoleniowego. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że wygrane nie przychodziły nam łatwo. Większość zwycięstw odnieśliśmy różnicą jednej bramki. W kilku przypadkach sprzyjało nam szczęście oraz to, że rywale mieli także słabsze dni lub nieustabilizowaną formę. Wiosną na pewno będzie jeszcze trudniej. Z czołowymi zespołami gramy na wyjeździe, a te drużyny, które przyjadą do nas, także nie oddadzą punktów bez walki.
- Czy w tej sytuacji zarząd przewiduje w zimie jakieś wzmocnienia kadrowe drużyny trzecioligowej?
- Na pewno nie będziemy nikogo kupować. Jeśli pojawi się ktoś nowy, to albo na zasadzie wolnego transferu, albo wypożyczenia. Trener Sobczak także uważa, że dotychczasowa kadra się sprawdziła, nie ma więc powodu do radykalnych zmian. Na razie nikt nas nie opuszcza i nikt do nas nie przychodzi. To się może zmienić w styczniu i w lutym, a więc w okresie przygotowań do wiosennej części sezonu.
- MKS ma podpisane porozumienie o współpracy ze Śląskiem Wrocław. Być może wrocławianie wypożyczą nam np. Marka Gancarczyka, który ostatnio gra tylko w Młodej Ekstraklasie?
- To mało prawdopodobne, ale niewykluczone. Współpraca ze Śląskiem układa się bardzo dobrze, czego najlepszym przykładem był mecz pokazowy, jaki nasza drużyna rozegrała 8 października z liderem ekstraklasy. Tu od razu odpowiem, uprzedzając ewentualne pytanie, że myślimy o rozegraniu podobnego meczu z wrocławską drużyną także w przyszłym roku. Okazją mógłby być np. nasz drugoligowy awans i zdobycie tytułu mistrza Polski przez Śląsk.
- Mecz ze Śląskiem, to było rzeczywiście sportowe wydarzenie roku 2011. Szkoda tylko, że tak wysoko przegraliśmy.
- Może i dobrze, że tak się stało, bo nasi młodzi piłkarze zobaczyli, ile jeszcze pracy przed nimi, by dorównać najlepszym. Przy tej okazji chciałbym podziękować panom Dariuszowi Witkowskiemu i Stanisławowi Lipińskiemu, bo to głównie dzięki nim udało się ten mecz zorganizować. Pan Staszek wykorzystał tu swoją osobistą przyjaźń z trenerem Orestem Lenczykiem, z dawnych czasów jego gry w Moto-Jelczu Oława.
- Na koniec zapytam o zespoły młodzieżowe. Czy jest pan zadowolony z osiągniętych wyników?
- Mieliśmy niedawno spotkanie z trenerami, na którym każdy omówił poczynania swoich drużyn w rundzie jesiennej. Ogólna nasza ocena jest pozytywna, mimo że wyniki nie wszystkich zespołów są zadowalające. Tu jednak nie naciskamy na sukces sportowy za wszelką cenę, bo w grupach młodzieżowych cele są zupełnie inne. Ważniejsze jest wyłuskiwanie i szlifowanie talentów niż ewentualny sukces drużyny. Z rzeczy, które sobie wcześniej zaplanowaliśmy w działalności klubu, na razie nie udało się nam ruszyć pionu rekreacyjnego. Chodzi tu o grupy młodzieżowe, w których mogliby ćwiczyć chętni do tego chłopcy, nie mający jednak jeszcze predyspozycji do profesjonalnego uprawiania sportu. To wymaga pewnych nakładów finansowych i obecnie nas na to jeszcze nie stać. Skoro musimy już kończyć naszą rozmowę, to przy tej okazji chciałbym podziękować wszystkim osobom oraz firmom i instytucjom, które wspomagały nasz klub w mijającym roku. Szczególnie panu burmistrzowi Franciszkowi Październikowi oraz firmom SCA i "Dombud". Oni wsparli nas w największym wymiarze finansowym i organizacyjnym. W naszym klubie ćwiczy obecnie prawie 150 młodych piłkarzy, a w dwudziestodwuosobowej kadrze drużyny trzecioligowej mamy siedemnastu wychowanków. To właśnie ci młodzi piłkarze głównie konsumują pozyskiwane od sponsorów pieniądze. Owszem, robią to dla siebie, ale przede wszystkim dla klubu i dla miasta. Dzięki dobrej grze naszej pierwszej drużyny, jest o nim coraz głośniej nie tylko na Dolnym Śląsku czy Ziemi Lubuskiej, ale w całej Polsce.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze