Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 15 grudnia 2025 14:25
Reklama

To nasz wspólny sukces

Podziel się
Oceń

Z Sebastianem Sobczakiem, trenerem MKS SCA Oława, rozmawia Krzysztof Andrzej Trybulski
- Nie wypada inaczej zacząć naszej rozmowy, jak tylko od złożenia gratulacji. Spodziewał się pan tego sukcesu, jakim jest liderowanie oławskiej drużyny w rozgrywkach trzecioligowych po rundzie jesiennej, w dodatku ze sporą przewagą nad rywalami?
- Przyjmuję gratulacje w imieniu całego zespołu, bo uważam, że wszyscy piłkarze, nie tylko podstawowi, ale również ci, którzy grali mniej, bo byli z reguły rezerwowymi, także przyczynili się do tego sukcesu. On nie jest jeszcze pełny, bo przecież to dopiero połowa drogi. Minęliśmy półmetek rozgrywek, ale z pewnością już na tym etapie przyniosły one szkoleniowcom oraz zawodnikom, także działaczom klubowym i przede wszystkim oławskim kibicom, sporo zadowolenia i satysfakcji. Przed sezonem nikt nie zaliczał nas do faworytów, mieliśmy być raczej zespołem walczącym o środek tabeli, sądzono nawet, że będziemy bardziej grać o utrzymanie się w III lidze. Mogę teraz zdradzić, że tuż przed wyjazdem na pierwszy mecz do Międzyrzecza zadałem chłopakom pytanie, o co będziemy walczyć? I prawie wszyscy powiedzieli, że powinniśmy zmieścić się w czubie tabeli, a dwóch czy może trzech zawodników stwierdziło, że stać nas na walkę o najwyższy cel, czyli o mistrzostwo i awans do II ligi. Przyznaję, że sam byłem w tej kwestii umiarkowanym optymistą, ale z meczu na mecz okazywało się, że ten ambitny cel, staje się coraz bardziej realny...
 
- Nie było jednak jakiegoś wielkiego ciśnienia na pana i na zawodników, że już od pierwszego spotkania mamy bić się o awans?
- Oczywiście, że nie. Po prostu koncentrowaliśmy się na każdym kolejnym pojedynku, nie patrząc zbyt daleko do przodu. Gdyby tak było, to drużyna składająca się w większości z młodych, a nawet bardzo młodych chłopaków, mogłaby tego nie wytrzymać. To pozwoliło grać spokojnie, ale jednocześnie zacięcie walczyć o zwycięstwo w każdym meczu. Najlepiej widać to było w pojedynkach, w których udawało się przełamać rywala, który nas doganiał. Tak było z Ilanką Rzepin, Lechią Zielona Góra i Prochowiczanką. Jeszcze wyraźniej dało się to zauważyć w meczach, w których odwracaliśmy niekorzystny wynik - np. w Świdnicy, gdy w walce z bardzo mocną kadrowo Polonią straciliśmy szybko bramkę, a mimo to wywieźliśmy stamtąd komplet punktów, czy w dramatycznym spotkaniu w Oławie z Bielawianką.   
 
- Nie udało się jednak uniknąć wpadek, mam tu na myśli przegrane mecze z ząbkowickim Orłem i z Motobi oraz remis z dzierżoniowską Lechią.
- Tego meczu z Orłem nie nazwałbym wpadką. Był to raczej wypadek przy pracy. Ząbkowiczanie przyjechali do nas jako wicelider, a tymczasem w pierwszej połowie nie mieli prawie nic do powiedzenia. W końcówce pierwszej części meczu przydarzyła się ta pechowa interwencja Michała Sikorskiego, do tego doszło niezdecydowanie arbitra i straciliśmy gola, który ułatwił rywalom dalszą grę. Z Motobi zagraliśmy rzeczywiście słabo i nie tłumaczy nas fatalny stan murawy w Kątach Wrocławskich. Co do meczu z Lechią, to najpierw warto zauważyć,  że punkt z wyjazdu jest zawsze wartością, zwłaszcza zdobyty na trudnym terenie. Drużyna z Dzierżoniowa, po słabym początku, z pojedynku na pojedynek grała coraz lepiej. Akurat trafiliśmy na nią, podobnie zresztą jak na Motobi, gdy była na tzw. fali wznoszącej. W dodatku mieliśmy za sobą ciężki mecz ze Śląskiem Wrocław. Miał charakter towarzyski, ale chłopcy chcieli się w nim pokazać z jak najlepszej strony i nie oszczędzali się w walce. Potem w Dzierżoniowie, po nieco przestawionym mikrocyklu, trochę brakowało nam pary, zwłaszcza w ataku. Ogólnie powiem tak, że nie wszystkie mecze od początku do końca dobrze się nam układały, ale w każdym chłopcy walczyli do ostatnich minut, pokazywali charakter, widać było ich chęć pokonania przeciwnika. Cały czas dążyli do tego, by strzelić co najmniej jedną bramkę więcej niż rywal.
 
- W porównaniu z poprzednimi szkoleniowcami, miał pan w lecie dość komfortową sytuację, bo nie trzeba było na nowo kleić drużyny.
- To prawda. Przyszedłem, a właściwie wróciłem do oławskiego klubu na początku tego roku. Drużyna walczyła wówczas o utrzymanie się w III lidze i taki cel udało się osiągnąć, chociaż przyznam, że nie bez problemów, zwłaszcza na początku rundy. Jednocześnie w trakcie tej rundy wiosennej powoli kształtował się kręgosłup drużyny, która potem tak dobrze spisywała się w pierwszej części nowego sezonu. Wiosną pozyskaliśmy kilku nowych graczy, bo nasi wychowankowie, którzy jesienią ubiegłego roku regularnie grali w III lidze, byli potrzebni w zespole juniorów, który walczył o utrzymanie się w lidze dolnośląskiej. Potem okazało się, że nie wszyscy nowi się sprawdzili, bo z grupy kilku graczy pozostał u nas tylko Paweł Błaszczak. Chcieliśmy też zatrzymać Łukasza Staronia, ale on wolał szukać szczęścia w innym klubie, w wyższej lidze. Doszli natomiast ponownie do zespołu piłkarze występujący wiosną w LDJ, którzy latem skończyli wiek juniora. Mimo młodego wieku, okazali się dużym wzmocnieniem drużyny. Jesienią kadra MKS liczyła 22 zawodników, a więc w pewnym sensie dwie kompletne jedenastki. To powodowało rywalizację w zespole,  bo każdy z zawodników starał się dobrze grać przede wszystkim dla drużyny. W drugiej części jesieni, gdy pojawiły się kontuzje i przymusowe przerwy z powodu kartek, mogli się wykazywać zmiennicy i robili to bardzo dobrze. To była nasza mocna strona w tej rundzie, że rezerwowi gracze, pojawiający się na boisku w różnych fazach meczu, utrzymywali dotychczasowy poziom gry zespołu i to często dawało nam przewagę nad rywalami. 
 
- Najwięcej kontrowersji budziła rywalizacja bramkarzy. Niektórzy kibice twierdzą, że faworyzował pan Sebastiana Mordala, bo jego ojciec pomaga prowadzić drużynę i odpowiada za szkolenie golkiperów.
- Przed sezonem ustaliłem, że w bramce rozpocznie Radek Florczyk, bo ma więcej doświadczenia. W tym czasie obaj prezentowali podobną formę. Zmiany w bramce miały nastąpić po wyraźnych błędach. Stało się trochę inaczej, bo Sebastian po kilku meczach zastąpił Radka, z powodu jego kontuzji. Ponieważ spisywał się dobrze, nie było powodów do ponownej zmiany, mimo że Radek w tym czasie już wyleczył kontuzję i mógł bronić. Żeby nie wypadł z rytmu meczowego, wstawiałem go do bramki w pojedynkach pucharowych. Po meczu z Motobi Radek wrócił między słupki w spotkaniach ligowych, bo forma Sebastiana nieco spadła. Ja decydowałem w tych kwestiach, a rola, jaką pełni w klubie, zresztą bardzo istotna, Jarek Mordal, ojciec Sebastiana, ogranicza się do kwestii szkoleniowych.
 
- Który z piłkarzy MKS grał jesienią najlepiej, a kto pana najbardziej rozczarował?
- Z zasady nie wystawiam indywidualnych ocen, tym bardziej na łamach prasy, bo to potem rodzi różne kontrowersje w drużynie. Może to być odebrane, że kogoś nie doceniam, a kogoś innego zbytnio preferuję. Mogę jednak powiedzieć, że dane statystyczne, które można obejrzeć na stronie internetowej klubu, a także wasza gazetowa klasyfikacja na najlepszego piłkarza MKS, wskazują pewien obraz drużyny. Widać, kto się wyróżniał, a kto grał nieco słabiej. Najczęściej występowali w podstawowym składzie i z reguły grali pełne 90 minut: Damian Kiełbasa, Kuba Kalinowski, Waldek Gancarczyk i Dominik Wejerowski.
Z kolei Krzysiek Gancarczyk, Michał Sikorski, Mateusz Poważny i Damian Kozioł, mieli pewne przerwy, spowodowane karami za kartki lub kontuzjami, ale na pewno należeli do wyróżniających się graczy w drużynie. Mateusz Gancarczyk i Donzo strzelali ważne  przełomowe bramki. Pozostali zawodnicy dołożyli swoje w innych momentach. Ważne, że wszyscy wzajemnie się wspierali w szatni i na boisku.
 
- A propos kartek. Niektóre były chyba zupełnie niepotrzebne...
- To prawda, ale trzeba pamiętać, że to złe zachowanie zawodnika jest czasami efektem adrenaliny, kilkusekundowego impulsu - jest bodziec, jest reakcja. Moim zdaniem czerwone kartki, po których wykluczono na kilka spotkań Krzyśka Gancarczyka i Dawida Pożaryckiego, były zbyt pochopnie pokazane. Nasi piłkarze byli w tych sytuacjach wyraźnie prowokowani. Z drugiej jednak strony ma pan rację, musimy nad tym popracować, bo wiosną wszyscy będą się nam uważnie przyglądać i nikt nam nie będzie folgował, zwłaszcza sędziowie.
 
- Takim kartkowym pechowcem był najmłodszy w zespole Kamil Szczepaniak. Grał w pierwszym meczu niespełna 5 minut i wylądował przed czasem w szatni. Słyszałem, że po tym zdarzeniu chciał nawet całkiem zrezygnować z uprawiania sportu w MKS.
- To prawda. Był taki moment. Kamil to bardzo zdolny i jednocześnie niezwykle ambitny zawodnik. Zawiesił sobie bardzo wysoko poprzeczkę, ale chyba trochę za szybko chciał to osiągnąć. Myślę, że mimo wszystko będziemy mieli z niego jeszcze sporą pociechę... |
 
- Dobrze, a nawet bardzo dobrze, zwłaszcza w początkowej części sezonu, zagrał pierwszy w historii naszego klubu czarnoskóry piłkarz Mohammed Donzo. Pod koniec nie był już jednak tak skuteczny.
- Przyczyny tej sytuacji są różne. Po kilku początkowych meczach zrobiło się o nim głośno i rywale poświęcali mu więcej uwagi, więc w każdym następnym pojedynku było mu trudniej zdobywać gole. Donzo przeżywał też sprawy z legalizacją pobytu w Polsce i to go trochę dusiło psychicznie. Na szczęście ma już to za sobą. Daliśmy mu teraz trochę więcej wolnego, pojechał na miesiąc do Gwinei, do rodziny, z którą nie widział się już prawie 2 lata. Myślę, że to mu dobrze zrobi i że w styczniu, mimo zimy, która nie jest dla niego sprzyjającą porą roku, wróci do nas wypoczęty i gotowy do budowania formy na wiosenną część sezonu.|
 
- Wrócił pan do MKS nie tylko jako opiekun pierwszej drużyny seniorów, ale także jako trener-koordynator wszystkich grup szkoleniowych. Cel długofalowy, jaki wyznaczył panu zarząd klubu, to zbudowanie nowego systemu szkolenia w MKS. Na jakim jest to teraz etapie?
- Gdybym miał to oceniać w skali procentowej, to udało się nam zrealizować jedną trzecią, czyli około 30 procent zamierzeń. Rozbudowa struktury szkolenia w dużym stopniu zależy od sytuacji finansowej klubu, która wciąż jest niełatwa. Najważniejszym elementem tego systemu jest  szkolenie młodych piłkarzy. Dobra współpraca naszego klubu ze Śląskiem Wrocław, która już przynosi efekty, wkrótce spowoduje, że ta skala realizacji celów szybko posunie się do przodu. Wspólnie opracowujemy i wspólnie zamierzamy wdrożyć jednolity system szkolenia - od żaka po starszego juniora.
 
- Na koniec najważniejsze pytanie - zostaje pan w Oławie i nadal będzie szkolił piłkarzy MKS?
- Mam umowę podpisaną na dwa lata, więc na razie nie dotarłem nawet do półmetka. Do 9 grudnia prowadzę zajęcia z piłkarzami, którzy są teraz w okresie roztrenowania. Potem otrzymają 3 tygodnie wolnego i zaraz po Nowym Roku bierzemy się ostro do pracy. Chciałbym wyjechać z chłopakami na obóz, choćby kilkudniowy, ale do tego potrzebne będzie pozyskanie extra sponsora, bo klubu nie stać obecnie na taki wydatek. Na razie nikt nie ma zamiaru nas opuścić, chociaż słychać o zainteresowaniu naszymi piłkarzami ze strony kilku klubów. Życzyłbym sobie utrzymania dotychczasowej kadry, bo ona się sprawdziła, a czy dojdzie do nas ktoś nowy, to zobaczymy po Nowym Roku.
Wszystkim kibicom i ludziom, którzy wspierają naszą drużynę i klub, dziękujemy za pomoc i doping. Życzymy także w Nowym Roku dużo zdrowia i wielu radości, z naszym udziałem.
 
Sebastian Sobczak - urodził się 18 października 1974 w Oławie, absolwent Akademii Wychowani Fizycznego we Wrocławiu, trener II klasy. Jest żonaty, ma dwoje dzieci.
 
Kariera piłkarska: Moto-Jelcz Oława, Wedan Żórawina, KVV Overpelt Fabrik i KFC Dessel Sport (Belgia, II liga), MKS Oława, Polonia Miłoszyce.
 
Kariera trenerska: Burza Bystrzyca (klasa "B" i "A", od jesieni 2002 do wiosny 2006), MKS Autoliv Oława (IV liga, sezon 2006/07 oraz niecała runda jesienna sezonu 2007/08), Polonia Miłoszyce (klasa "A", od początku wiosny do końca jesieni 2008), Czarni Jelcz-Laskowice (klasa "A" i klasa "O", od wiosny 2009 do końca jesieni 2010), MKS SCA Oława (od wiosny 2011 do dziś). 
 
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
 
 

Napisz komentarz

Komentarze

ZASTRZEŻENIE PODMIOTU UPRAWNIONEGO DOTYCZĄCE EKSPLORACJI TEKSTU I DANYCH

Dokonywanie zwielokrotnień w celu eksploracji tekstu i danych, w tym systematyczne pobieranie treści, danych lub informacji ze strony internetowej tuolawa.pl i publikacji przy użyciu oprogramowania lub innego zautomatyzowanego systemu („screen scraping”/„web scraping”) lub w inny sposób, w szczególności do szkolenia systemów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji (AI), bez wyraźnej zgody wydawcy - RYZA Sp. z o.o. jest niedozwolone. 

Zastrzeżenie to nie ma zastosowania do sytuacji, w których treści, dane lub informacje są wykorzystywane w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe. Szczegółowe informacje na temat zastrzeżenia dostępne są TUTAJ

KOMENTARZE
Reklama
NAPISZ DO NAS!

Jeśli masz interesujący temat, który możemy poruszyć lub byłeś(aś) świadkiem ważnego zdarzenia - napisz do nas. Podaj w treści swój adres e-mail lub numer telefonu. Jeżeli formularz Ci nie wystarcza - skontaktuj się z nami.

Reklama
Reklama
Reklama