Słowo „boisko” w przypadku głównej płyty kąteckiego stadionu jest trochę na wyrost. Żalą się na nią wszyscy, łącznie z nowym szkoleniowcem Motobi. Trener świebodzińskiej Pogoni, goszczącej w Kątach przed oławianami, powiedział, że można na niej organizować festyny ludowe, ale nie mecze piłki nożnej na poziomie trzecioligowym. Pogoń przegrała 0:2, a teraz oławianie 1:2. Oba mecze przebiegały bardzo podobnie. Gospodarze najpierw zdobywali prowadzenie, a potem bronili się całym zespołem, czyhając na kontrę. W jednym i drugim meczu ta taktyka się sprawdziła, a drugą bramkę Motobi zdobywało po rzutach karnych, będących efektem szybkiego kontrataku. Na tym jednak podobieństwa się kończą, bo z pewnością oławianie byli znacznie trudniejszym rywalem dla Motobi niż goście ze „świętego miasta”, jak od niedawna określa się Świebodzin, po tym jak stanął tam wielki pomnik Chrystusa Króla.
'- Miałem przed tym meczem jakieś złe sny, jakiś niepokój, że nie wszystko pójdzie dobrze - zwierzał się po spotkaniu w Kątach Wrocławskich szkoleniowiec MKS. Niestety, te nienajlepsze przewidywania trenera Sobczaka sprawdziły się na boisku...
O pierwszej połowie pojedynku Motobi z MKS można byłoby w zasadzie napisać, że się odbyła, gdyby nie kilka groźnych sytuacji podbramkowych. Pierwszą stworzyli oławianie już w 2 minucie. Mateusz Gancarczyk zagrał prostopadle do Arkadiusza Synówki, który wyprzedził obrońców, wyszedł na czystą pozycję, ale strzelając w długi róg bramki, nie trafił. W 5 minucie dalekim wyrzutem z autu popisał się były gracz MKS Radosław Parada, piłka odbijała się od nóg oławskich obrońców, aż w końcu trafiła do Kamila Mierzwy, który strzelił chytrze z 10 metrów, lecz dobrą interwencją popisał się Sebastian Sobczak, parując piłkę na słupek. Bramkarzowi MKS pomógł jeszcze Michał Sikorski wybijając futbolówkę na rzut rożny. Potem dwie dobre sytuacje strzeleckie mieli Mierzwa i Piotr Dziegleski, ale nie trafili w bramkę MKS. Oławianie ożywili się pod koniec pierwszej połowy. Już w doliczonym czasie gry skiksował Piotr Jawny, a ratując sytuację, złapał Arkadiusza Synówkę za koszulkę. Goście domagali się czerwonej kartki, ale arbiter najwyraźniej chciał oszczędzić kapitana Motobi, świętującego kilka dni wcześniej czterdzieste urodziny. Uznał, że Synówka nie biegł w stronę bramki i dlatego wyciągnął tylko żółtą kartkę i podyktował wolnego dla MKS. Strzelającemu zwykle skutecznie w takich sytuacjach Dominikowi Wejerowskiemu tym razem zabrakło szczęścia, bo piłka odbiła się od wewnętrznej części słupka, ale nie wpadła do bramki. Próbował ją tam wpakować głową Mohammed Donzo, ale arbiter odgwizdał spalonego.
Po zmianie stron oczekiwaliśmy lepszej gry ze strony oławian i początek był nawet obiecujący. W 55 minucie obrońcy Motobi sfaulowali przed polem karnym szarżującego Synówkę i Dominik Wejerowski znowu miał okazję przymierzyć z rzutu wolnego. Tym razem uderzył celnie, ale za słabo, więc Karol Chwastyk bez trudu obronił. W rewanżu gospodarze stworzyli dwie groźne sytuacje pod bramką Mordala. Po akcji Celucha, który długo i bezkarnie dryblował przy linii końcowej, z bliska strzelał Mierzwa, ale golkiper MKS pewnie obronił. Chwilę później z 15 metrów strzelał Sylwester Kurek, ale obok bramki.
W 63 minucie na boisku w drużynie Motobi zameldował się doświadczony Ireneusz Kowalski i chwilę później zainicjował akcję, którą Kamil Mierzwa zakończył mocnym strzałem pod poprzeczkę z ponad 30 metrów. Trochę oślepiony słońcem Sebastian Mordal za późno zareagował i przepuścił piłkę do siatki.
Oławianie od tego momentu zaczęli się znacznie żwawiej poruszać na boisku, a wyraźnym wzmocnieniem ataku okazał się Dawid Lipiński, który w 60 minucie pojawił się na boisku po raz pierwszy po wielomiesięcznej przerwie, spowodowanej kontuzją. Gdy wydawało się, że dla zdecydowanie nacierających gości wyrównanie jest tylko kwestią czasu, po rzucie rożnym piłkarze Motobi przeprowadzili wzorcową Kontrę. Piłka trafiła na lewą stronę do Kowalskiego, który zagrał prostopadle do szybkiego Piotra Janusza, a ten dał się dopiero powstrzymać Michałowi Sikorskiemu tuż przed bramką MKS. Zdaniem arbitra oławski obrońca naruszył przepisy, więc ukarał go żółtą kartką i podyktował rzut karny. Pewnym egzekutorem jedenastki był Damian Celuch.
Ostatni kwadrans meczu to zmasowany atak MKS na bramkę Motobi. Gospodarze bronili się teraz całą drużyną na swojej połowie i albo wybijali piłkę gdzie popadnie, albo „kosili” szarżujących oławian. Sędzia co rusz odgwizdywał więc rzuty wolne dla oławskiego zespołu. Po jednej z takich decyzji z lewej strony pola karnego podawał Waldemar Gancarczyk, a w podbramkowym tłoku kierunek lotu piłki zmienił Dawid Lipiński, czym zupełnie zaskoczył Chwastyka. Chwilę później Lipiński mógł wyrównać, gdy dostał dobre podanie w uliczkę od Synówki, ale za daleko wypuścił sobie piłkę i bramkarz Motobi tym razem zdążył z interwencją.
W nerwowej końcówce goście mieli jeszcze dwie okazje na zdobycie gola, dającego co najmniej remis. Najpierw po podaniu Mateusza Gancarczyka, który wykonywał któryś z kolei rzut rożny, zakotłowało się pod bramką gospodarzy. Nic jednak z tego nie wyszło, bo arbiter po chwilowym zamieszaniu przerwał akcję gwizdkiem, uznając, że główkujący Sikorski przy wyskoku sfaulował bramkarza. Potem z wolnego podawał Damian Kiełbasa i mimo dużej odległości, omal nie zdobył gola. Na przedpolu bramki Chwastyka był spory tłok, więc golkiper Motobi nie widział długo lecącej piłki, ta jednak na jego szczęście o centymetry minęła słupek i wyszła na aut.
Po chwili sędzia odgwizdał koniec spotkania i oławianie musieli przełknąć gorycz drugiej w tym sezonie porażki.
Pomeczowe komentarze...
Leszek Dulat - trener Motobi
- Przystąpiliśmy do tego spotkania mocno zmotywowani, bo kilka dni wcześniej nasz kapitan Piotrek Jawny, który od wielu lat jest związany z kąteckim klubem, obchodził czterdzieste urodziny. Chcieliśmy mu sprawić miłą niespodziankę, pokonując lidera i to się udało. Jestem z tego oczywiście bardzo zadowolony - tym bardziej, że także remis w pojedynku z oławską drużyną, która jest przecież w tym sezonie na fali, przyjąłbym z pokorą.
Początkowo obie drużyny grały z dużym szacunkiem dla siebie i nie stworzyły zbyt wielu groźnych sytuacji strzeleckich. My mieliśmy taką najbardziej klarowną na początku, a goście tuż przed końcem pierwszej połowy. W przerwie powiedziałem chłopakom, że powinni wykorzystać to, że oławianom nie gra się zbyt dobrze na takim małym i twardym boisku, jakie tutaj mamy. Zaleciłem agresywne krycie w środku pola i to przyniosło efekt w początkowych minutach drugiej połowy. Zdobyliśmy wtedy gola, dającego prowadzenie, a gdy wkrótce podwyższyliśmy na 2:0, wydawało się, że mecz mamy pod kontrolą. W końcówce daliśmy się jednak stłamsić rywalowi, który atakował całą drużyną i nękał nas seryjnie wykonywanymi rzutami wolnymi, po których mogło paść sporo bramek. Na szczęście dla nas straciliśmy tylko jedną i dlatego po końcowym gwizdku arbitra mogliśmy się cieszyć z kompletu bardzo ważnych punktów. Wygrana nad oławskim MKS potwierdziła naszą dużą chęć wyrwania się ze strefy spadkowej jeszcze w rundzie jesiennej.
Sebastian Sobczak - trener MKS SCA Oława
- W tygodniu poprzedzający mecz z Motobi trenowaliśmy w Oławie na bocznych płytach, by chociaż trochę się przyzwyczaić do warunków, na jakie tu dziś trafiliśmy. Okazało się jednak, że nasza najgorsza trzecia płyta jest lepsza od tej głównej w Kątach. Najdotkliwiej odczuł to na własnej skórze Damian Kozioł, który po wpadnięciu w dziurę skręcił nogę w kostce i po zaledwie 35 minutach gry musiał opuścić boisko. Nie możemy jednak tłumaczyć naszej dzisiejszej przegranej tylko złymi warunkami terenowymi, bo o tym wiedzieliśmy i mieliśmy innymi niż zwykle sposobami budować akcje. Miało być więcej zagrań oskrzydlających i dośrodkowań na pole karne. Tymczasem, zwłaszcza w pierwszej połowie, nasz atak praktycznie nie istniał. Nie wychodziło nam też konstruowanie akcji w środku pola, gdzie na tym wąskim i krótkim boisku było bardzo ciasno. Zaczęliśmy grać tak jak potrafimy dopiero po stracie bramki, ale dość szybko nadzialiśmy się na kontrę, po której rywal zdobył z rzutu karnego drugiego gola. Od tego momentu mecz toczył się praktycznie do jednej bramki, ale w tym czasie udało się nam jedynie zmniejszyć rozmiary porażki. Z niewielu pozytywów, jakie wywozimy dziś z Kątów Wrocławskich, jest udany powrót do drużyny Dawida Lipińskiego.
Motobi Kąty Wrocławskie - MKS SCA Oława 2:1
1:0 - Kamil Mierzwa (w 65 min.)
2:0 - Damian Celuch (75, z karnego)
2:1 - Dawid Lipiński (78)
Kąty Wrocławskie. 22 października 2011. Stadion M-GOSiR. Widzów ok. 100.
Sędziowali: Łukasz Sobiło jako główny oraz Jarosław Królikowski i Marcin Paszkiewicz - asystenci liniowi (Legnica).
Żółte kartki: Jakub Kalinowski (w 31 min.), Radosław Parada (44), Piotr Jawny (+45), Maciej Zapał (47) i Michał Sikorski (75) - wszyscy za faule; Dawid Lipiński (66), Mateusz Gancarczyk (76) i Marcin Nazar (78) - wszyscy za krytykę orzeczeń sędziego.
Motobi: Chwastyk - Parada, Jawny, Gawron, Trusiewicz - Kurek (63 Kowalski), Celuch (88 Kotwicki), Mierzwa, Dzięgielski - Pałys (73 Nazar), Janusz (85 Rokicki).
MKS SCA Oława: Mordal - Wejerowski, Kalinowski, Sikorski, Kiełbasa - M.Gancarczyk , Kozioł (35 Zapał), W.Gancarczyk, Błaszczak (70 Babij) - Synówka (83 Kohut), Donzo (60 Lipiński).
*
Mimo przegranej w Kątach, na kolejkę przed końcem pierwszej rundy oławianie zapewnili sobie pierwsze miejsce w tabeli, bo utrzymali przewagę czterech punktów nad żarskim Promieniem, który 22 października poległ w Zielonej Górze. Podopieczni Sebastian Sobczaka na razie nie mogą się jednak mienić mistrzami jesieni, bo oprócz XV kolejki, kończącej pierwszą fazę mistrzostw, w listopadzie rozegrane będą awansem dwie kolejki z rundy wiosennej. MKS zagra tylko w jednej z nich (5 listopada), z Orłem Międzyrzecz, bo w drugiej, w której rywalem miał być wycofany z rozgrywek Twardy Świętoszów, będzie pauzował.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze