Zielonogórzanie to świeży spadkowicz z II ligi. Poprzednio gościli na stadionie w Oławie bardzo dawno, 27 maja 1995. Walczyli wtedy z oławską drużyną o awans do II ligi. W ostatecznym rozrachunku okazali się lepsi w bezpośrednich pojedynkach o jedną bramkę (u siebie wygrali 3:1, a w Oławie przegrali 1:2) i to oni awansowali. Przez następne lata grali albo w drugiej, albo w trzeciej lidze i nie spotykali się z oławskim zespołem, który występował wówczas o jedną lub dwie klasy niżej.
'- Ten mecz jako żywo przypominał grę w szachy, a nie futbol - tak jeden z oławskich kibiców skomentował pojedynek MKS z Lechią, który miał także pewne historyczne tło...
Warto jeszcze wspomnieć, że mecz w 1995 roku obserwowało na oławskim stadionie 2 tysiące widzów. Do dziś nie udało się pobić tego frekwencyjnego rekordu. W drugiej połowie w oławskiej drużynie wystąpił wtedy Sebastian Sobczak, który teraz prowadzi MKS jako trener. Zmienił wówczas Mieczysława Łuszczyńskiego, który obecnie szkoli piłkarzy Sokoła Marcinkowice, a w meczu z Lechią był strzelcem pierwszego gola dla gospodarzy. Drugiego zdobył Dariusz Zawalniak.
Przed obecnym sezonem działacze zielonogórskiego klubu zapowiadali walkę o szybki powrót do grona drugoligowców, ale - jak na razie - piłkarze Lechii nie potwierdzają tego na boisku. Do sobotniego meczu mieli na swoim koncie trzy zwycięstwa, cztery remisy i dwie porażki. Wyróżniali się jednak w lidze najlepszą defensywą, bo w dziewięciu spotkaniach stracili tylko sześć goli. W dużym stopniu była to zasługa bramkarza Daniela Dłoniaka, który w poprzednim sezonie występował w pierwszoligowym GKP Gorzów.
Te defensywne walory lechitów potwierdziły się w pierwszej połowie. Gospodarze atakowali, ale goście umiejętnie się bronili i niczym bokser, schowany za podwójną gardą, czekali na możliwość skontrowania rywala. Pierwszą, i właściwie jedyną taką okazję przed przerwą, mieli w 8 minucie, ale Michał Kojder zakończył ją niecelnym strzałem z 15 metrów.
Nieco więcej wigoru wykazywali oławianie, ale i oni nie mieli zbyt wielu klarownych sytuacji strzeleckich. W 30 minucie Andrzej Gancarczyk podał na pole karne do Mohammeda Donzo, ale Bartosz Tyktor ofiarnym wślizgiem powstrzymał napastnika MKS. Pięć minut później zimnej krwi zabrakło Mateuszowi Poważnemu, ale dobrą formę potwierdził także golkiper Lechii, broniąc silne uderzenie napastnika MKS z 12 metrów. Poważny kończył ładną akcję, którą zainicjował Damian Kiełbasa, podając na skrzydło do Donzo, który z linii końcowej odegrał do kolegi z ataku. - Nikt mi nie krzyknął, że mam czas, dlatego strzeliłem z woleja, i bramkarzowi było łatwiej obronić, bo nie przymierzyłem zbyt dokładnie - tak wyjaśniał po meczu Mateusz Poważny swoją nieskuteczność w tej akcji.
Po zmianie stron jeden z pierwszych ataków przyniósł gospodarzom powodzenie. Andrzej Gancarczyk wywalczył piłkę na środku boiska i zagrał do młodszego brata Waldemara, ten zaś podał na lewe skrzydło do Damiana Kozioła. Pomocnik MKS dośrodkował na przeciwległą stronę, gdzie piłkę przejął najmłodszy z oławskiego futbolowego rodu Gancarczyków, minął zwodem dwóch obrońców, wpadł na pole karne i strzelił w okienko. Dłoniak próbował to obronić, ale nie zdołał zatrzymać mocno uderzonej piłki i Mateusz Gancarczyk mógł popędzić w stronę sektora oławskiego klubu kibica, by tam z kolegami fetować zdobycie gola.
Wydawało się, że oławianie pójdą za ciosem, bo mimo straty bramki, zielonogórzanie nie zmienili stylu gry. Sytuacja skomplikowała się jednak w 60 minucie, kiedy gospodarze właściwie sprezentowali gościom gola. Najpierw Damian Kozioł nie zrozumiał się po prawej stronie z Dominikiem Wejerowskim i Jakubem Kalinowskim, a po chwili Dawid Pożarycki i Damian Kiełbasa nie wykazali wystarczającej czujności na lewej obronie. Bezwzględnie wykorzystał to Albert Cipior, pokonując Sebastiana Mordala w sytuacji sam na sam, mocnym strzałem po ziemi.
W 62 minucie Michał Sucharek sfaulował przed polem karnym Arkadiusza Synówkę, ale Dawid Dłoniak bez trudu obronił strzał Dominika Wejerowskiego, z rzutu wolnego, z 25 metrów. Inaczej było niespełna osiem minut później. Tym razem niezgodnie z przepisami zagrał Przemysław Adamczak, a poszkodowanym był Waldemar Gancarczyk. Odległość od bramki była teraz korzystniejsza i Wejerowski świetnie to wykorzystał, pakując piłkę z 18 merów w samo okienko.
Oławianie mogli podwyższyć w 78 minucie, kiedy po składnej akcji Andrzeja Gancarczyka i Arkadiusza Synówki na czystej pozycji był Waldemar Gancarczyk, ale nie udało mu się przelobować bramkarza.
Nerwowo było w końcówce, bo lechici koniecznie chcieli wyrównać i zacięcie atakowali. W ostatniej akcji meczu powędrował na połowę MKS nawet Dawid Dłoniak, by wrzucić piłkę z wolnego na pole karne gospodarzy. Ci jednak nie dali się zaskoczyć. Odnieśli ósme zwycięstwo w sezonie i wskutek niespodziewanej porażki ząbkowickiego Orła w Kostrzynie, umocnili się na czele trzecioligowej tabeli.
Powiedzieli po meczu
Przemysław Adamczak - obrońca i kapitan Lechii: - Spotkanie było wyrównane i biorąc pod uwagę przebieg gry, moim zdaniem powinno się zakończyć remisem. O zwycięstwie oławian zadecydowały niuanse. Gospodarze zagrali niemal ze stuprocentową skutecznością, bo mieli bodajże trzy lub cztery sytuacje, z których dwie wykorzystali. My graliśmy może ładnie dla oka, ale głównie w środku pola, bo pod bramką rywali nie potrafiliśmy stworzyć realnego zagrożenia. Ponieważ w piłce nie przyznaje się punktów za wrażenia artystyczne, tylko za większą liczbę strzelonych goli, zeszliśmy z boiska, jako pokonani.
Mateusz Gancarczyk - pomocnik MKS SCA: - To nie był łatwy pojedynek, bo rywal miał w swoich szeregach zawodników ogranych w drugiej, a nawet w pierwszej lidze. W dodatku mecz toczył się przy nietypowej - jak na tę porę roku - wysokiej temperaturze powietrza. Wyszarpaliśmy to zwycięstwo całym zespołem. Szczególnie się cieszę z gola, którego dedykuję swojej mamie, borykającej się z chorobą, oraz z tego, że udało mi się dobrze zastąpić brata Krzyśka, który nie mógł dziś zagrać z powodu czerwonej kartki, otrzymanej przed tygodniem w Prochowicach. W imieniu całej drużyny dziękuję także oławskim kibicom, którzy dopingowali nas pod początku do końca meczu.
MKS SCA Oława - Lechia Zielona Góra 2:1
1:0 - Mateusz Gancarczyk (w 52 min.)
1:1 - Albert Cipior (60)
2:1 - Dominik Wejerowski (75, z wolnego)
Oława. 1 października 2011. Stadion OCKF. Widzów ok. 400.
Sędziowali: Mateusz Pancerz jako główny oraz Lucjan Mateja i Krystian Kubik - asystenci liniowi (Wałbrzych).
Żółte kartki: Damian Kozioł (w 56 min.) i Michał Sucharek (62) - obaj za faule; Waldemar Gancarczyk 70) - za demonstracyjne wybicie piłki w trybuny.
MKS SCA Oława: Mordal - Wejerowski, Kalinowski, Pożarycki, Kiełbasa - A.Gancarczyk (+90 Kohut), Kozioł, W.Gancarczyk (80 Zapał), M.Gancarczyk - Poważny (75 Błaszczak), Donzo (53 Synówka).
Lechia: Dłoniak - Sucharek, Tyktor, Adamczak, Grochowski - Cipior (65 Skrzyński), Rakociński (77 Kolouszek), Figiel (80 Humiński), Górski - Niewidomski (55 Małecki), Kojder.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze