- To nasz prywatny teren - mówi właściciel położonej obok firmy "AUTO-KURIATA. Okręgowa stacja rejestracji samochodów" i pokazuje teren wyłożony kostką. W dokumentach inwestycji jest to droga wewnętrzna, a miała ułatwić dojazd klientom do istniejącego zakładu samochodowego. Z punktu widzenie formalnego to także ciąg pieszo-rowerowy, na którym pierwszeństwo mają piesi i rowerzyści. Kończy się tam, gdzie kończy się kostka. Zgodnie z planem miały tam stać trzy słupki, które skutecznie ograniczyłyby przejazd i samowolę kierowców. Jak tłumaczy właściciel, policja jednak kiedyś poprosiła, żeby ich nie stawiać, bo w nocy czasem potrzebny był im przejazd tą drogą. Więc słupków nie ma, ale właściciel zastanawia się teraz, czy ich jednak zgodnie z projektem nie postawić.
Jakiś czas temu na drodze stał znak "zakaz ruchu", ale ktoś go wyrwał. 12 lat temu firma wydała kilkaset tysięcy złotych na uporządkowanie tego terenu. Gdy odbywały się zawody konne na terenach obok, nikt nie miał pretensji, że ludzie przyjeżdżają, parkują, ale to było w niedziele. Teraz, gdy w Oławie ruch się zwiększył, miasto się korkuje, sytuacja stała się uciążliwa. Wielu kierowców skraca sobie tędy drogę z Kilińskiego na Strzelną i odwrotnie. Ci, którzy nauczyli się tędy jeździć codziennie, a jest ich coraz więcej, gdy zobaczyli blokadę, interweniują.
- Siedem razy była tu policja, bo ludzie wzywali, ale przyjechali, popatrzyli i... pojechali - mówi właściciel terenu. - Przez grzeczność, bo kiedyś pozwoliliśmy paru osobom jeździć, teraz staję się wrogiem. My nie mamy złej woli, ale chcemy spokojnie pracować, a nie patrzeć się, czy ktoś aby nie jedzie zaspany i zbyt szybko.
I tłumaczy, że kiedyś, gdy przejeżdżało tędy parę aut na dobę, machał na nie ręką, ale od jakiegoś czasu aut jest mnóstwo i na dodatek jadą szybko, więc to miejsce przestało być bezpieczne. Tymczasem tu mogą się kręcić pracownicy, wyjeżdżają czy parkują duże auta, między którymi przejeżdżające auta muszą czasem lawirować, stwarzając niebezpieczeństwo.
- Rano to pan tędy nie przejdzie, bo po nogach jeżdżą - mówi właściciel firmy. - Nam się po prostu przelało. Żeby na własnym terenie nie móc mieć spokoju, tylko walczyć o życie... Tutaj jest także miejsce, na którym jeździ "nauka jazdy", jak oni tutaj mają się uczyć, żeby kolizji nie spowodować? Mało tego, tu są też niedaleko dwa domy. Jak ci ludzie mają spokojnie żyć? Obok mam też prywatną działkę, porośniętą trawą, i też ją rozjeździli, proszę zrobić zdjęcie. Musiałem zastawić paletami, żeby nie jeździli.
*
W ciągu paru minut rozmowy z właścicielem terenu nieformalnym "łącznikiem" przejechało obok nas kilka samochodów.










Napisz komentarz
Komentarze