W nocy 13 września, gdy doszło do tragedii, podejrzanego zatrzymała policja. Prokurator wypuścił go na wolność w poniedziałek. Mieszkańcy zobaczyli go na Pałacowej i nie mogli uwierzyć. - W tym kraju nie ma sprawiedliwości - komentowali zdenerwowani. - Dzisiaj siedzą w wiezieniu ci, którzy podsłuchują, a nie bandyci.
W poniedziałek około godziny 15.00, Sebastian, najstarszy syn zmarłego nie wytrzymał, kiedy zobaczył podejrzanego wybiegł z domu i rzucił się na niego. - Chciałem go zabić - mówi. - Obiecuję, że pomszczę ojca.
Nie zdążył nic zrobić, szybko interweniowała policja, ale chłopak cały czas powtarza, że nie odpuści. - Przysięgam, że go znajdę i zabiję! - mówi.
Mieszkańcy placu Starozamkowego i ulicy Pałacowej są zbulwersowani całą sytuacją. Mówią jednym głosem. Twierdzą, że koszmar związany z obywatelem narodowości romskiej trwa od lat. - On handluje narkotykami, zastrasza ludzi i nikt nic z tym nie robi - twierdzą. - Wciąż jest na wolności. Mamy tego dość. Przez pewien czas go nie było, mogliśmy odetchnąć. Teraz znów nie możemy normalnie żyć. Po prostu się boimy!
Dariusz osierocił czworo dzieci, które z ogromnym trudem znoszą całą sytuację. Jego żona jest w fatalnym stanie psychicznym. Gdy doszło do tragedii wyszła na chwilę do sklepu. Wróciła i zobaczyła, że mąż nie oddycha. Wezwała karetkę. Lekarz stwierdził zgon. Sąsiada, który uczestniczył w imprezie już nie było. Zmarły miał ślady po ukłuciu. Ciało skierowano na sekcję zwłok.
WIĘCEJ o tej sprawie w najnowszym wydaniu "Powiatowej". W sprzedaży już w środę wieczorem.
(TR)







Napisz komentarz
Komentarze