Marcinkowice Uratowany
Boćkiem zaopiekował się Wojciech Aksman, lekarz weterynarii. - Mały miał kilka ran - mówi. - Rodzice podziobali go, kiedy wyrzucali z gniazda. Niestety, to naturalna selekcja w przyrodzie, słabszy odpada. Bocian zazwyczaj musi wyżywić kilka małych, dlatego karmi te najsilniejsze i największe. Takie, które rokują na przyszłość i jest pewność, że sobie poradzą i odlecą. Mniejsze są odtrącane.
Ptak znaleziony w Marcinkowicach ma około czterech tygodni. Z każdym dniem czuje się coraz lepiej. Rany już się zagoiły i ma ogromny apetyt. - Ciągle chce jeść - dodaje Aksman. - Kiedy tylko zgłodnieje, daje znak głośnym klekotaniem.
Zostanie pod opieką weterynarza jeszcze przez kilka tygodni. Później trafi do azylu dla ptaków w Przemyślu. Tam będzie się czuł jak w domu. Jest tam ponad pięćdziesiąt bocianów, które wpadły w różne tarapaty, a teraz mają spokój i szansę na to, że w przyszłości odlecą.
(AH)







Napisz komentarz
Komentarze