Oława Ciąg dalszy
Właściciele są oskarżani o to, że nieumyślnie narazili na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (art.160 § 3 kk.). Nie przyznają się do zarzucanych im czynów.
Owczarki uciekały z posesji kilka razy. Zazwyczaj były zamykane w specjalnych kojcach, ale gdy właściciel je wypuszczał, szukały okazji do ucieczki. Wystarczył moment, aby znalazły sposób na oddalenie się od domu. Udawało im się wydostać przez siatkę, którą wcześnie przegryzły, innym razem przez niedomkniętą bramę. 23 marca ubiegłego roku doszło do tragedii. Józefa jechała rowerem do pracy, psy zaskoczyły ją tuż przy garażu dla karetek. - Poczułam, jak coś skacze mi na plecy, nie zrozumiałam nawet, że to zwierzę. Widziałam tylko czarną płachtę - mówi. - Odwróciłam głowę i zobaczyłam burzę czarnych błyszczących włosów. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś diabeł! Byłam w szoku. Upadłam, a psy szarpały mi nogi. Krzyczałam, ale nikogo nie było.
Kobieta podkreślała, że zwierzęta nie gryzły, tylko "żarły". Wbijały zęby bardzo głęboko i warczały. - Najbardziej bolały mnie kości. Za wszelką cenę chroniłam twarz i głowę.
Atak w ostatniej chwili przerwali ratownicy, którzy odgonili psy miotłą. Józefa leżała w szpitalu dwa tygodnie, później długo leczyła się w domu. - Do dzisiaj strasznie cierpię, bardzo bolą mnie nogi, część łydki jest martwa, jak idę, to mnie ciągnie, czuję zimno. Chodzę do psychiatry i przyjmuję leki. Boję się psów, zdarza się że mdleje na ich widok, jak jadę na działkę i spotykam psa bez smyczy, to krzyczę, żeby właściciel go zapiął.
Relacja z rozprawy w najnowszym wydaniu "Powiatowej". Już w sprzedaży. Do kupienia również on-line: http://www.egazety.pl/ryza/e-wydanie-gazeta-powiatowa-wiadomosci-olawskie.html
Napisz komentarz
Komentarze