Oława Rozmowa
- Skąd pomysł na taką poradnię?
- Kościół zajmuje się także taką działalnością. We Wrocławiu jest 9 poradni rodzinnych, działających przy parafiach. Największy ośrodek, główna poradnia Archidiecezji Wrocławskiej, mieści się przy ul. Katedralnej 4 i bardzo prężnie funkcjonuje. Poza Wrocławiem też działają takie poradnie - m.in. w Trzebnicy, Oleśnicy, Brzegu i w Obornikach Śląskich. Jeżeli chodzi o powiat oławski, to z inicjatywą wyszło Starostwo Powiatowe, a dokładnie pan starosta. Wiedząc, że są takie potrzeby, zaproponował, żebyśmy zgłosili się na konkurs poradnictwa rodzinnego. Wystąpiliśmy z ofertą, która została przyjęta. Stąd też pieniądze na działalność poradni. Finansuje ją Starostwo Powiatowe, w kosztach uczestniczy też nasza parafia. Porady są bezpłatne.
- Starostwo przeznaczyło na to pieniądze?
- Tak, otrzymaliśmy 20 tys. zł na cztery miesiące.
- Rozumiem, że z tej kwoty pokrywa się wynagrodzenia specjalistów.
- Oczywiście. My natomiast udostępniamy pomieszczenia, które wyposażyliśmy w niezbędny sprzęt i meble, dajemy materiały biurowe oraz płacimy za media.
- Czy ksiądz wcześniej sygnalizował staroście, że parafia może zorganizować taką poradnię?
- Na konkurs mogły się zgłaszać różne organizacje. Kiedy pan starosta oznajmił, że jest taki konkurs, bardzo się ucieszyłem, bo znam potrzeby rodzin. Obserwowałem pracę poradni rodzinnej, gdy czasowo działała w budynku Seminarium Duchownego we Wrocławiu. Widziałem, ile ludzi tam przychodziło. W działalności duszpasterskiej również widzi się zapotrzebowanie na takich specjalistów. Nie wszystko uda się rozwiązać w rozmowie duszpasterskiej. Specjaliści są potrzebni i widać, że ludzie z tego korzystają.
- Także w Oławie?
- We wrześniu z poradni skorzystało 68 osób. To bardzo dużo. Przyjmują u nas psycholog, pedagog, prawnik i doradca życia rodzinnego.
- Duszpasterze znają problemy trapiące ludzi i dlatego Kościół doszedł do wniosku, że pomoc specjalistów byłaby przydatna?
- Kościół zawsze przychodził z pomocą rodzinie, która jest podstawą życia. Dzisiaj obserwujemy walkę o koncepcję rodziny. Mówi się o jej kryzysie, o rodzinie tradycyjnej, nowoczesnej i kryją się za tym różne rzeczy. Nie wydaje mi się, żebyśmy wymyślili coś nowego. Rodzina jest rodziną, w której mogą być różne relacje. W moim domu relacje między rodzicami były partnerskie. Nie było tak, że mama była tylko od kuchni, a ojciec od przynoszenia pieniędzy. Oboje pracowali zawodowo, oboje zajmowali się dziećmi. Każdego dnia obserwowałem, jak razem sprzątali po obiedzie - mama zmywała, a ojciec wycierał. To była także okazja do rozmowy i pokazywała partnerstwo w podziale obowiązków. Dla mnie to było normalne, a nie nowoczesne. Dziś tyle się mówi o relacjach partnerskich i o innych koncepcjach rodziny, które są takie, jakie są. Natomiast problemów jest wiele.
- Niektórzy uważają, że to właśnie Kościół katolicki wspiera rodziny patriarchalne, w których mężczyzna jest najważniejszy.
- Nigdy tego nie słyszałem, nikt mnie tego nie uczył. Znam "Katechizm Kościoła Katolickiego" i wiem, jak stawia sprawy. Dziwię się, że ktoś tak myśli. Po prostu nie zna nauki Kościoła, albo stosuje zbyt duże uproszczenia.
- Z jakimi problemami borykają się małżonkowie, albo inne osoby, które przychodzą do poradni?
- O to trzeba byłoby zapytać specjalistów. Obserwujemy jednak rzeczywistość i wiemy, że czasem brakuje dialogu, że ludzie "wypalili się" w życiu małżeńskim. Pojawiają się kryzysy i problemy wychowawcze. Przychodzą ludzie, jak do każdej innej poradni, np. do działającej w Oławie poradni dla osób i rodzin uzależnionych od alkoholu.
- Rośnie liczba rozwodów. Czy nie jest tak, że w dzisiejszych czasach małżonkowie zbyt szybko się poddają, nie chcą rozwiązywać problemów?
- Jest taka strona internetowa "demotywatory" i kiedyś zobaczyłem tam fajny rysunek - starsi ludzie, którzy mają za sobą 50 lat małżeństwa. Są pytani, jak im się to udało. Odpowiedź jest bardzo prosta, ale bardzo głęboka. Jubilat mówi, że za jego czasów, jak coś się zepsuło, to się naprawiało. Dzisiaj - wyrzuca się i kupuje nowe. Myślę, że żyjemy w takim świecie, gdzie chcemy mieć od razu efekt oraz gwarancję, że zawsze będzie dobrze. Nowy stereotyp - wszystko musi się udać, a życie jest pasmem sukcesu. To utopia! Lubię patrzeć na ludzi, którzy przeżyli w szczęśliwym małżeństwie wiele lat i nie zawsze było łatwo. Były ciche dni i tygodnie, a potem wracali do siebie. Dzisiaj widzimy, jak młodzi reagują na problemy. Często nie potrafią ich rozwiązywać. W wychowaniu wyrządza się wielką krzywdę młodym ludziom, nie stawiając im wymagań. Miłość, która nie wymaga, może zaszkodzić. Pokazuje, że jesteśmy wobec kogoś obojętni. Jest też "tendencja oszczędzania" - my mieliśmy źle, to niech nasze dzieci mają lepiej. Potem się okazuje, że dzieci, które mają wszystko, przeżywają problemy z relacjami społecznymi.
CZYTAJ DALEJ: [STRONA]
- Myślę, że problemem wielu rodzin jest brak pieniędzy, ale to kwestia państwa i polityki.
- Byłem w Indiach i w slumsach Kalkuty widziałem piękną scenę. Ojciec rodziny z piątką dzieci siedział na schodkach przed wejściem do nory, która była ich mieszkaniem. To jedna z najpiękniejszych scen, które widziałem w życiu - ojciec całkowicie poświęcał czas swoim dzieciom. Pewnie zmęczony, po fizycznej pracy, w której zarobił grosze. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi, i to szczęście było widać. Czasami jest tak, że ludzie mają bardzo dużo pieniędzy, ale są znudzeni życiem, a w ich oczach widać pustkę.
- Mamy zbyt duże wymagania, zapominamy, co jest najważniejsze?
- Oczywiście, każdy ma prawo do godnego życia materialnego. Ale kiedy się myśli, że dając tylko rzeczy materialne, zastąpi się inne wartości, to rosną ludzie spragnieni miłości, której nie doświadczyli. Pieniądze tego nie zastąpią.
- Kościół mówi o nierozerwalności rodziny, ale dużo słyszy się o tzw. "rozwodach kościelnych".
- Nie ma czegoś takiego. Mogą natomiast zajść okoliczności, gdy ktoś ma wątpliwości, czy jego małżeństwo zostało ważnie zawarte. Nie chodzi o formę zawarcia małżeństwa, ale o to, co się dzieje w ludzkich sercach. Mogą zaistnieć pewne okoliczności - ktoś może być niezdolny do podjęcia zadań, wynikających z życia małżeńskiego i zawiera sakrament małżeństwa. Nie ma go, sakrament nie zaistniał. Ktoś jest niezdolny do podjęcia tych obowiązków, na przykład zataił uzależnienie, chorobę, lub nastąpiły inne okoliczności. Reguluje to prawo kanoniczne. Zadaniem sądu kościelnego jest przyjrzeć się takiej sprawie i wydać wyrok, dotyczący ważności lub nieważności małżeństwa. Rozwodu kościelnego nikt nigdy nie dostał.
- To bardzo skomplikowane.
- Koncentrujemy się na tym, co jest złe, a tymczasem jest bardzo dużo udanych małżeństw i ich miłość jest ciągle żywa. Młodzi ludzie, którzy przychodzą do kancelarii w sprawie ślubu, rzadko podchodzą do małżeństwa w lekceważący sposób. Budujący jest widok młodych małżeństw z małymi dziećmi. Ale zgadzam się, że obecnie jest więcej sytuacji rozwodowych.
- Jest też więcej związków nieformalnych. Czy osoby, żyjące bez ślubu, też mogą skorzystać z poradni przy kościele?
- Wszyscy mogą. Myślę, że funkcjonuje stereotyp - to jest katolickie, a tamto nie jest.
- Starostwo jest instytucją świecką. Jeżeli konkurs wygrywa poradnia przy parafii katolickiej, może istnieć obawa, że ogranicza się dostęp osobom niewierzącym lub innych wyznań...
- Poradnia jest dla wszystkich - wierzących, niewierzących, tak wierzących i inaczej wierzących. Kto potrzebuje porady, zostanie przyjęty. Pomimo klimatu, jaki jest, ludzie mają zaufanie do Kościoła i w naszych poradniach czują się bezpiecznie. W Oleśnicy w ciągu roku korzysta z poradni rodzinnej 2000 osób. To dużo.
- Pokazuje także skalę problemów i potrzeb. Na przykład w Oławie dotychczas instytucje nie zapewniały chyba takich porad, skoro ksiądz mówi o tak dużym zainteresowaniu poradnią, która dopiero zaczęła działać.
- Jest sens takiej działalności. Mój poprzednik planował budowę domu parafialnego, ale na razie jest to w sferze marzeń. Mógłby tam powstać ośrodek "Wiara i kultura", w którym poradnia rodzinna mogłaby rozszerzyć swoją działalność.
- Przy parafii działa poradnia rodzinna, tymczasem mamy coraz więcej związków nieformalnych. To znak czasu?
- Znak czasu i kryzys wartości. Państwo szuka rozwiązań, jeżeli chodzi o różne związki. Nie mówimy tu tylko o wymiarze wiary, ale wobec państwa to też ma znaczenie, czy związek jest zalegalizowany, czy nie. To przede wszystkim kwestia społeczna. Dla ludzi wierzących - sprawa jest jasna - Chrystus podnosi instytucję małżeństwa do sakramentu, który jest znakiem bliskości Boga. Wiadomo, życie przynosi różne problemy. Są kobiety, które proszą o chrzest dziecka, ale wiedzą, że nie wyjdą za ojca dziecka, bo jest nieodpowiedzialny, jest alkoholikiem itp. Kościół nie pcha ich do małżeństwa. Natomiast, patrząc globalnie - kryzys rodziny jest niebezpieczny. Europa wyludnia się z rodzimej ludności. Wielu młodych Europejczyków nie chce słyszeć o małżeństwie i dzieciach, ale ich rówieśnicy z Tunezji, Turcji, Maroka osiedlają się i mają po kilkoro dzieci.
- Małżeństwo jest sposobem na zachowanie tożsamości narodowej?
- Rzeczywistość nie znosi pustki. Obserwujemy to w Niemczech, we Francji, mówi się o kryzysie wiary. Europa nie pozostanie areligijna.
- Czy konkluzją jest to, że wyznawcy niechrześcijańskich religii, którzy z reguły mają więcej dzieci, zdominują Europejczyków? W Polsce rodziny wielodzietne to temat raczej wstydliwy.
- Historia uczy, że tak upadały imperia. Posiadanie trójki i więcej dzieci uważane jest za mało nowoczesne. Wiele osób chce wieść wygodne życie, a według nich dzieci to kłopot.
- Z dziećmi jest trochę tak, że katolicy żyją w swoistej hipokryzji. Wiedzą, co Kościół uczy o metodach planowania rodziny, ale duża część w ogóle się tym nie przejmuje.
- Jakaś część na pewno. Kościół wskazuje drogę. Jeżeli ktoś chce, skorzysta. Jezus mówi - "jeśli chcesz". Nie zawsze wszystko rozumiem, ale mam zaufanie. Można iść pod publikę i coraz większe kompromisy, ale to często przynosi odwrotny efekt.
- W poradni pracuje doradca życia rodzinnego (naturalne planowanie rodziny). Rozumiem, że tylko o takich sposobach antykoncepcji można się dowiedzieć?
- Jako duszpasterz mogę tylko przekazywać naukę Kościoła na ten temat. Jako doradcy życia małżeńskiego - pracują małżonkowie. Znają się na tym i mogą doradzać innym. Funkcjonuje stereotyp, że to katolickie metody planowania rodziny, ale to jest raczej sprawa poznania swojego organizmu. Mówi się o szkolnym przedmiocie przygotowania do życia w rodzinie. To sprawa zaniedbana. Najłatwiej jest uczyć techniki.
- Popada się w skrajności. Albo mówi się młodzieży tylko o technikach seksualnych, a problem życia intymnego pozostaje w sferze tabu.
- Mam przyjaciela, księdza, który mówił na ten temat na zajęciach z religii. Na początku rodzice protestowali, ale potem byli zachwyceni, bo spodziewali się różnych bezeceństw. Podejście musi być jasne od strony nauki, bez zbędnej indoktrynacji. To zadanie dla doradcy życia rodzinnego. Przygotowywałem kiedyś parę do małżeństwa i poruszyliśmy temat planowania rodziny. Pokazałem im, że oprócz kalendarzyka małżeńskiego, są też inne, bardziej nowoczesne metody sprawdzania cyklu naturalnego kobiety. Byli zaskoczeni, że są takie pomoce.
- Kto w poradni udziela wskazówek na temat naturalnego planowania rodziny?
- Osoba, która żyje w małżeństwie.
- A nie zakonnica?
- To też stereotypy. Znam siostry zakonne, które są świetnie przygotowane i są specjalistkami od spraw małżeńskich.
- Minął pierwszy miesiąc funkcjonowania poradni...
- Mam nadzieję, że nie poprzestaniemy na czterech i będziemy kontynuowali działalność.







Napisz komentarz
Komentarze