Jelcz-Laskowice
Popowodziowe problemy
Staw rybny powstał w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Mimo pozwolenia na hodowlę ryb, przez wiele lat był nieużytkowany, niezasilany wodą i zarośnięty. Po powodzi w roku 2010 zmienił właściciela. Nowy inwestor oczyścił staw i napełnił wodą. Zgodę na zasilanie zbiornika z Młynówki Jeleckiej wydało Starostwo Powiatowe w roku 2002. Pozwolenie ważne jest do 31 grudnia 2012. Dokument pozwala na zasilanie stawu wodą z rzeki, ale tylko zgodnie z harmonogramem - w marcu codziennie i całodobowo, a od kwietnia do września - przez 48 godzin w tygodniu. W innych niż te terminach nie można piętrzyć rzeki i napełniać zbiornik.
To wina urzędników
Od powodzi w 2010 roku mieszkańcy osiedla Jelcz walczą z wilgocią i zagrzybieniem w domach. - Ileż można remontować dom? - zastanawia się Andrzej Orzechowski. - Od ostatniej powodzi minęło blisko półtora roku, a my cały czas walczymy z wodą. Po powodzi wysuszyliśmy ściany, położyliśmy nowe tynki, podłogi, i co z tego, jak wszystko nasiąka i z powrotem odpada?! Wszędzie pojawia się grzyb! Na ścianach, w nowych szafkach, w łazience! Po poprzedniej powodzi był z tym spokój. Nie występowały podsiąki, gdyż nie użytkowano stawu i nie piętrzono wody w rzece...
- Nawet wyjęte z szafy czyste ubrania śmierdzą wilgocią! - dodaje wzburzona Józefa Krupińska.
- Grzyb nas zżera, ale nikogo to nie obchodzi, a urzędnicy tylko przekładają papiery! - wtrąca ze łzami w oczach Bogusława Kutkowska, radna jelczańsko-laskowickiej Rady Miejskiej i mieszkanka osiedla Jelcz. - Z raportu powodziowego wynika, że jednym z przyczyn powodzi był staw rybny. W tej sytuacji powinno się zrobić wszytko by go zlikwidować. Tymczasem pozwala się na jego użytkowanie. Gdzie tu logika i troska o mieszkańców osiedla?! Nie mamy pretensji do nowego właściciela stawu, tylko do urzędników, że do tej pory nie podjęli odpowiednich kroków, wiedząc jakim staw jest zagrożeniem. Raport powodziowy długo był niedostępny, bo władze miasta nie spieszyły się z jego ujawnieniem. Gdyby było inaczej, może nikt nie kupiłby tego stawu, wiedząc jakie stwarza zagrożenie. Nie musielibyśmy więc wzywać policji, prosząc ją o pomoc. Teraz już tylko to nam pozostało...
Na gorącym uczynku
Wczesnym rankiem 22 października mieszkańcy stwierdzili wysoki poziom wody w rzece i natychmiast wezwali policję. Patrol przyjechał, ale piętrzenia nie stwierdzono, bo woda zaczęła opadać. Zdarzenie obserwował radny RM Krzysztof Woźniak, wraz z mieszkańcami i radną Bogusławą Kutkowską. Zainteresowany nagłą zmianą poziomu wody w rzece, postanowił sprawdzić przyczynę. Spotkał mężczyznę, który majstrował przy jazie. - Powiedział, że przyjechał tu, bo szef kazał mu spuszczać wodę - mówi Woźniak. - Usłyszałem, że w tym roku nie będą już więcej napełniać stawu, to był ponoć ostatni raz.
Nie przestrzega terminów
Policjanci pouczyli mieszkańców, że w tej sprawie powinni zebrać stosowne dokumenty i złożyć w komisariacie oficjalne doniesienie, a także zgłosić problem odpowiednim służbom. Zgłaszali nie raz. Andrzej Orzechowski pisał w tej sprawie do władz miejskich, powiatowych i wojewódzkich. Prosił o podjęcie działań, które doprowadzą do tego, że jego dom nie będzie regularnie niszczony przez spiętrzaną wodę.
Przeprowadzono kilka kontroli stawu. Nieprzestrzeganie terminów spiętrzania wody stwierdzono w maju i październiku. Za pierwszym razem naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego wezwał właściciela stawu do usunięcia zaniedbań. Drugim razem poinformował, że jeżeli tego nie zrobi, zostanie wszczęte postępowanie administracyjne, skutkujące cofnięciem pozwolenia wodnoprawnego. Ile jeszcze razy urzędnicy będą upominać? - Decyzję o wszczęciu postępowania wydaje starosta i od niego będzie zależało, kiedy to nastąpi - mówi Piotr Łuciw, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska. - Sprawa jest złożona. Nie można jednoznacznie stwierdzić, jaki wpływ ma staw na sąsiednie nieruchomości, w jakim stopniu wpływa na podniesienie poziomu wód gruntowych i podsiąkanie. Ostatnie lata były mokre. Mamy informacje, że w przeciągu pięciu latach poziom wód gruntowych w naszej okolicy znacznie się podniósł. Jest to zjawisko lokalne i może mieć wpływ na to, co się dzieje na osiedlu Jelcz, a mieszkańcy doszukują się winy jedynie w gospodarce wodnej i piętrzeniu wody.
Wpływ stawu na osiedle i okoliczne budynki, zdaniem Łuciwa, mogłaby wykazać opinia hydrologiczna, ale takiej nie ma. Prawo nie określa, kto powinien zlecić jej wykonanie.
We wrześniu kontrolę nad stawem przeprowadził Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej. Nie stwierdzono uchybień w zasilaniu zbiornika. Nakazano wykonanie instrukcji wodnej i oznaczenie poziomu piętrzenia wody.
Na wszytko ma papiery?
O opracowanie opinii hydrologicznej, określającej zagrożenie powodziowe osiedla Jelcz, od miesięcy apelują do władz miasta członkowie "Stowarzyszenia na rzecz poszkodowanych przez powódź 2010", komisja powodziowa przy Radzie Miejskiej, a także radna Bogusława Kutkowska. Bez skutku. Burmistrz Kazimierz Putyra do dziś nie zlecił opracowania. Poproszony o komentarz stwierdził, że opinia o zagrożeniu powodziowym i o oddziaływaniu stawu rybnego na osiedle, to dwie różne sprawy i dwa inne opracowania.
Z właścicielem stawu, znanym jelczańskim przedsiębiorcą, nie udało nam się dłużej porozmawiać. Stwierdził krótko, że na wszystko ma papiery i odłożył słuchawkę telefonu.
Mieszkańcy jelczańskiego osiedla nie dają jednak za wygraną. Nie zamierzają się poddawać. Zapowiadają, że będą nadal interweniować - wszędzie, gdzie będzie to możliwe. Do sprawy wrócimy!
Tekst i fot.: Wioletta Kamińska







Napisz komentarz
Komentarze