W poprzednim sezonie Świteź Wiązów cudem uniknęła degradacji. Przed nowymi rozgrywkami odeszło kilku czołowych graczy, więc perspektywy nie były najlepsze. Mimo to w jesiennej rundzie wiązowska drużyna spisywała się całkiem nieźle...
Pierwszym ruchem transferowym przed sezonem było zatrudnienie niedoświadczonego szkoleniowca - Bartłomieja Mikody. Jak się okazało, nowy trener wniósł nową jakość. Mimo wielu osłabień drużyna prezentowała się całkiem nieźle.
Na początek ubytki
Rokowania nie były optymistyczne, odszedł do Strzelina najlepszy strzelec, Tomasz Bartosz. W tym samym kierunku podążył bramkarz Przemysław Sekuła. W zamian sprowadzono Marcina Krawca oraz Łukasza Malotkę. Ten drugi miał zaległości treningowe i na początku był rezerwowym. Później doszedł do siebie i był mocnym punktem Świtezi.
Słaby początek, czyli zgodnie z planem
Początek rundy nie był udany, Świteź przegrała dwa pierwsze mecze. Można było jednak zauważyć zmianę w stylu gry. Wiązowianie starali się grać strefą, mieli pomysł na grę. Przyniosło to efekt w meczu z LKS Stary Śleszów. Mecz miał podwójny smaczek, bo Mikoda był w poprzednim sezonie podopiecznym trenera Piątkowskiego. Nie jest tajemnicą, że obaj panowie, delikatnie mówiąc, za sobą nie przepadali. Górą był uczeń, jego drużyna wygrała wysoko 5:2. Mikoda zmierzył się w tej rundzie jeszcze jednym swoim nauczycielem i również wygrał. Meczu z Czarnymi Sebastiana Sobczaka Świteź wygrała 3:2.
Wąska kadra
Największą bolączką jest wąska kadra. Zespół wymaga kilku wzmocnień, które zapowiadają włodarze z Wiązowa. Jeśli Świteź uzupełni skład wartościowymi piłkarzami, to walka o utrzymanie będzie łatwiejsza. Jeśli nie uda się nikogo sprowadzić w przerwie zimowej może być ciężko. Trzeba pamiętać, że w tym sezonie może spaść z okręgówki nawet pięć zespołów. Świteź na pewno będzie grała do końca, a że warto przekonaliśmy się w poprzednich latach, wiązowianie utrzymywali się w rozgrywkach rzutem na taśmę.
Tekst i fot.:
Piotr Walęciak
Napisz komentarz
Komentarze