- Każdego dnia docieramy średnio do 150 dzieci - mówi szefowa fundacji. - Zależy nam, żeby w naszych szkoleniach brały udział dzieci zarówno z wielkich miast jak i małych miejscowości, dlatego przyjedziemy w każde miejsce, które zgłosi chęć udziału w naszej akcji.
Skąd potrzeba powstania "Fundacji Ewy Naworol"?
- Przede wszystkim z moich obserwacji, dotyczących obcowania dzieci z psami. Ale był jeszcze jeden, decydujący impuls. Kilka lat temu, mieszkając jeszcze we Wrocławiu, wyszłam na spacer z naszym psem Bolkiem rasy dog de Bordeaux. To duże i silne zwierzęta, ale Bolek był bardzo spokojny, ułożony i niegroźny. Po drodze chciałam zrobić zakupy, więc weszłam do sklepu, a psa przywiązałam na zewnątrz - jak zwykle. Po wyjściu ze sklepu, gdy spojrzałam na Bolka, moje serce zamarło. Stał przed nim mały chłopiec - może czteroletni - i wymachiwał psu przed nosem parasolką. Spokojny zazwyczaj Bolek ze strachu stał się bardzo agresywny. W każdej chwili mógł się zerwać ze smyczy, a wtedy małe dziecko nie miałoby szans. To cud, że nic się wtedy nie stało. Ale pytanie "co by było gdyby", pozostało. Stąd właśnie nazwa akcji prowadzonej przez moją fundację: "My nie gryziemy".
Więcej na: www.facebook.com/myniegryziemy/
Napisz komentarz
Komentarze