W nocy z 4 na 5 czerwca, po paru tygodniach choroby, w oławskim szpitalu zmarł Karol Mykietyn. Dzień wcześniej rodzina zdążyła się z nim spotkać - przekazując, że nie cierpiał. Nie mogli przypuszczać, że to pożegnanie. Że zaśnie i się nie obudzi.
Przez lata był prokuratorem rejonowym w Oławie, a także przewodniczącym Prezydium Rady Narodowej w poprzedniej rzeczywistości politycznej. Miał 82 lata.
Na domowym pianinie lubił - sam słyszałem, bo gościłem tam u jego córki, a mojej koleżanki z klasy - grywać w wolnych chwilach jazzowe kawałki, co nie jest bez znaczenia, wiedząc, że był ojcem Pawła Mykietyna - znanego w świecie i wielokrotnie nagradzanego kompozytora. Ale tym razem nie o tym Mykietynie.
Moje relacje z panem Karolem nie były łatwe, choć były obowiązkowe - ja zaczynałem przygodę z dziennikarstwem, on był prokuratorem rejonowym. Nasze drogi musiały się więc przeciąć. Pamiętam długie rozmowy - on po jednej stronie biurka, ja po drugiej, okno otwarte, bo zawsze palił - zwykle wychodziły daleko poza pytania, które zawodowo musiałem mu zadawać. Mało kto wie, że parę razy umawialiśmy się na większą gazetową współpracę, z czego bardzo się cieszyłem, bo pan Karol był człowiekiem wyjątkowym, nietuzinkowym, z ogromną wiedzą na temat kryminalnej strony Oławy. Pewnie nikt już nie pamięta, że owocem tej współpracy w 1992 roku był cykl tekstów pana Karola pod tytułem "Z teki prokuratora". Żartowaliśmy, że lepsze byłoby "Steki prokuratora", ale - uznaliśmy wspólnie - ktoś mógłby nie docenić subtelności żartu. Pierwszy odcinek nosił tytuł "Trudne decyzje" i dotyczył m.in. umorzonej sprawy włamania do jednej z oławskich restauracji i kradzieży z jej magazynu 570 transporterów wódki "Żytniej".
Cykl "Z teki prokuratora" był krótki, nawet bardzo. Sprowadził się do jednego odcinka. Jakoś nie wyszło. Pisywał za to do redakcji listy, które zawsze publikowaliśmy z dużą radością, bo ich czytanie bywało przyjemnością. Potrafił nie zgadzać się, polemizować, ale robił to z wdziękiem, nie bez złośliwości właśnie, za to w ostatecznym rozrachunku sympatycznie. Taka jest puenta pewnego list z lat 90.: - W końcu ja nie zadzwoniłem do Pana przed umorzeniem, Pan nie zadzwonił do mnie przed skrytykowaniem, Pan uważa, że ja powinienem, ja uważam, że Pan tym bardziej powinien - w sumie jesteśmy mniej więcej kwita (niech będzie moja strata). Mimo tych nieco kostycznych uwag sądzę, że redagowane przez Pana pismo jest dość żywe, dość sympatyczne i coraz lepsze. Życząc więc wszystkiego najlepszego łączę tzw. wyrazy. Karol Mykietyn.
Jak widać, pan Prokurator lubił żartować, przyjmował krytykę, ale bywał mistrzem ciętej riposty, potrafił być złośliwy - dysponował wszelkimi cechami człowieka niezwykle inteligentnego. Było to zapewne bardzo przydatne, gdy realizować inną swoją pasję poza prawem, czyli brydż. O tym nigdy nie pisałem, bo pan Karol wyraźnie zakazał, czyli prosił. Nie chciał, aby Oława o tym wiedziała. Nie tłumaczył tego jakoś jakoś specjalnie. Prosił, a ja to przyjąłem. Dziś czuję się zwolniony z tego zakazu.
Karol Mykietyn poza tym, że był arcymistrzem międzynarodowym w brydżu, nazywany był też jednym z czterech asów polskiej felietonistyki brydżowej, o czym naprawdę wiedziała tylko wąska grupka miłośników tego karcianego sportu. Przez wiele lat publikował w czasopiśmie "Świat Brydżu" felietony, a wielu czytelników pamięta do dziś jego styl pełen lekkości, subtelnego humorem i wielkiej erudycją. Opublikował je potem w kilku tomach pod wspólnym tytułem "Cicer cum caule, czyli brydżowy groch z kapustą". Oto jego własne słowa z autorskiego opisu:
- W brydża grałem całe życie, ale brydż nie był całym moim życiem. Z różnych powodów grałem mniej niż bym chciał. Nie należałem do najlepszych, ale grywałem z najlepszymi.
*
Pogrzeb Karola Mykietyna odbył w czwartek 12 czerwca na tzw. starym cmentarzu w Oławie przy ul. Zwierzynieckiej.

Napisz komentarz
Komentarze