- Sławosz się zobowiązał, że weźmie je ze sobą. On zawsze z nami od małego uczestniczył w WOŚP-ie i ma do niej bardzo duży sentyment. Gdy był za granicą, też uczestniczył w niej.
- A pierogi?
- To był jego pomysł. Każdy astronauta mógł wziąć ze sobą jakąś potrawę, którą będzie częstował pozostałych. A zabranie takiej potrawy jest bardzo skomplikowane, bo wszystko musi być liofilizowane, czyli całkowicie pozbawione wody. Nawet mam takiego pieroga, ale jeszcze nie zjadłam, więc nie wiem, jak smakuje.
- Mówi pani o pierogach polskich, nie ruskich?
- Pierogi ruskie to jest zupełnie co innego niż polskie. Pierogi ruskie są z ziemniakami, z cebulką i serem, a pierogi polskie są z kapustą i grzybami. I takie Sławosz zabiera w kosmos.
- Jest pani pierwszą mamą z Polski, której syn poleci na stację kosmiczną. Jakie jest pani pierwsze odruchowe odczucie na tę myśl. Czego w nim więcej - lęku, dumy, satysfakcji...?

Dumna mama z synami
- Jestem przede wszystkim dumna i mam satysfakcję, że wychowanie syna i cały trud włożony w to dał mu tę możliwość i ten start, który w tej chwili owocuje. On mi kiedyś napisał taki bardzo ładny tekst, dziękując za całe wychowanie, także za to, że miał takie możliwości, jakich przeciętnie nie mają dzieci. Chodzi o możliwości rozwoju i wyboru. On na przykład sportowo uprawiał żeglarstwo, a nie każde dziecko może to robić. W Łodzi, prawdę mówiąc, w ogóle nie ma żeglarstwa. Trzeba było go wozić co tydzień nad Zalew Zegrzyński, a to 180 km w jedną stronę! Musieliśmy tam nocować. Na jakiekolwiek zawody trzeba było go wozić. A jazda na desce, na nartach - to wszystko dziecku trzeba pokazać, ale oprócz sportu uczyłam go historii, podsuwałam odpowiednie książki, aby wzbudzić w nim wrażliwość. I dziś Sławosz jest bardzo wrażliwym człowiekiem. Wrażliwym na krzywdę ludzką, jest pomocny dla ludzi i to nie jest żadna poza, on po prostu taki jest, zresztą podobnie jak drugi syn, czyli Mikołaj. Tak ich wychowałem. I z tego jestem bardzo dumna, przygotowałam ich odpowiednio do życia. Oni nie muszą do mnie dzwonić codziennie, jak to niektórzy synowie dzwonią do swoich mamuś. Ja wiem, że oni są, że zawsze mogę na nich liczyć.
- A tego lęku przed startem trochę jest?
- Opowiem panu takie zdarzenie. Gdy miałam 6 lat, mój dziadek był w Berlinie. Kiedyś moja mama nie dostała urlopu, więc musiałam sama od niego dotrzeć do tego Berlina. Moja mama wcześniej nigdy nie leciała samolotem, więc gdy odwoziła mnie na lotnisko Okęcie w Warszawie, a ja miałam sama lecieć, bardzo to przeżywała... Byłam pod opieką stewardessy, dostałam jakieś kredki, a dziadek miał mnie na lotnisku odebrać. Lotniska są duże, dziecko jest małe, więc rozumiem ten lęk mamy. Przypomniało mi się to zdarzenie, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że syn wsiądzie do rakiety. Pomyślałam, że właściwe przeżywam te same emocje, które wtedy przeżywała moja mama. Bo ja przecież także nigdy nie leciałam rakietą. Gdy sobie to uzmysłowiłam, że przecież potem samoloty zrobiły się popularne, dziś ludzie latają nimi niemalże na zakupy... A kiedyś to się człowiek bał burzy, zanim fizycy nie wytłumaczyli tego zjawiska. Myślę, że to jest normalne, że jako rodzic boję się o niego, ale on tak wybrał, to jest jego wybór, on tego bardzo chce i pragnie, żeby sprawdzić w kosmosie to, nad czym opracował teoretycznie, a jego celem jest przede wszystkim nauka.
- Wiadomo, że syn ćwiczył różne sytuacja awaryjne, bo musiał je ćwiczyć. Czy o tym też rozmawialiście, czy raczej unika pani takich tematów?

- Nie unikamy żadnych tematów. Podczas badań psychologicznych padło takie pytanie, jak zachowałby się, gdyby wyszedł z kolegą w przestrzeń kosmiczną i z jakiegoś powodu musiał go opuścić. To dla niego było najtrudniejsze. Powiedział wtedy, że nie jest przygotowany na to, aby kogoś opuszczać. Dostał wtedy jakieś pytania pomocnicze, więc dopowiedział, że sprawdziłby wszystkie możliwości, czy jest w stanie pomóc koledze. No, ale jakoś go zakwalifikowali pomimo jego wrażliwości.
- Podobno syn na stację kosmiczną zabiera też obrączki ślubne, którymi młodzi chyba nie za bardzo zdążyli się nacieszyć, bo ślub był niedawno.
- 2 stycznia. Zaplanowali, że w złotych obrączkach będą zatopione kawałeczki meteorytu.
- Czyli kawałek kosmosu?
- No tak.
- Ślub był w styczniu, a co z weselem? Zdąży? Podobno ma być w sierpniu.
- Wesele jest odłożone. Będzie w sierpniu, ale dopiero przyszłego roku. Po powrocie z kosmosu Sławosz jakiś czasu musi być w Huston, a potem w Kolonii, gdzie przeprowadzają badania zdrowotne i będzie musiał przejść kwarantannę. Ta sierpniowa data w tym roku była trochę nieprzemyślana. Nie miał szansy zdążyć. Ludzi się zaprasza pół roku wcześniej właśnie po to, aby wszyscy zdążyli się przygotować, a oni chcą zaprosić na wesele wszystkich znajomych i przyjaciół z całego świata. Ostatecznie więc trzeba było wesele przełożyć i ja się z tego bardzo cieszę, bo od początku tak im radziłam.
- Mówi pani, że w zasadzie to się z synem nie pożegnała. A gdyby trzeba było się pożegnać, to jakimi słowami?
- "Trzymaj się Sławoszku!" albo "Dbaj o siebie Sławoszku!" - prawie za każdym razem to mu mówiłam. Ja chyba nie jestem zwolennikiem jakichś patetycznych pożegnań, choć - przyznam się - trochę w domu popłakuję. Obiecałam sobie, że lepiej w domu, żeby tam już nie płakać. Ostatnią rzeczą, czego Sławosz teraz potrzebuje, to płacząca matka.
- Podobno po rozmowie z Lesławem Mazurem, który prowadzi w naszej gazecie rubrykę "Twórzmy wspólnie historię Oławy", a z którym spotkaliście się w sanatorium, zainteresowała się pani historią stolicy naszego powiatu?
- Tak, Oława jest bardzo interesującym miastem, a zegar ratuszowy jest wyjątkowy w skali polskiej. Czemu wy nic nie robicie, aby go rozsławić? Niewiele jest takich zegarów u nas, więc wiedza o każdym z nich powinna być upowszechniana.
- Zatem wpadnie pani kiedy do Oławy na wspólne oglądanie zegara i jego ruchomych figur?
- Na pewno przyjadę. Pomyślę o tym, jak zakończy się sprawa lotu Sławosza.
*
Na drugi dzień po tej rozmowie, otrzymałem informację: - Dzisiaj w nocy o 4.00 miałam lecieć, ale o 3.00 czwartkowy lot Sławosza został odwołany, więc nie poleciałam. Mieliśmy tam czekać na start, potem na dokowanie do stacji kosmicznej, a potem wracać do kraju. Nowego terminu nie podali, więc teraz nie wiem, co, kiedy i jak.
Ostatecznie Sławosz wystartował na stację kosmiczną, gdzie aktualnie przebywa, 25 czerwca o godz. 8.31.








Napisz komentarz
Komentarze