Będąc w Arromanches-les-Beins, pierwsze kroki skierowaliśmy na plażę "Gold", gdzie między 29 lipca a 1 sierpnia 1944 lądowała 1. Dywizja Pancerna gen. Maczka. Rzuciły się nam w oczy pozostałości brytyjskiego sztucznego portu Mulberry B, zwanego także portem Winston. Olbrzymie, betonowe konstrukcje, tzw. kesony, zostały przyholowane statkami z Wielkiej Brytanii. Ważą od 1.600 do 6.000 ton każdy. Odsłaniane podczas odpływu, ukazują się w pełni i są swoistym przykładem inżynierskiego geniuszu. Po tej niezwykłej instalacji, związanej z inwazją przerzucano w głąb lądu potrzebny do walki sprzęt i ogromne ilości zaopatrzenia. Zapewne po tej konstrukcji wjeżdżał ciężarówką na kontynent także mój ojciec, kierowca w 1 szwadronie rzutu kołowego 24 Pułku Ułanów. Spacerując po plaży, w czarnym berecie i w identycznym mundurze, jaki nosił mój tato, próbowałem wyobrazić sobie moment lądowania i to, co przeżywali nasi żołnierze, którzy po czteroletnim pobycie i szkoleniu w Szkocji wkroczyli do Francji, by walczyć nie tylko o wolność swojej Ojczyzny. Jestem przekonany, że wielu pośród przerzuconych 16 tysięcy żołnierzy 1. Dywizji Pancernej gen. Maczka myślało wtedy o Polsce, o tym, że rozpoczynająca się walka w Normandii pozwoli im wrócić do Polski. W okolicznościowym rozkazie gen. Maczek zwrócił się do nich słowami: "Po czterech latach jesteśmy znów we Francji. Wyładowaliśmy się na wolnej ziemi francuskiej, aby u boku Anglii i Ameryki bić się dla sprawy polskiej. Jesteśmy dumni, bo przez pięć lat wojny nie załamaliśmy się i nie złożyliśmy broni. Przeciwnie, żmudną i wytrwałą pracą stworzyliśmy dywizję pancerną, pierwszą w historii naszej armii. Ta dywizja staje dziś na polu bitwy, naprzeciw tych, którzy ogłaszali całemu światu, że przestaliśmy istnieć. I pamiętajcie wszyscy o jednym. Żołnierz polski bije się o wolność wielu narodów, ale umiera tylko dla Polski".
Tekst i fot. Zbigniew Jakubowicz
Tutaj przeczytasz część pierwszą:











Napisz komentarz
Komentarze