Kiedyś udała mu się kradzież większej partii kur i postanowił je sprzedać na jarmarku w Brzegu. Po udanej transakcji wstąpił do karczmy na kilka głębszych, gdyż był z natury człowiekiem lubiącym się zabawić. W karczmie stał za kontuarem znany mu Michał Gołdfuss. Karczmarz postanowił użyć Scholza, jako narzędzia zemsty. Kazał napaść na sędziego - tego, który go zwolnił ze stanowiska zarządcy. Scholz obrzucił sędziego kamieniami, jednak, jak sam później zeznawał, nie zrobił mu większej krzywdy. Następnym, już poważniejszym zadaniem, było podpalenie dwóch folwarków - biskupiego w Księżycach koło Wiązowa i joannickiego w Bryłowie. Gołdfuss dał Schulzowi za tę przysługę dwa talary w złocie. Dostarczył mu woreczki z prochem i lont. Nie wiadomo, dlaczego kazał w miarę możliwości nie palić nowych zabudowań, tylko stare. Księżyce i Bryłów spaliły się jednak doszczętnie. Przecież dachy kryte były wtedy słomą, czasem gontem. Ściany obór, stajni i owczarni były gliniane, rzadziej murowane z cegły, często też drewniane. W aktach sądowych zapisano dokładne daty obu pożarów; Księżyce - 10 lutego, Bryłów - 1 marca 1657 roku.
W czasie podpalania Bryłowa Scholz był widziany i rozpoznany, jednak udało mu się zbiec. Ukrył się w Lesie Środkowym, niedaleko miejsca straceń, które okoliczna ludność omijała z daleka. Może dlatego tam go nie szukano. Po przerwaniu poszukiwań przeniósł się w inne okolice. Włóczył się po wsiach wokół Brożca i Żórawiny. Oczywiście, nie przegapił sytuacji dogodnych do kradzieży. Skradł na przykład czapkę pani rotmistrzowej z Żórawiny, za co dostał się do wrocławskiego więzienia. Nie skojarzono go jednak z podpalaczem Bryłowa i Księżyc. Więzienie we Wrocławiu raczej nie było Bastylią, gdyż udało mu się stamtąd zbiec. Zmówił się z jakimś żydowskim posługaczem, który podrzucił mu nóż. Tym nożem Scholz zrobił otwór w ścianie i przedostał się na upragnioną wolność.
Bał się wstąpić do swej Krystyny z Rzeplina, gdyż nie chciał być rozpoznany. Metę znalazł w Owczarach, u Katarzyny Haskin, swej drugiej miłości. Katarzyna dała mu normalniejsze ubranie, doprowadziła do ludzkiego wyglądu, pozwoliła spędzić kilka nocy w swoich objęciach, ale dłużej bała się go ukrywać. Szpiedzy donieśli bowiem do klasztoru w Oleśnicy Małej, że pojawił się w okolicy podpalacz Scholz. Jeszcze zdążył ukraść krowę nauczycielowi z Łukowic Brzeskich i ją sprzedać. Krowa ta pasła się nocą na pastwisku przy drodze z Owczar do Jankowic Małych. Scholz cierpiał na brak gotówki, więc nie odmówił sobie "przyjemności". Został pojmany w Owczarach i osadzony w klasztornym więzieniu, które mieściło się pod zachodnim skrzydłem pałacu w Oleśnicy Małej. Aby nie uciekł, przykuto go do wilgotnej ściany. Więzienny wikt i posłanie, którym była wiązka zgniłej słomy, skruszyły go nieco. Zaczęło się intensywne śledztwo. Szukano poszkodowanych jego złodziejskimi wybrykami oraz świadków. Początkowo Scholz wszystkiego się wypierał. Utrzymywał, że nie ma nic wspólnego z podpaleniami folwarków. Znaleźli się jednak świadkowie, którzy potwierdzili jego kontakty z karczmarzem Gołdfussem.
Zbrodnia i kara Anno Domini 1658
Wojna trzydziestoletnia spowodowała na Śląsku wielkie zniszczenia. Dużo ludnych, kwitnących miejscowości, straszyło zgliszczami
- 11.07.2013 10:38 (aktualizacja 27.09.2023 16:21)

W Oleśnicy Małej nie było sali tortur. Kat jednak potrafił ją zaimprowizować. W więzieniu jedno z pomieszczeń miało w najwyższym punkcie sklepienia wmurowane stalowe pierścienie. Pomocnicy kata przywiązali do nóg aresztowanego kamienie, jako obciążniki, a do rąk przytroczono w nadgarstkach powrozy, które przerzucano przez pierścienie
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze