Oława Życie po wybuchu
Burmistrz Oławy, Franciszek Październik 28 grudnia informował nas, że miasto zapłaci siedem tysięcy złotych. Kilka dni później, po szczegółowych ustaleniach, okazało się, że będzie to mniejsza kwota. 31 grudnia do Urzędu Miejskiego dotarła faktura. Tygodniowy pobyt 20 osób normalnie kosztowałby około dziesięciu tysięcy złotych. Właściciele hotelu pokryli 40 procent całkowitych kosztów, dlatego miasto zapłaciło tylko sześć tysięcy złotych. - Ci ludzie znaleźli się w tragicznej sytuacji, bardzo im współczujemy - mówi Marta Berdyś, współwłaścicielka hotelu.
Droga wjazdowa na osiedle Chrobrego, była przez kilka dni zamknięta, ze względów bezpieczeństwa. Osunięciem groziła jedna ze ścian na czwartym piętrze. Ekspert budowlany zadecydował, że należy ją zabezpieczyć. Zagrażający element przymocowano do ściany nośnej specjalnymi ściągaczami. Dzięki temu droga jest otwarta. Szczegółowa ekspertyza dotycząca uszkodzeń konstrukcji będzie gotowa w połowie stycznia.
Jeszcze nie wiadomo, co było przyczyną tragedii. Śledztwo jest w toku. - W dalszym ciągu gromadzimy materiał dowodowy - mówi prokurator Tomasz Słowik z Prokuratury Rejonowej w Oławie. - Przesłuchujemy świadków, osoby poszkodowane oraz te, które mogą coś wiedzieć w tej sprawie.
27-latek poszkodowany w wybuchu, zmarł 8 stycznia.
Do redakcji przyszła jedna z poszkodowanych. Wynajęła lokum w tym samym bloku, w klatce obok. Przyniosła list 10-letniej córki i poprosiła o publikację. Ania opisuje w nim dramatyczny dzień. - Czuła taką potrzebę. Chciała to przelać na papier - mówi mama. - Powiedziała, że teraz będzie jej lżej...
Jak jej się żyje w nowym miejscu? - Nie jest łatwo - odpowiada. - Ciężko nam wrócić do codziennych obowiązków. Trudno się odnaleźć. W niedzielę chciałam ugotować rosół. Przecież wystarczy wrzucić składniki do garnka... Ale nawet to sprawiało mi problem. Jesteśmy rozstrojeni. Cały czas myślimy o tym, co się stało. Nie możemy się pozbierać. Boję się wyjść na klatkę, gdy jest zgaszone światło.
Inna mieszkanka dodaje, że dla niej najgorsze są poranki: - Budzę się i od razu jestem roztrzęsiona. Dzieci nie mogą spać, w nocy boją się każdego odgłosu. Problemem jest nawet mucha, która lata i uderza o kasetony...
List do redakcji
Nie mogłam przestać płakać...
- 22 grudnia o godzinie 17.30 wybuchł gaz w mojej klatce na ulicy Chrobrego 32. Ja siedziałam wtedy w swoim pokoju i oglądałam telewizję. Nagle zatrząsł się nasz blok. Nie wiedziałam, co się dzieje. Pobiegłam więc do pokoju rodziców. Popatrzyłam przez okno i zobaczyłam płonące drzewo. Mama wpadła do pokoju i krzyknęła: "Co się stało?!". Tata kazał dzwonić na straż pożarną, a mama z przerażenia zapomniała numeru. Tata kazał dzwonić na 112, lecz nikt nie odbierał, bo cała klatka próbowała się dodzwonić, ale nagle przyjechali i zaczęli się rozglądać, czy wszyscy są na dworze. Gdy siedziałam w aucie sąsiadki, to zobaczyłam, jak nieśli palącego się człowieka, u którego wybuchł gaz. Pojechałam do mojego dziadka i nie mogłam przestać płakać. Na drugi dzień pojechałam do hotelu "Marta" w Oławie. Była tam moja koleżanka Iza i pani psycholog, która czekała na nas, aby powiedzieć, że najważniejsze jest to, że moja rodzina żyje. Pani psycholog nie mogła mnie uspokoić. Później, jak wróciłam od psychologa, to zobaczyłam mojego kolegę Kacpra, potem zaczęłam znowu płakać, a Kacper i Iza pobiegli po psychologa. Pani po chwili mnie uspokoiła. Nie mogłam w to uwierzyć, że to musiało się stać akurat w mojej klatce, ale mieszkanie zastępcze dostaliśmy w klatce obok. Jestem już spokojna, ale nadal widzę ten zniszczony blok...
Ania, 10 lat
Tekst i fot.: Agnieszka Herba







Napisz komentarz
Komentarze