Oława Żerują na naiwności
Odebrała telefon i usłyszała miły kobiecy głos. Pani życzliwie informowała, że na rynku wkrótce pojawi się konkurencja, która będzie miała taką samą nazwę strony internetowej. - Trzeba działać szybko, bo inaczej domenę kupi ktoś inny - mówiła.
Dyrektorka przedszkola dowiedziała się w połowie października, że ktoś czyha na jej domenę. Była zdziwiona, bo przecież właścicielką adresu strony internetowej jest od dłuższego czasu i raz w roku go opłaca. Dlaczego więc miałaby kupować coś, za co już zapłaciła? Stwierdziła, że nie podejmie teraz decyzji i musi to skonsultować z informatykiem. Dzwoniąca już wiedziała, że aby doprowadzić sprawę do końca i zarobić na naiwności, nie może pozwolić na kontakt z informatykiem. - Wyczułam podstęp, dlatego chciałam zapytać kogoś o radę, kto zna się na temacie - mówi Ewa Idczak. - Wtedy oszustka od razu zmieniła podejście. Zaznaczyła, że nie ma czasu do stracenia i trzeba działać szybko. Powiedziała, że wie o zamiarach tamtej firmy. I ostrzegała, że jeśli staną się właścicielem domeny, wtedy będą publikować na stronie nieprawdziwe informacje, oczerniające moją placówkę. To spowodowało, że uwierzyłam...
Później było już tylko gorzej. Kobieta z każdą minutą rozwiewała słuszne wątpliwości dyrektorki przedszkola, mówiąc, że nie kupuje domeny, tylko ją zastrzega. Koszt usługi - 239 złotych rocznie. To miało dać pewność, że nikt z niej nie skorzysta. Poza tym dzwoniąca podawała informacje, które znała tylko dyrektorka. - To były szczegóły: NIP, regon, adres, okres działalności placówki - wylicza Ewa. - Sprawiała wrażenie wiarygodnej i bardzo dobrze przygotowanej.
Po zapewnieniach, że decyzja o zastrzeżeniu domeny jest jak najbardziej właściwa i przyniesie same korzyści, pozostała jedna formalność. Zawarcie umowy. Konsultantka poinformowała, że treść za chwilę będzie odczytana i wystarczy powiedzieć: - Tak, zgadzam się!
- To działo się tak szybko - wspomina dyrektorka. - Automat czytał to z taką prędkością, jakby strzelał karabin maszynowy. Zgodziłam się, bo zależy mi na jak najlepszym wizerunku placówki i nie chciałam, żeby ktoś przejął domenę i podszywał się pod nas.
Minęło kilka godzin. Wieczorem Ewa już wiedziała, co się stało. Porozmawiała z informatykiem, który uświadomił jej, że padła ofiarą oszustów. Do zdarzenia doszło w piątek, w poniedziałek w mailowej skrzynce przedszkola była już informacja o zawarciu umowy, później dosłano fakturę.
Miała być na kwotę nieprzekraczającą 58 euro. Okazało się, że Ewa kupiła nie jedną, a pięć domen. Każda po 239 złotych, a umowę zawarła aż na dwa lata. W sumie do zapłaty było 1195 złotych rocznie. Oczywiście wszystkie domeny istnieją i działają, ale kobieta nie chciała kupować pięciu. Firma ma siedzibę w Dortmundzie. Ewa natychmiast wysłała listem poleconym pismo na podany w umowie adres i oświadczyła, że niczego nie podpisywała, została celowo wprowadzona w błąd i traktuje to jako próbę wyłudzenia pieniędzy. Wysłała również maila, ale na żadne z zastrzeżeń nie otrzymała odpowiedzi. Sprawę zgłosiła do oławskiej prokuratury. Obiecała sobie, że tego nie zostawi. To samo pismo przekazała do prokuratury w Katowicach, ponieważ tam zgłaszają się poszkodowani z całej Polski.
Kilka dni temu Ewa otrzymała ponaglenie do zapłaty należności. Zaznaczono w nim, że odsetki rosną z każdym dniem zwlekania, a kwota do uregulowania, to w tej chwili już nie 1195, tylko 1400 złotych. Firma informuje również, iż skieruje sprawę do sądu, jeśli klientka nie wywiąże się z umowy. Czy można jakoś to odkręcić? W piśmie od niemieckiej firmy czytamy: "Po upływie okresu obowiązywania umowy, umowa ulegnie przedłużeniu o kolejne 24 miesiące, chyba że któraś ze stron co najmniej pół roku przed datą upływu obowiązywania umowy, złoży listowne, pisemne oświadczenie o braku woli przedłużenia umowy." Proste? Niezupełnie, bo na listy wysyłane na adres podany w umowie nikt nie odpowiada. Nie odbiera również telefonu.
Na internetowych forach roi się od wpisów poszkodowanych. Wszyscy są w identycznej sytuacji i opisują jeden schemat działania. Ofiarami padają przede wszystkim właściciele małych firm. To trwa już ponad rok.
W sieci jest również nagranie rozmowy z przedstawicielką firmy. Użytkownik, który je zamieścił, otrzymał informacje, że jeśli go nie usunie, sprawa zostanie skierowana do sądu. Nie ugiął się, materiał wciąż jest dostępny w sieci.
Oławska policja zajęła się sprawą oszukanej dyrektorki przedszkola. - Wszczęliśmy postępowanie - informuje Alicja Jędo, rzecznik KPP w Oławie. - Jesteśmy na etapie prowadzenia czynności dochodzeniowych. Poza jedną poszkodowaną z naszego powiatu, nikt więcej się nie zgłosił.
Ewa Idczak wie, że takich osób w powiecie jest więcej. Ma kontakt z oławianinem, który prowadzi małą firmę i został naciągnięty na zakup domeny w kwietniu tego roku. Nie poszedł na policję, zapłacił niemieckiej firmie. Dyrektorka jest zdania, że oszustom nie należy ulegać, nawet jeśli chodzi o mniejsze pieniądze.
Próbowaliśmy się dodzwonić na numer podany w piśmie, które przyszło tej firmy. Chcieliśmy zapytać, dlaczego wprowadzają ludzi w błąd, mówiąc o konkurencji. W słuchawce usłyszeliśmy: - Połączenie nie może być zrealizowane...
Agnieszka Herba
Reklama
Naciągają na domenę. Straszą konkurencją
- 15.12.2012 15:12 (aktualizacja 18.08.2023 19:28)
Ponad dwieście osób z całej Polski czuje się oszukanych. Mówią o sobie, że zostali nabici w domenę. Wśród nich znalazła się Ewa Idczak z Oławy, dyrektor niepublicznego przedszkola "Kredka"
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze