Urodziła się w Uszni 7 marca 1929, jako pierwsza z trzech córek Emilii (z d. Bojakowskiej) i Wiktora Wodzińskich. Ukończyła tam 7 klas szkoły powszechnej. Wspomina Usznię jako dużą miejscowość, w której było ponad 500 gospodarstw Polaków i 100 Ukraińców. We wsi były młyny, w których wyrabiano kaszę gryczaną i jaglaną (pszono). Zapamiętała, że mieszkańcy organizowali jasełka, śpiewali w chórze, m.in. jej rodzice. Istniała także ukraińska czytelnia. Jako najstarsza z rodzeństwa opiekowała się siostrami. Należała do młodzieżowej grupy, śpiewającej w kościelnym chórze.
Bombardowanie i morderstwo
W jej pamięć szczególnie wryły się wydarzenia z wojny. - Prowadziłam siostry pod Chomiec (tak mówiliśmy na część wsi pod lasem), a bomby strasznie haratały - wspomina Domicela. - Schowałyśmy się u wujanki do bunkra, a te bomby ciągle haratały i haratały. Ludzie nie wiedzieli, gdzie uciekać. To okropne wspomnienie...
Wtedy przechodził front w lipcu 1945 - na zmianę atakowali Rosjanie i Niemcy. Wcześniej na wiosnę był taki głód, że nawet z liści gotowano zupę. Koszmarem były noce, kiedy nasiliły się napady banderowców, którzy mordowali Polaków. Rodzinną tragedię przeżywali Wodzińscy w połowie 1941 roku. Wśród ośmiu dominikanów, zabitych przez NKWD w Czortkowie, był brat mamy Domiceli, Stanisław Bojakowski, który przybrał w zakonie imię Andrzej. Obecnie trwa proces beatyfikacyjny brata Andrzeja.
Napisz komentarz
Komentarze