- Zadecydował zupełny przypadek - opowiada urodzona w Oławie Jolanta Kopacka, z domu Kisiel. - W budynku, w którym mieszkam, spotkałam któregoś dnia na klatce schodowej sąsiada, mojego równolatka, który targał na ramieniu jakąś dziwną torbę. - Co ty, Thomas, trupa niesiesz? - zapytałam żartobliwie, a on chyba nieco przestraszony od razu otworzył torbę i pokazał, co w niej jest. Był tam sprzęt sportowy, ale nie bardzo mogłam się zorientować, jaki konkretnie. Wtedy sąsiad mi wyjaśnił, że to ubiór i broń szermierza. Dodał, że właśnie wybiera się do miejscowego klubu na trening i że istnieje tam sekcja oldbojów, czyli osób, które ukończyły czterdziesty rok życia. Od razu spontanicznie krzyknęłam, że ja też bym chciała spróbować. Już w Polsce zawsze lubiłam tę dyscyplinę, chociaż miałam z nią styczność tylko poprzez telewizor. Sąsiad przyklasnął mojemu pomysłowi i powiedział, że będzie mu raźniej ćwiczyć z kimś znajomym, a potem wspólnie wracać do domu.
Wyjechała do Niemiec w 1988 roku. Tak jak większość młodych Polaków - na krótko, na parę miesięcy, góra na rok, żeby szybko i nieźle zarobić, a potem wrócić do kraju. Ten “krótki” postój w Lüdenscheid koło Dortmundu trwa już ponad 20 lat. Niespełna dwa lata temu, jako w pełni ukształtowana dojrzała kobieta zaczęła uprawiać sport. Nietypowy, ale chyba najbardziej czysty i szlachetny - szermierkę
Szybko się okazało, że sąsiadka może być Thomasowi pomocna w jeszcze jednej ważnej rzeczy - w kontakcie z trenerami. W klubie, w którym ćwiczył, głównym szkoleniowcem był Polak - Wojciech Mróz. Starsi miłośnicy sportu szermierczego w Polsce pamiętają, że to były wielokrotny reprezentant Polski w szpadzie. W 1984 roku Wojciech Mróz był w kadrze olimpijskiej, przygotowującej się do igrzysk w Los Angeles. Z powodu bojkotu tych zawodów przez państwa bloku komunistycznego, do którego należała wówczas Polska (był to rewanż za wcześniej oprotestowane przez kraje zachodnie igrzyska w Moskwie, w 1980 roku), Mróz nie pojechał na olimpiadę. Na osłodę pozostał mu złoty medal, wywalczony w Budapeszcie z drużyną szpadzistów, na zawodach z cyklu „Przyjaźń 84”. Rozgrywano je wtedy w kilku krajach socjalistycznych i miały stanowić rekompensatę dla sportowców za polityczny bojkot amerykańskich igrzysk.
Pochodzący z Zielonej Góry Wojciech Mróz w 2002 roku próbował odbudować wielką szermierkę w stolicy Ziemi Lubuskiej. Zorganizował tam pokazowy turniej gwiazd, w którym startowali pięcioboiści i szermierze - medaliści i uczestnicy mistrzostw świata oraz igrzysk olimpijskich. Nie uzyskał jednak wystarczającego wsparcia od lokalnych władz i wyemigrował do Niemiec. Od kilku lat wspólnie z młodszym bratem Jerzym szkoli juniorów i seniorów w klubie LTV 1861 Lüdenscheid.
Pod skrzydła braci Mrozów trafiła także Jolanta Kopacka. - To, że mogłam się uczyć szermierczego fachu od osób mówiących biegle po polsku, z pewnością duż</i>o mi pomogło - opowiada była oławianka. - Chociaż mieszkam w Niemczech już ponad 20 lat, to moim podstawowym językiem wciąż jest polski…
Początki, jak w każdym sporcie, były trudne, ale szybko się okazało, że Jolanta Kopacka ma szermierczy talent. Mimo powolnego osiągania „balzakowskiego” wieku, wciąż jest szczupłą i zwinną kobietą, obdarzoną także niezwykłym refleksem. - Ta cecha w szermierce jest szczególnie ważna, ale sam talent nie wystarczy, konieczna jest długa i żmudna praca - mówi pani Jolanta. Jej talent i pracowitość dostrzegli trenerzy i już po trzech miesiącach treningu pojechała do Paryża na pierwsze poważne zawody międzynarodowe. - W mojej grupie wiekowej w stolicy Francji startowało 60 kobiet, a ja zajęłam tam… 60. miejsce - wspomina ze śmiechem. Pani Jola to typ popularnej w Niemczech polskiej zadziory, więc łę nie poddała. Niespełna rok później została mistrzynią Nadrenii Północnej-Westfalii. Ten sukces powtórzyła wiosną tego roku - na zawodach w Bottrop wywalczyła po raz drugi z rzędu tytuł mistrzyni landu w szpadzie, w kategorii wiekowej +50.
Starty w zawodach oraz systematyczne treningi, które traktuje typowo rekreacyjnie, pozwalają pani Jolancie utrzymać sportową sylwetkę i wspomagać zdrowy tryb życia. - Często mi się zdarza, że zanim wyjdę na planszę, to sędziowie rygorystycznie sprawdzają mi paszport, bo nie wierzą, że mam prawo startować w grupie „plus 50” - śmieje się. Ciągle utrzymuje kontakt z Polską, co najmniej dwa razy w roku przyjeżdża do Oławy, by odwiedzić rodzinę. Ostatnio nieco rzadziej, bo gdy zaczęła uprawiać szermierkę, znacznie częściej krąży po świecie z kolegami i koleżankami z klubu. Kilkanaście dni temu wróciła z wyprawy do walijskiego Wrexham, teraz szykuje się na wyjazd do Kłajpedy.
- W ubiegłym tygodniu przeżywałam miłe chwile w klubie - mówi Jolanta Kopacka. - Wszyscy tu pilnie śledziliśmy lipskie mistrzostwa Europy w szermierce. Mnie i moich trenerów bardzo ucieszył sukces polskich szpadzistek, które wywalczyły w Lipsku złoty medal. Tym bardziej, że po drodze, po bardzo zaciętym boju, Polki pokonały drużynę niemiecką…
Krzysztof A. Trybulski
Fot. archiwum Jolanty Kopackiej
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze