Gmina Oława Kto ma rację?
Latem ubiegłego roku z firmy odeszło ok. 30 pracowników. Jeden z nich powiedział nam, że zrobili to, bo mieli dość ciągłych oszustw i zmuszania ich do współudziału w tym procederze. Kierownik budowy mówi, że to zwolniony dyscyplinarnie majster pociągnął za sobą obietnicami lepszej pracy kilkudziesięciu pracowników, paraliżując funkcjonowanie firmy.
Byli pracownicy firmy oraz jeden z jej kontrahentów skontaktowali się z nami kilka tygodni temu. O nieprawidłowościach przy budowie kanalizacji postanowili powiadomić kilka instytucji. Wszędzie jednak odmawiali podania swoich danych osobowych, z obawy o własne bezpieczeństwo. Dlatego policja nie przyjęła anonimowego zgłoszenia, a wójt Jan Kownacki postanowił nie podejmować żadnych działań, dopóki do gminy nie wpłynie oficjalne pismo w tej sprawie.
Lista zarzutów, sformułowanych pod adresem wykonawcy, jest bardzo długa. Przede wszystkim mówią, że w Marcinkowicach i Stanowicach powstaje bubel, sowicie opłacany z publicznych pieniędzy. Według nich będzie to w przyszłości skutkowało wydawaniem kolejnych, znacznych sum na naprawy.
Krzywe rury i zakopany asfalt
Nasi rozmówcy twierdzą, że w wielu miejscach rury kanalizacyjne mają przeciwspadki, czyli nie są położone równo. Mają wgłębienia, w których ścieki będą się gromadziły i zatykały przepływ. Na jedno z takich miejsc wskazali przy wjeździe do "starych" Stanowic od strony Wrocławia, na odcinku pod drogą krajową, między dwoma studzienkami. Ich zdaniem, przeciwspad sięga tam 15 cm i jest tylko kwestią czasu, kiedy zacznie śmierdzieć, a rury będą się zatykać. O tym miejscu mówili też wójtowi, domagając się kontroli.
Kolejny zarzut to układanie rur w nieosuszone wykopy. Byli pracownicy twierdzą, że firma miała problemy z odwodnieniem i kładła kanalizację na nieprzygotowanym terenie. - Tylko że od gminy brali pieniądze za całkowite osuszenie wykopu! - podkreślają. Rury położone na mokrym podłożu zniekształcają się w formę harmonijki. To ma spowodować kolejne zatory.
Co więcej, informują, że firma nie zasypywała rur piaskiem, tylko wykopanym wcześniej błotem, co uniemożliwia odpowiednie utwardzenie całości. To kolejny zarzut. Skutkiem niedostatecznego utwardzenia miałoby być zapadanie się dróg w miejscach, w których kładziono kanalizację.
Zdaniem byłych pracowników brakowało należytego nadzoru nad pracą igłofiltrów, służących do wypłukiwania wody. Ich plastikowe części ulegały uszkodzeniu podczas wbijania w ziemię. Konsekwencją tego było, że wraz z wodą pompowały piasek. To właśnie miało być przyczyną uszkodzenia domu przy ulicy Szkolnej.
Wreszcie groźnie brzmiący zarzut nielegalnego składowania asfaltu. Ten materiał miał być ponownie wkopywany do dołów z kanalizacją, a także zakopywany w ziemi na terenie gminy Oława. - Niech pokażą rachunek za utylizację asfaltu na wysypisku śmieci - domaga się nasz rozmówca. - Mają taki obowiązek, to wysoce szkodliwy materiał. Nie zrobili tego, bo za to się płaci. Woleli po prostu zakopać asfalt w ziemi. A co będzie, jeśli szkodliwe substancje przenikną do wód? Przecież w gminie macie wysoki poziom wód gruntowych.
Jeden z rozmówców wskazuje nam miejsce, gdzie rzekomo jest zakopany asfalt. Naprzeciw domu, który wynajmuje firma, za posesją mieszkańca Marcinkowic. Rozmawiamy z nim. Nie potwierdza, że cokolwiek było wsypywane do wgłębienia, znajdującego się w lasku.
W całości bezzasadne
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się od jednego z pracowników firmy, że byłego majstra zwolniono dyscyplinarnie, stawia mu się zarzuty przywłaszczenia sprzętu i dokonywania oszustw podczas trwania inwestycji w Marcinkowicach. Miał wykonywać nielegalne przyłącza. W tych sprawach toczą się postępowania sądowe.
Pracownik argumentuje, że podczas 1,5-rocznego funkcjonowania kanalizacji nie było skarg i przepychania rur. Jest to potwierdzenie, że kanalizację położono zgodnie ze sztuką budowlaną, nie ma przeciwspadków i nie jest zniekształcona.
Co do złej pracy igłofiltrów, podbierania piachu i współodpowiedzialności za uszkodzenie budynku przy ulicy Szkolnej - zdaniem pracownika firmy, wykonującej kanalizację - winny jest sam mieszkaniec, który prowadził nielegalne prace budowlane. Odkopywał fundamenty, dozbrajał je i izolował. Przeprowadził drenaż, który naciągnął wodę. To wszystko robił bez wymaganego pozwolenia. To, że dom nie pękł wcześniej, ale akurat podczas niedawnych prac, nasz rozmówca przypisuje czystemu zbiegowi okoliczności. Do firmy nie wpłynęły roszczenia finansowe mieszkańca.
Nasz rozmówca twierdzi, że firma nie ma prawnego wymogu utylizacji asfaltu. Zgodnie z projektem technicznym skruszony asfalt wykorzystano do podbudowy nowej nawierzchni. O zakopywaniu zdjętego asfaltu nie ma mowy.
Twierdzenia skarżących przedstawiliśmy kierownikowi budowy. Przesłał nam pisemne oświadczenie, w którym nazwał zarzuty bezzasadnymi i opartymi na pomówieniach. W piśmie czytamy: "Oświadczam, że roboty są wykonywane zgodnie z projektem technicznym, wydanym pozwoleniem na budowę, wiedzą techniczną, pod stałym nadzorem inwestorskim inspektora nadzoru, inspektorów Urzędu Gminy, z wykonaniem pełnej dokumentacji odbiorowej, która pozwala na dokonanie płatności za wykonane prace. Całość prowadzonej inwestycji w rozliczeniu kwartalnym jest sprawdzana przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska we Wrocławiu".
Radny potwierdza zarzuty
Rozmawialiśmy ponownie ze skarżącym się, byłym pracownikiem. Zaprzeczył, że zwolniono go w trybie dyscyplinarnym, a na potwierdzenie swoich słów przefaksował wypowiedzenie umowy o pracę, które złożył 17 sierpnia ub. roku. Zapewniał też, że rozliczył się z całego sprzętu, za który odpowiadał. Domaga się od firmy wypłacenia mu nadgodzin, zaległych pieniędzy za niewykorzystane urlopy i odszkodowania w wysokości jednej wypłaty. Wspomniał, że niedawno firma zaproponowała mu ugodę. Za odstąpienie od żądań byłaby gotowa zrezygnować z domagania się zwrotu wartości rzekomo przywłaszczonego sprzętu.
Część zarzutów byłych pracowników potwierdza radny z Marcinkowic Władysław Grendysz: - Nie było żadnego utwardzania, obserwowałem, jak wykonywano prace na ulicy Słonecznej - zagęszczarki tam nie widziałem. Trzykrotnie zapadła się droga w miejscach, gdzie była kładziona kanalizacja. Poruszałem ten temat na spotkaniach komisji, chciałem spotkać się na komisji rewizyjnej z inspektorem nadzoru, żeby nam wyjaśnił, jak to jest z jakością przeprowadzonych prac. Wzywaliśmy inspektora dwukrotnie, najpierw odpowiedział, że jest chory, potem, że nie ma obowiązku stawienia się.
Co na to wójt?
Nasi rozmówcy krytykowali wójta Jana Kownackiego za bierność. Spodziewali się, że powiadomienie go o rzekomych oszustwach przy budowie kanalizacji będzie skutkować kontrolą wykonawcy. - Dlaczego wójt służy interesom firmy, a nie swoich wyborców? - pytają rozgoryczeni. - Płaci pieniądze za lipę. 40 procent prac jest źle wykonanych!
Kownacki zaprzecza, że byli u niego zwolnieni pracownicy. Zapewnia, że rozmawiał tylko z pośrednikami. Już pół roku temu miał prosić o wykaz studzienek, które zdaniem skarżących nie są prawidłowo wykonane. Takiej listy nie otrzymał. Wójt - podobnie jak kierownik budowy - zwraca uwagę, że nie ma zgłoszeń o wadliwym funkcjonowaniu kanalizacji. Dziwi się, że osoby, które rzekomo mają wiedzę o poważnych oszustwach przy inwestycji, nie zgłaszają tego organom ścigania: - Jeżeli są pewni nieprawidłowości, to dlaczego nie powiadomią prokuratury? To ich obowiązek. A oni szukają kogoś, kto zrobi coś za nich. Co będzie, jeśli się okaże, że to nieprawda? Firma poda mnie do sądu za zniesławienie!
Kownacki powiedział swoim rozmówcom, żeby wnieśli do gminy oficjalne pismo. Wtedy może skontrolować wskazane przy wjeździe do "starych" Stanowic miejsce, gdzie podobno jest przeciwspad. Wójt zastrzegł, że jeśli wszystko będzie w porządku, wszelkie koszta związane z kamerowaniem poniosą osoby skarżące.
Ze zdumieniem i niedowierzaniem wójt przyjął twierdzenie, że ktoś zakopywał w ziemi stary asfalt. Stwierdził, że nie jest to mała, nieprofesjonalna firma, która pozwoliłaby sobie na takie praktyki. Zaznaczył, że sprawy nie zna, niczego nie wyklucza i nie chce bronić wykonawcy, ale jeśli ktoś ma tego rodzaju informacje, powinien zgłosić to prokuraturze.
*
Ponieważ skarżący się pracownicy chcieli wystąpić na naszych łamach wyłącznie anonimowo, dla równowagi nie podajemy też nazwy firmy ani nazwiska jej przedstawiciela.
Tekst i fot.: Xawery Piśniak [email protected]







Napisz komentarz
Komentarze