Wrocław "Euro 2012"
A w koszyczku Marta miała breloczki, frotkę, piłkę jojo i gwizdki z otwieraczem do piwa. Ceny były wyjątkowe, bo "Euro" też jest wyjątkowe i drugie takie się za naszego życia nie powtórzy. Za frotkę zagraniczni kibice musieli płacić 15 zł, a za breloczek 20 zł. Polscy kibice nie płacili, bo na co to komu, jak ma się już flagę, koszulkę, szalik oraz bojowy okrzyk na ustach. Tylko stawki hostess nie były europejskie. Trzeba się było pięć godzin nachodzić, żeby zarobić 40 zł. Ale co Marta widziała, to jej.
Najlepiej sprzedaż szła przed południem. Pierwsza fala kibiców ruszała na śniadanie w okolicach 10.00. Po nich następowała druga - tych z syndromem dnia wczorajszego. Kiedy skacowani wychodzili z restauracji, już wracali pierwsi, aby zjeść coś na obiad. To gwarantowało nieprzerwany dopływ klientów. Zwłaszcza że do kibiców drużyn, które występowały poprzedniego dnia, dołączali ci, których reprezentacje grały po południu i wieczorem.
"Wiele narodów - różne myśli - jeden cel" - głosiły plakaty z uśmiechniętymi fanami o najrozmaitszych fizjonomiach. Hostessa wie to najlepiej - jak różne myśli i zachowania prezentują nacje, które "Euro" wzięły na cel. Włosi - to podrywacze. Ich nie trzeba było zaczepiać z ofertą piłeczki jojo. Oni zaczepiali sami. Ofert małżeństwa, których wysłuchała, nie sposób było zliczyć. Hiszpanie - gościnni i rodzinni. Javier z Costa del Sol zaprosił do siebie Martę razem z rodzicami. Grecy - pogrążeni w kryzysie. Koszyczek omijali z daleka. Irlandczycy i Anglicy - głośni imprezowicze. Budzili najwięcej sympatii. Niemcy - amatorzy technologii. Kazali Marcie machać do kamery, z której przekaz szedł bezpośrednio do ich kraju. Azjaci - zafascynowani europejską egzotyką. Fotoreporter z Korei bez końca łaził za dziewczynami i pstrykał dziesiątki zdjęć. Tylko Rosjanie tacy niejednoznaczni. W przeciwieństwie do indywidualistów z Zachodu, występowali w większych grupach. Trzeba było na nich uważać, bo jak otoczyli hostessę, to z koszyczka mogło coś zniknąć. Poza tym kupowali całkiem dobrze. Choć rozwarstwienie majątkowe rzucało się w oczy. Jedni wydali wszystko, co mieli, na alkohol i nie było z nich pożytku, a drudzy machali przed oczami platynowymi kartami i dziwili się, że płatność przyjmowana jest tylko gotówką.
Marta przyznaje - wiedziała jaką rolę w biznesie odgrywa prezencja, ale teraz mogła się o tym przekonać na własnej skórze. Dziewczyny występowały w oprawie sportowej. Na nogach getry, do tego minispódniczka i koszulka. Kiedy zabrakło miniówy, bo akurat była w praniu, sprzedaż wyraźnie spadła. Sytuacja powtórzyła się, gdy Marcie towarzyszył jej chłopak, Paweł. Nie dość, że przepłoszył amanta z Włoch, to i u innych kibiców zainteresowanie gadżetami zmalało. Marta musiała odprawić Pawła, bo zagrożony był bilans handlowy.
A potem odpadli Polacy. Skończyły się mecze we Wrocławiu i oblężenie strefy kibica. Młoda oławianka też odstawiła koszyczek. Za zarobione pieniądze pojedzie na wymarzony wakacyjny obóz.
Xawery Piśniak
Fot. Paweł Rutkowski







Napisz komentarz
Komentarze