Jelcz-Laskowice Niekończący się problem
Napisali wniosek do Rady Miejskiej, prosząc o szybkie rozwiązanie problemu. Twierdzą, że ich osiedle wygląda jak giełda samochodowa lub "niskie łąki". Dziki handel, który odbywa się co sobotę na terenie obok targowiska miejskiego, narusza ich prywatność, zakłóca spokój i uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Kupcy nie mieszczą się na placu, wyznaczonym do targowania, więc rozkładają towar na drodze i prywatnych działkach, mimo znaków zakazu handlu. Kupujący zastawiają osiedle samochodami, co uniemożliwia dojazd do prywatnych posesji i stwarza zagrożenie życia, utrudniając np. przejazd karetce pogotowia lub straży pożarnej. Brak toalet oraz koszy na śmieci tworzy wylęgarnię bakterii i chorób. Sprzedawcy, zamiast korzystać z szaletu miejskiego, wolą załatwiać swoje potrzeby w krzakach, przy prywatnych posesjach. Co więcej, nie sprzątają po sobie, gdy kończą handlowanie. Papiery, worki itp. fruwają po osiedlu przez cały tydzień.
Nikt nie pomaga
Temat poruszono na kwietniowym zebraniu osiedlowym. - Tam się handluje naszym kosztem - mówiła mieszkanka ul. Frezjowej. - Postawiono znaki, których nikt nie przestrzega. Zamiast tego powinien stać policjant i pracownik gminy, którzy pomogliby nam w załatwieniu problemu. Tymczasem nikt nam nie pomaga. Policja nie reaguje, a pracownicy miasta i gminy pobierają opłaty za targowanie, zamiast powiedzieć, że tu handlować nie wolno. Jest tyle służb i każdy twierdzi, że nic nie może zrobić. Zostaliśmy sami i nie dość, że musimy tak żyć, to jeszcze nie można się odezwać czy zwrócić uwagi, bo można zarobić od handlarza w gębę.
Obecny na zebraniu wiceburmistrz Aleksander Mitek tłumaczył, że nie ma wpływu na policję, bo mu nie podlega, ale obiecał, że porozmawia z komendantem w tej sprawie. Co do toalet, przypomniał, że na targowisku jest bezpłatny szalet z bieżącą wodą i ręcznikami, ale nie można nikogo zmusić, by z niego korzystać. Jeżeli chodzi o opłaty targowe, obowiązek ich wnoszenia ma każdy, kto handluje na terenie miasta, a nie narusza to bezpieczeństwa ruchu drogowego.W tym przypadku takiego zagrożenia nie ma, dlatego inkasenci są zobowiązani pobrać opłatę za prowadzenie handlu na miejskim terenie. - Myślę, że problem uda się rozwiązać po zakończeniu remontu drogi obok targowiska - twierdzi wiceburmistrz. - Wówczas będzie wiadomo, gdzie jest droga, chodnik i granica prywatnej posesji, bo jest wiele nieogrodzonych. Obecnie trudno to rozgraniczyć, stąd część problemów i niejasności.
Zastępca burmistrza tłumaczył, że wszystkich handlujących nie można przenieść na targowisko miejskie, bo tam nie ma tyle miejsca. Władze gminy noszą się z zamiarem powiększenia go o teren należący do PKP. Rozmowy z właścicielem działki wciąż jednak trwają. Apelował do mieszkańców o cierpliwość. Z rozwiązaniem problemu parkowania na osiedlu trzeba poczekać do zakończenia remontu dróg osiedlowych. Pierwszy etap prac już się rozpoczął. Całość ma trwać około trzech lat.
Upominają i karzą, ale potrzebna współpraca
Krzysztof Żelem, zastępca komendanta komisariatu policji w Jelczu-Laskowicach, dementuje informacje, że policja nie interweniuje w sprawach dzikiego targowiska. - Co sobotę jest tam nasz patrol i reagujemy na każde wezwanie mieszkańców - zapewnia. - Informujemy, upominamy i karami mandatami za złe parkowanie oraz handel na drodze. Ale w sytuacji, gdy ktoś handluje na prywatnej posesji, nie możemy go zmusić do opuszczenia terenu. Możemy upomnieć, robimy to, ale nie zmuszać. Co więcej, wielu obywateli Bułgarii handluje na prywatnych działkach, za pozwoleniem właścicieli. Potwierdzają to obie strony. Owszem, są i odwrotne sytuacje, ale o wtargnięciu na teren prywatny można mówić dopiero, gdy działka jest odpowiednio zabezpieczona, czyli ogrodzona i oznakowana.
Na fot.: Remont drogi, tablice ostrzegawcze i taśmy zabezpieczające nie powstrzymały handlujących i kupujących przed wtargnięciem na zamknięty teren
Zdaniem zastępcy komendanta, trudno nałożyć mandat karny na osobę, która wniosła opłatę targową, bo wtedy zachodzi swego rodzaju konflikt w interpretacji obowiązujących przepisów prawnych. Pobierając opłatę, inkasent powinien upomnieć handlarza, a następnie poinformować policję o tym, że na zakazanym terenie odbywa się handel. Takich informacji od inkasentów policja nie otrzymuje.
Tylko podczas jednej soboty policja wystawiła w okolicy targowiska 11 mandatów na kwotę 1.550 zł, za złe parkowanie i niszczenie zieleni. Wylegitymowano 15 obywateli Bułgarii, sprawdzano, czy mają pozwolenie na handel. Każdy je miał, także zaświadczenie o wniesieniu opłaty targowej. Zdaniem zastępcy komendanta policji w J-L, problem mogą rozwiązać tylko władze miasta i gminy, ustalając jasne reguły handlu. Pozwoli to też na uniknięcie absurdalnych sytuacji, z którymi policjanci stykają się od kilku tygodni - Po naszych interwencjach obywatele Bułgarii przyjeżdżają na komisariat z zapytaniem, gdzie mają targować, żeby nie mieli problemów - mówi Krzysztof Żelem. - To nie jest rola i zadanie policji. Takimi sprawami powinny się zająć władze miasta.
Dużo zależy też od jednomyślności mieszkańców osiedla, ale i tego brakuje. Jedni chcą likwidacji dzikiego targowiska i trudno im się dziwić, bo od lat borykają się z problemem, a kolejne władze miasta obiecują im jego rozwiązanie. Tymczasem zamiast lepiej, jest coraz gorzej. Handlujących przybywa, a targowisko miejskie od lat jest tych samych rozmiarów. Wśród mieszkańcom osiedla są jednak tacy, którzy ponad dobro sąsiedzkie stawiają własny interes. Udostępniają targującym posesje, często na tym zyskując.
Tekst i fot.: Wioletta Kamińska [email protected]







Napisz komentarz
Komentarze