Stracił prywatne życie, opuszcza szkołę, nie widuje się ze znajomymi, ale mimo wszystko nie żałuje, bo to jego cały świat. O karierze żużlowca - w rozmowie z Kamilem Tysą z „Głosu Żubra” - opowiada 17-letni jelczanin Patryk Malitowski, zawodnik Betardu Sparty Wrocław
- Większość twoich rówieśników uprawia sporty zespołowe. Ty, bardziej oryginalnie, wybrałeś żużel. Dlaczego?
- Grałem kiedyś w piłkę nożną, ale stwierdziłem, że ten sport nie ma przyszłości w naszym kraju. Wszyscy widzimy, jak się rozwija futbol. Trzeba być wyjątkowo dobrym, żeby coś osiągnąć. Za to żużel pozwala w miarę szybko się rozwinąć, polska liga jest najlepsza na świecie, więc podążyłem tą drogą i na razie jest dobrze.
- Ale dlaczego akurat speedway?
- Wszystko zaczęło się, gdy pierwszy raz trafiłem z tatą na Stadion Olimpijski we Wrocławiu. Poszliśmy na mecz, nie mając pojęcia, co nas czeka. Warunki były bardzo ciężkie, padał deszcz, zawodnicy się przewracali i nie ukrywam, że zafascynował mnie ten sport. Pomyślałem, że to może być coś dla mnie. Szybko postanowiłem, że będę trenował żużel. Rodzina z początku odradzała, twierdząc, że to drogi "interes", ale w końcu uległa.
- Decyzja o podjęciu treningów była całkowicie twoja?
- Początkowo chciałem to zachować dla siebie, potem starałem się przekonać do tego rodziców. Jak już ich namówiłem, to nie było we Wrocławiu szkółki, musieliśmy czekać. No, ale w końcu się udało i zacząłem treningi.
- Kto ci kupił pierwszy motor?
- Tata, od żużlowca z Wrocławia - Maćka Janowskiego, który jest teraz moim bardzo dobrym kolegą. Wiadomo, ten sport nie jest tani, części są drogie, potrzebni są sponsorzy, ale dajemy radę.
- A nie mogłeś liczyć na wsparcie finansowe z klubu?
- Niestety, nie. Z tym jest bardzo ciężko w tych czasach, zespoły nie dysponują już takim sprzętem, jak kiedyś się o tym mówiło, więc w miarę możliwości - przynajmniej na początku - trzeba sobie radzić samemu.
- A co się dzieje, gdy sytuacja finansowa na to nie pozwala?
- Niektóre kluby starają się pomagać, oferując sprzęt. Oczywiście nie jest on pierwszej jakości, ale jak zawodnik pokaże się z dobrej strony, to jest szansa, że się wybije i otrzyma jeszcze większą pomoc.
- Wspomniałeś o sponsorach, masz już jakichś?
- W tym sezonie bardzo dużo pomogła mi piekarnia "Hert". Gdyby nie ta firma i mój tato, byłoby ciężko. Mam nadzieję, że w przyszłości pojawią się kolejni, wtedy będzie mi jeszcze łatwiej.
- Co jest ważniejsze - talent, czy bardziej kwestia treningów i ciężkiej pracy?
- Potrzeba i tego, i tego. Wiadomo, że żużel wymaga wielu wyrzeczeń. Nie spotykam się za często ze znajomymi, praktycznie żyję w trybie "dom - szkoła - treningi". Więcej mnie w szkole nie ma, niż jestem, bo cały czas trenuję. Mało mam prywatności i wolnego czasu, ale to jest całe moje życie i temu się poświęcam.
- Łączysz treningi ze szkołą, nie masz z tym problemów?
- Mam, ale staram się o tym nie myśleć. Jak nie wyjdzie w żużlu, to szkoła tak dużo mi nie pomoże. Oczywiście, chcę skończyć technikum, żeby mieć jakieś wykształcenie, ale bardziej stawiam na sport niż na szkołę.
- Nie chciałbym być złym prorokiem, ale jeśli nie wyjdzie, to co?
- Jak nie wyjdzie, to wtedy będę myślał, co dalej ze sobą zrobić (śmiech).
- Mówi się, że żużel jest najniebezpieczniejszym sportem na świecie...
- Coś w tym jest. Trzeba się liczyć z kontuzjami, czasami bardzo ciężkimi, ale nie można o tym wciąż myśleć. Jeśli zawodnik się tym przejmuje, to powinien zmienić pracę.
- Czujesz strach przed każdym startem?
- Na pewno jest adrenalina, ale jak wyjeżdżam na tor, to momentalnie zapominam o wszystkim, staram się tylko jak najlepiej pojechać i wygrać bieg.
- Mistrz świata Tomasz Gollob powiedział: - Żeby uprawiać żużel, trzeba być wariatem i mieć odwagę, bo to jest typowo męski sport. Zgadzasz się z nim?
- "Normalni" ludzie przygody ze speedwayem nie zaczynają. Ja wybrałem taką profesję i czuję, że ona do mnie pasuje. Tomasz Gollob na pewno wie, co mówi...
- Ten sam człowiek twierdzi też, że rozmawia z motocyklami i każdego inaczej nazywa. Też tak masz?
- Nie, raczej nie (śmiech). Gollob ma piętnaście motocykli, ja tylko dwa, z którymi - owszem - dogaduję się, ale na torze.
- Miałeś okazję trenować pod okiem Marka Cieślaka, którego uznaje się za najlepszego na świecie w swoim fachu. Jak to wspominasz?
- Prawdziwej jazdy na żużlowym motocyklu nauczył mnie Darek Śledź. Potem trenowałem dwa sezony pod okiem Marka Cieślaka i uzyskałem licencję. Na pewno on mi sporo pomógł, zabierał mnie na wiele zawodów i powołał do szerokiej kadry narodowej. Teraz mamy nowego trenera - Piotra Barona. Mam nadzieję, że współpraca z nim też będzie się dobrze układała i dzięki temu będę mógł zdobywać punkty w ekstralidze...
- Przed tobą debiut w ekstralidze, co musisz jeszcze poprawić?
- Dużo trenuję na siłowni, liga jest ciężka, jeżdżą tu najlepsi zawodnicy świata, więc trzeba mieć dużo siły i spore umiejętności. Oprócz tego trzeba być mocnym psychicznie. Debiut na pewno nie będzie łatwy, ale będę pracował z trenerami, żeby jak najlepiej się do niego przygotować. Mam nadzieję, że będzie dobrze.
- Jakie są relacje juniorów z seniorami?
- Bardzo dobrze dogaduję się z seniorami. Często się widujemy, teraz nasz skład jest całkowicie polski. Paru chłopaków wróciło do wrocławskiego klubu po rocznej przerwie i jest OK.
- A wcześniej, kiedy był jeszcze Jason Crump, były mistrz świata, jakie były relacje z nim?
- Jason jest profesjonalistą w każdym calu. Starałem się go trzymać, pomagałem mu, on mi pomagał, wiele się od niego nauczyłem. Szkoda, że od nas odszedł, ale kto wie, może jeszcze kiedyś będziemy jeździć razem...
- Czy ja dobrze usłyszałem? Pomagałeś Crumpowi?
- No tak, często jeździłem z nim na mecze i razem z jego mechanikiem przygotowywaliśmy dla niego motocykle.
- Maciek Janowski, o którym wspomniałeś wcześniej, twierdzi, że ma z tobą problemy na treningach, bo jesteś coraz lepszy...
- Na pewno będzie bardzo ciężko dorównać Maćkowi, ale czuję się coraz pewniej, mam coraz lepszy sprzęt i staram się gryźć tych najlepszych, bo to od nich najwięcej się mogę nauczyć.
- Miałeś już jakieś propozycje zmiany klubu?
- Nie, nie miałem. Mam kontrakt do ukończenia 21. roku życia. Poza tym pojawiła się możliwość startu w ekstralidze, więc na razie nie myślę o zmianie barw klubowych.
- Prawie wszyscy żużlowcy mają jeszcze drugi klub, za granicą...
- Jeśli pojawiłaby się oferta, na pewno bym ją rozważył.
- Wiem, że kilka lat temu twoim idolem był Hans Andersen. Teraz, gdy znasz świat żużla "od kuchni", dalej go podziwiasz?
- Gdy poznałem Jasona Crumpa, wiele się zmieniło. On mi pokazał, na czym polega żużel, profesjonalizm i dobre przygotowanie. To Jason jest teraz moim idolem.
- Twoi znajomi często pytają cię o wejście w trakcie meczu do tzw. parkingu maszyn. Czy jest to w ogóle możliwe?
- Na tym sporcie trzeba się znać i na zawody wysokiej rangi nie ma możliwości wprowadzania tam obcych ludzi. Niektórych na pewno bym chciał zabrać, ale po prostu się nie da.
- Jaki jest twój cel na nowy sezon?
- Chciałbym pokazać się z dobrej strony w ekstralidze i przede wszystkim pomóc drużynie w zdobyciu medalu w mistrzostwach Polski.
- Tego ci życzę i dziękuję za rozmowę.
Tekst i fot.:
Kamil Tysa - „Głos Żubra”
Napisz komentarz
Komentarze