Sparing z dzierżoniowską Lechią miał być generalnym sprawdzianem formy oławskich piłkarzy przed inauguracją rundy wiosennej, ale goście nieco rozczarowali, przyjeżdżając do Oławy prosto z obozu kondycyjnego w Kluczborku. Byli przemęczeni, a w dodatku z powodu plagi kontuzji, nie wystąpili w najmocniejszym składzie
Przez większą część spotkanie toczyło się na połowie lechitów, co później trener MKS Sebastian Sobczak uznał za dobry omen, bo w rundzie wiosennej jego podopieczni na 12 pojedynków aż osiem rozegrają w Oławie. - Drużyny przyjezdne w większości będą u nas preferować defensywny styl gry, a więc taki, jaki w sobotnim sparingu stosowali piłkarze z Dzierżoniowa. Była więc dziś szansa poćwiczenia różnych wariantów ataku, przy zmasowanej obronie rywala - mówił po meczu z Lechią oławski szkoleniowiec.
Gospodarze długo nie mogli jednak sforsować dzierżoniowskiej defensywy. Na początku dwukrotnie z rzutów wolnych dośrodkowywał na pole karne Lechii Krzysztof Gancarczyk, ale bez konkretnego efektu. W 15 minucie Dawid Lipiński zagrał sprytnie do Łukasza Staronia, a ten również mądrze uderzył z ostrego kąta w krótki róg, lecz bramkarz Lechii wybił piłkę na rzut rożny.
W 30 minucie Staroń pokonał dzierżoniowskiego golkipera, dobijając „wyplutą” przez niego piłkę, po strzale Jakuba Kalinowskiego z rzutu wolnego. Sędzia asystent podniósł chorągiewkę, sygnalizując spalonego napastnika MKS i główny arbiter gola nie uznał. Musiał to jednak zrobić w 41 minucie, bo przy tej akcji, zainicjowanej na środku boiska przez Damiana Kozioła, nie było wątpliwości. Dawid Lipiński wpadł na pole karne i soczystym strzałem w długi róg wyprowadził MKS na prowadzenie. Chwilę później z daleka na bramkę Lechii uderzył Wojciech Ciołek, ale tuż obok spojenia słupka z poprzeczką.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Nadal atakowali gospodarze, a goście od czasu do czasu kontrowali, lecz z reguły byli powstrzymywani przez dobrze grającą oławską defensywę jeszcze daleko przez polem karnym MKS.
W 52 minucie trójkową akcję Krzysztof Gancarczyka, Łukasza Staronia i Dawida Lipińskiego, skutecznym uderzeniem po ziemi w sytuacji sam na sam z bramkarzem zakończył ten ostatni.
W 60 minucie na boisku pojawił się ciepło przywitany przez liczną grupę oławskich kibiców Jakub Małecki, który w listopadzie ubiegłego roku na treningu złamał nogę (po raz trzeci w swojej karierze piłkarskiej). Co zrozumiałe, popularny „Mały” nie był jeszcze w najlepszej dyspozycji - bardziej truchtał niż biegał po boisku, ale przy kilku zagraniach widać było klasę tego najlepszego w rundzie jesiennej piłkarza MKS. Małecki potrafi też krzyknąć na młodszych kolegów, podpowiadając im sposoby rozegrania akcji czy ustawienia się przy stałych fragmentach gry. Jego rola w drużynie jest więc nieoceniona, ale z obecnego stanu przygotowania fizycznego widać, że w meczu ligowym najszybciej będzie mógł się pojawić dopiero w połowie kwietnia.
W końcowych minutach meczu trener Sobczak dokonywał często tzw. lotnych zmian, zwłaszcza w ofensywie, gdzie teraz na zmianę Lipińskiemu lub Staroniowi partnerował Paweł Błaszczak. Wychowanek nowosolskiej Arki miał kilka okazji do strzelenia gola, ale nie potrafił ich wykorzystać, więc ostatecznie mecz zakończył się tylko dwubramkową, ale w pełni zasłużoną wygraną MKS.
MKS SCA Oława - Lechia Dzierżoniów 2:0
1:0, 2:0 - Dawid Lipiński (w 41 i 52 min.)
MKS SCA Oława
Florczyk (65 Mordal) - A.Gancarczyk (65 Pawlak), Kalinowski, Sikorski, Zapał (60 Wejerowski) - Skorupa (55 Poważny), Ciołek (46 Bella), Kozioł (60 Małecki), K.Gancarczyk (70 Pożarycki) - Staroń (65 Błaszczak), Lipiński (80 Staroń).
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Napisz komentarz
Komentarze