- Zagrałeś w jedenastu jesiennych meczach ekstraklasy, strzeliłeś jedną bramkę i zanotowałeś dwie asysty. Czy jesteś zadowolony ze swoich występów w pierwszej połowie sezonu?
Reklama
Rozmawiamy z Januszem Gancarczykiem, byłym zawodnikiem MKS Oława, Górnika Polkowice i Śląska Wrocław, który w rundzie jesiennej grał w Polonii Warszawa
- W moim wykonaniu była to przeciętna runda, ale dlatego, że dostałem mało szans od trenerów. W trzech ostatnich kolejkach zabrakło dla mnie miejsca w meczowej osiemnastce. Miało mnie to podobno zmotywować. Sądzę, że wystarczyłaby absencja w jednym meczu. Żeby było śmieszniej, w ostatnim spotkaniu wszedłem na boisko jako pierwszy z ławki rezerwowych.
- Pamiętam twoją grę jesienią 2008. Zdobyłeś wtedy dla Śląska sześć goli i asystowałeś przy trafieniach kolegów. W Polonii było już trochę gorzej…
- Ja zaliczam na swoje wrocławskie konto pięć goli, bo jeden, który strzeliłem bezpośrednio z rzutu rożnego, zaliczany jest w niektórych statystykach Krzyśkowi Pilarzowi. Ale i tak jest spora różnica.
- W siódmej kolejce rozegrałeś fantastyczne zawody z Polonią Bytom. W drugiej minucie asystowałeś przy golu Artura Sobiecha, a pod koniec pierwszej połowy pokonałeś Szymona Gąsińskiego. Wydawało się wtedy, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
- Też tak wtedy myślałem. Przede wszystkim postawił na mnie od początku trener Paweł Janas. Czułem się wtedy rewelacyjnie, chociaż w drugiej części gry nie prezentowałem się już tak dobrze. Później graliśmy mecz na sztucznej nawierzchni w Gdyni. Nie jestem przyzwyczajony do takiej „trawy”, stąd mój słabszy występ. No i w końcu ze Śląskiem we Wrocławiu - zremisowaliśmy 2:2. Bardzo chciałem zagrać jak najlepiej przeciwko drużynie, z którą odniosłem do tej pory największe sukcesy. Mecz mi nie wyszedł i w kolejnych usiadłem na ławce rezerwowych. W trzech następnych grałem ogony i wróciłem do pierwszego składu dopiero przeciwko Lechowi Poznań. Zremisowaliśmy po bardzo dziwnym meczu 2:2, a prowadziliśmy 2:0. Później zabrakło mnie w kadrze meczowej w dwóch kolejkach i wróciłem do gry w ostatniej, z Wisłą Kraków. Trener Janas dał mi szansę od początku drugiej połowy. Tak to wyglądało w dużym skrócie.
- Podczas absencji w pierwszej drużynie zagrałeś w Młodej Ekstraklasie. Czym jest dla byłego reprezentanta Polski gra w takim towarzystwie?
- Dobrze, że trener dał mi zagrać połówkę z młodymi zawodnikami, bo przez dwa tygodnie nie wystąpiłbym w żadnym meczu. Pomogło mi to, z Wisłą Kraków zagrałem całkiem nieźle.
- Doszło u was do zmiany trenera. Miejsce Jose Marii Bakero zajął Paweł Janas. Czy odczułeś to jakoś, coś się zmieniło po tej roszadzie?
- Z trenerem Bakero przepracowaliśmy intensywnie okres przygotowawczy. Z mojego punktu widzenia było to najlepsze przygotowanie do sezonu, bo w sparingach prezentowałem wysoką formę. Wszystko wskazywało, że będę systematycznie grał w pierwszym składzie, tym bardziej, że Ebi Smolarek przyszedł do nas w ostatniej chwili i nie był odpowiednio przygotowany do sezonu. Trener podjął inną decyzję, musiałem się z tym pogodzić.
Po zmianie szkoleniowca Paweł Janas postawił na mnie od początku, ale później bywało różnie, zaczęliśmy seriami gubić punkty i trener szukał innych rozwiązań.
- Prezes Polonii Józef Wojciechowski wzmocnił skład przed sezonem, sprowadzając Euzebiusza Smolarka, Artura Sobiecha i Bruno Coutinho. Zajmujecie ósmą pozycję z dziesięciopunktową stratą do prowadzącej Jagiellonii. To chyba nie zadowala szefa i
właściciela klubu?
- Na pewno nie, ale różnica mogła wynosić 4-5 punktów. Straciliśmy więcej, a nie powinniśmy. Z Polonią Bytom zremisowaliśmy 2:2. Przeciwnik strzelił dwa razy na naszą bramkę i zdobył dwa gole, a my nie wykorzystaliśmy wielu dogodnych sytuacji.
W Gdyni było podobnie, ale nikomu nie udało się pokonać bramkarza. Przed nami druga runda, w której jest do rozegrania piętnaście meczów. Jeśli zdobędziemy 35 punktów, nie powinno być źle.
- Założenia przed sezonem były takie, że walczycie o mistrzostwo Polski. Czy ta słabsza runda zweryfikowała wasze plany?
- Nadal gramy o najwyższe cele. Jestem pewien, że wraz z dobrą grą przyjdą korzystne wyniki.
- Który z piłkarzy Polonii zaimponował tobie najbardziej w minionej rundzie?
- Artur Sobiech. Nie da się opisać, jak ważnym jest zawodnikiem. Strzelił sześć goli i zanotował tyle samo asyst, a nie grał w kilku meczach. Jest to niesamowite osiągnięcie, jak na dwudziestoletniego piłkarza i myślę, że jest wart ten milion euro, który Polonia zapłaciła za niego Ruchowi Chorzów.
- Kiedy kończy ci się kontrakt z obecnym klubem?
- Za dwa lata.
- Chciałbyś go wypełnić do końca?
- Zdecydowanie tak. W Warszawie poznałem wiele ciekawych osób. Właściciel buduje mocny i perspektywiczny zespół. Jak będę grał na odpowiednim poziomie, to zostanę w klubie na Konwiktorskiej dłużej.
- Zostawmy Warszawę, porozmawiajmy o tym co minęło. Jak wspominasz grę we Wrocławiu i trenera Ryszarda Tarasiewicza?
- Był to najpiękniejszy okres w mojej karierze. Nigdy nie zapomnę tego, co przeżyłem w Śląsku. Osiągnąłem wtedy największe sukcesy - awans do ekstraklasy i zdobycie Pucharu Ligi. Miałem okazję grać przed fantastyczną publicznością, w której jest wiele osób z Oławy. Polonia nie ma zbyt wielu fanów, bo w stolicy rządzą kibice Legii. Będąc zawodnikiem Śląska, debiutowałem w reprezentacji Polski. O trenerze Tarasiewiczu mogą powiedzieć, że jest fantastycznym człowiekiem.
- Jak ocenisz zmianę na stanowisku trenera Śląska, w miejsce Tarasiewicza zatrudniono Oresta Lenczyka?
- Chcesz wrócić i jeszcze zagrać dla Śląska?
- Chciałbym bardzo, bo jest to jeden z najlepszym klubów w Polsce. Jednak jestem zawodnikiem Polonii i dla niej gram teraz najlepiej jak potrafię. Taki jest zawód piłkarza, raz się gra tu, a innym razem gdzie indziej. Nie chcę wracać do tematu mojego odejścia z Wrocławia, bo tłumaczyłem to już wiele razy.
- Zagrałeś raz w oficjalnym meczu reprezentacji Polski, w 2009 z Kanadą. Marzysz o tym, żeby wrócić do kadry i zagrać na Euro-2012?
- Każdy piłkarz, który kiedyś otarł się o kadrę narodową, marzy o tym. Jest to najważniejsza impreza futbolowa dla Europejczyków. Teraz odbędzie się w Polsce, co dodatkowo mobilizuje. Do rozpoczęcia Euro mamy niecałe dwa lata. Nadchodzący rok będzie najważniejszy, ale wiąże się to z bardzo ciężką pracą na treningach.
- Widzę, że ty się nie poddajesz. Mógłbyś sobie teraz siedzieć wygodnie w fotelu przed telewizorem i odpoczywać, a ty trenujesz indywidualnie.
- Dostaliśmy zalecenia od sztabu szkoleniowego i sport-testery, także musimy się trochę poruszać. Dzisiaj pada śnieg, więc przełożę jogging na jutro.
- Jesteś z Oławy i dość często bywałeś na meczach MKS. Tutaj rozpocząłeś karierę. Klub zmienił się od twojego odejścia w 2006 roku?
- Zmieniła się władza. Kiedy ja grałem, prezesem był Woźniak, teraz zastąpił go Niemirowski. Nadal są jednak problemy finansowe, chociaż wyczytałem, że długi systematycznie się zmniejszają. Pomagają w tym sponsorzy klubu.
- Który trener uczył cię podstaw gry w piłkę nożną?
- Zaczynałem u Mieczysława Haśkiewicza, który teraz działa przy pierwszej drużynie. Później prowadził mnie Zdzisław Nabiałczyk, u niego awansowałem od razu do juniorów starszych, kiedy skończyłem wiek trampkarza. Bardzo miło wspominam te czasy. Pamiętam, że wtedy pojechałem pierwszy raz na obóz z drużyną.
- A co myślisz o nowym szkoleniowcu MKS SCA Oława, którym od nowego roku będzie Sebastian Sobczak?
- „Bastek” był już trenerem w Oławie i wiem, że zawodnicy wspominali go bardzo dobrze. Grałem z nim w piłkę w oławskiej drużynie. Myślę, że jest to dobre posunięcie zarządu, bo osiągnął dobry wynik z Czarnymi Jelcz-Laskowice.
- Masz kilku braci, chciałbyś kiedyś zagrać z wszystkimi w jednej drużynie, w jakimś ważnym ligowym meczu?
- Z Markiem grałem w Śląsku, ale czekam na szybki awans tych młodszych. Teraz jestem w stolicy, ale chętnie kiedyś zagram z nimi w jednym teamie.
- Święta spędzacie wszyscy razem?
- Ja chcę być u mojej dziewczyny i w domu, w którym drugi raz zabraknie taty. Poprzednie święta spędził w szpitalu, a w czerwcu tego roku zmarł. Będzie smutno, ale trzeba to jakoś przeżyć.
- W takim razie życzę tobie i twoim najbliższym zdrowych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia oraz samych sukcesów w roku 2011.
Rozmawiał:
Mateusz E. Czajka
Fot: archiwum Polonii Warszawa
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze