Ukończyła bieg maratoński, zorganizowany 12 września we Wrocławiu. Jest studentką zarządzania na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu, ale postanowiła oderwać się od rachunków i przebiec dystans 42 kilometrów i 195 metrów. Opisała swoje przygotowania do biegu i zmagania na trasie. Jej praca wygrała w kategorii "Wspomnienia z maratonu wrocławskiego"...
Z Mają Tomasiak z Jelcza-Laskowic rozmawia Piotr Zalewski
- Przebiegłaś pierwszy maraton w życiu. Co cię skłoniło do napisania wspomnień?
- Wiele szczegółów z wydarzeń, które mnie spotkały w życiu, umykało z pamięci. Nie chciałam, aby stało się tak i teraz. Napisałam moje wspomnienie z maratonu, nie zastanawiając się, czy będzie organizowany jakiś konkurs. Zrobiłam to dla siebie, a nie dla nagrody. Pisałam wspomnienie równolegle z moim przyjacielem, ponieważ byłam ciekawa jak on będzie widział to ze swojej strony, a jak ja. W wielu kwestiach pokrywały się nasze spojrzenia, ale w niektórych inaczej patrzyliśmy na pewne sprawy.
- Od dłuższego czasu planowałaś uczestnictwo w maratonie. Brakowało ci jednak odwagi i motywacji.
- Przygodę z bieganiem zaczęłam stosunkowo dawno, ale dystanse nie przekraczały 10 kilometrów. Treningi do maratonu rozpoczęłam dopiero trzy miesiące przed startem. Dzisiaj wiem, że dałam sobie na to zbyt mało czasu. Teraz nie popełniłabym tego błędu. Zdecydowałam się na start w tym biegu, gdy dowiedziałam się, że wystartuje w nim także mój kolega. Co prawda nie przebiegliśmy razem maratonu, ale było mi raźniej przygotowywać się do niego. Razem cieszyliśmy się z coraz dłuższych przebieganych dystansów, wspólnie zastanawialiśmy się, jak wyleczyć kontuzje, byliśmy dla siebie wsparciem, a kiedy dopadało nas zwątpienie w swoje możliwości - wspieraliśmy się.
- Dzień po maratonie dowiedziałem się od znajomych, że go ukończyłaś. Nie mogli się nadziwić, że ci się udało, podziwiali zarazem. Każdy wie przecież, że ukończenie królewskiego dystansu wiąże się z dużymi mękami. Jak było u ciebie?
- Już na osiemnastym kilometrze chciałam zrezygnować z dobiegnięcia do mety. Sądziłam wtedy, że nie jest to jeszcze dobry czas i pora na ukończenie maratonu. Chciałam się poddać. Uznałam jednak, że skoro tu jestem, to warto wytrzymać do 21. kilometra. Wiedziałem, że jeśli nie zmieszczę się na półmetku w limicie trzech godzin, to ściągną mnie z trasy. Warto było jednak zaryzykować i udało się złamać tę granicę czasu. Później natrafiłam na kolejną barierę, czyli limit sześciu godzin. Najtrudniejsza była dla mnie końcówka, kiedy zostało mi już tylko 7 km do mety. Każdy wie, że w końcówce wielu sił już nie ma, nogi odmawiają posłuszeństwa. Bałam się, że mi się nie uda, ale wola walki dała mi na tyle energii, że dobiegłam do mety z czternastominutowym zapasem.
- Z czym można porównać uczucie wbiegnięcia na metę? Wielu biegaczy nie potrafi tego opisać.
- Gdy próbuję przypomnieć sobie najszczęśliwszy moment z mojego życia, to jedyne, co mi się nasuwa, to jest właśnie ukończenie maratonu. Przypominam sobie wtedy, jak spiker wykrzykuje moje imię i nazwisko, wszyscy wiwatują i klaszczą, a ja nie mogę opanować łez i wpadam w objęcia mamy. Chyba nic nie jest w stanie przebić tego uczucia. Nie było takiego wydarzenia w moim życiu, które dałoby mi tyle radości.
- Opisałaś swoje wrażenia we wspomnieniach, ale co najbardziej zaskoczyło cię na trasie maratońskiego biegu?
- Byłam zdziwiona dopingiem osób, które przecież mnie nie znały. To bardzo fajne uczucie, że ktoś cieszy się razem ze mną z mojego biegu. Były też nie do końca miłe sytuacje, gdy ktoś np. krzyknął do mojego kolegi: „rusz dupę szybciej, bo nie mam ochoty dłużej stać w tych korkach”. Kibiców było co prawda niezbyt dużo, ale miałam radość z tych, którzy mnie wspierali. Podobała mi się również atmosfera w środowisku biegaczy. Każdy pomagał sobie, tak jak choćby pewien staruszek, którego spotkałam na trasie. Podpowiadał mi, co mam robić, aby szczęśliwie dobiec do mety. Nie wiem, czy nie było nawet tak, że cieszył się bardziej z ukończenia mojego biegu niż z własnego.
- Na trasie wsparła cię mama, jechała na rowerze za tobą. Pomogło ci to znacząco, czy nie?
- Bardzo cieszyłam się, że mama jest gdzieś w pobliżu, ale na początku biegu poprosiłam ją, żeby mnie nie zagadywała, wolałam skupić się na tym, co mam do realizacji. Fajne było jednak to, że gdy potrzebowałam napić się wcześniej, to dzięki pomocy mamy mogłam zaspokoić swoje pragnienie. Miałam taką świadomość, że gdy będę czegoś potrzebować, to mam pomoc z czyjejś strony. Nie musiałam się o nic martwić poza tym, że musiałam dobiec do mety (śmiech).
- W czasie biegu spotkałaś starszego pana, który udzielił ci fachowych rad. Jak widać, w bieganiu nie ma ograniczeń wiekowych, a niektórym podeszły wiek zupełnie nie przeszkadza. Czy też masz takie wrażenie?
- Wydaję mi się, że im człowiek starszy, tym jest bardziej wytrzymały. Widziałam wiele młodych osób, które biegły dużo wolniej niż starsze osoby. Nie wiem, skąd oni biorą tyle sił, ale wydaje mi się, że człowiek dojrzalszy charakteryzuje się większą odpornością fizyczną i psychiczną. Nie liczą się tylko silne mięśnie, ważna jest silna wolna i odpowiednie nastawienie psychiczne.
- Wstałaś w niedzielę 12 września o piątej rano, wielu wraca wtedy z imprezy. Przez sześć godzin męczyłaś się na trasie, a później przez tydzień próbowałaś wrócić do normalności. Każdy spytałby, po ci to było?
- Nigdy nie żałowałam startu w maratonie, nawet dzień po ukończeniu biegu, gdy trzy razy zastanawiałam się, czy wstać z łóżka, czy może lepiej w nim zostać. Mimo tych bólów, zakwasów i odcisków czułam się szczęśliwa.
- Co ci dało ukończenie maratonu?
- Mam większą energię i chęć działania. Wierzę teraz, że mogę osiągnąć więcej i zrealizować to, co pierwszy rzut oka wydaje się na niemożliwe.
- Wiesz już, ile sił kosztuje przebiegnięcie maratonu. Zdecydujesz się na kolejny?.
- Na pewno przebiegnę jeszcze niejeden maraton.
- Dlaczego, przecież doświadczyłaś już uczucia ukończenia go. Jaki cel postawisz sobie teraz?
- Chciałabym znowu doświadczyć uczucia, że przebiegłam go po raz pierwszy, ale teraz już to niemożliwe. Moim celem będzie ukończenie tego biegu szybciej i z każdym następnym razem bicie własnego rekordu. We Wrocławiu starałam się tylko ukończyć, a w kolejnych skupię się na lepszych wynikach. Już wiem, jak lepiej się przygotować. Zdaję sobie sprawę z błędów, jakie popełniłam, teraz bym się ich ustrzegła.
- Nie omieszkam spytać, czy skorzystałaś już z nagrody i wyjechałaś na weekend do hotelu The Granary z osobą towarzyszącą?
- Nie, mam czas do końca roku na wykorzystanie nagrody. Oprócz tego wygrałam kolację w restauracji „Mennicza Fusion”.
- Byłaś zaskoczona zwycięstwem?
- Tak. Otrzymałam gratulacje od organizatorki konkursu i od koordynatora wrocławskiego maratonu Waldemara Biskupa, a także od sponsora nagrody. Poczułam się doceniona tym bardziej, że mój wynik w porównaniu z innymi był bardzo słaby. Myślę, że jednak ten pierwszy maraton w życiu ma w sobie to coś, co sprawia, że jakby go opisać, to zawsze wywołuje wielkie emocje.
- Dziękuję za rozmowę i życzę wiele wytrwałości na trasach biegowych.
Maratońskie wspomnienia Mai Tomasiak można przeczytać, wchodząc na stronę internetową: www.wroclawmaraton.pl. Odnośnik do strony ze wspomnieniami znajduje się w artykułach na stronie głównej.
Piotr Zalewski
Fot.: archiwum M.Tomasiak
Napisz komentarz
Komentarze