Problemy piłkarzy MKS zaczęły się jeszcze w Oławie. Niezbyt szczęśliwie ustawiony terminarz spowodował, że 16 października wszystkie klubowe drużyny grały mecze wyjazdowe. Trener pierwszej drużyny seniorów Andrzej Leszczyński i szkoleniowiec juniorów Krzysztof Konon musieli się więc podzielić kadrą. W efekcie do Nowej Soli nie pojechali Arkadiusz Synówka, Dominik Wejerowski, Dawid Babij i Rafał Kohut, bo trener Konon zabrał ich do Żarowa na mecz dolnośląskiej ligi juniorów. W małym i ciasnym mikrobusie (większe autobusy przeznaczono dla liczniejszych drużyn młodzieżowych) zabrakło także Bartłomieja Makucha, który po kilkuletnim pobycie za granicą wrócił do oławskiego klubu i w meczu z Arką miał zaliczyć swój kolejny debiut w barwach MKS. Przyczyną jego nieobecności na przedmeczowej zbiórce był ponoć uraz kolana, którego doznał na piątkowym treningu.
Reklama
„Przespany” początek meczu, a potem do ostatnich minut zacięta walka o poprawę niekorzystnego wyniku, zakończona tylko połowicznym sukcesem - tak najkrócej można opisać sobotni pojedynek oławskiej drużyny, która z pewnymi kłopotami udała się w daleką podróż do Nowej Soli
Te wszystkie kadrowe problemy oraz kilkugodzinna podróż do Nowej Soli w mało komfortowych warunkach, dały o sobie znać już na początku meczu. Piłkarze MKS wybiegli na murawę mało skoncentrowani i w rezultacie stracili gola już w 1 minucie. Niegroźne starcie Michała Sikorskiego z Radosławem Druciakiem sędzia zakwalifikował jako faul oławskiego obrońcy i podyktował rzut wolny dla Arki. Do piłki stojącej na 25 metrze podbiegł Krzysztof Wierzbicki i atomowym uderzeniem w dolny róg bramki pokonał Radosława Florczyka. Nie bez winy był tu nasz golkiper, ustawiając tylko trzyosobowy mur. Florczyk zrehabilitował się za tę sytuację pięć minut później, gdy obronił mocny strzał Druciaka, oddany z bliskiej odległości. Chwilę po tej akcji oławianie mogli wyrównać, gdy po dośrodkowaniu Andrzeja Gancarczyka w dobrej sytuacji strzeleckiej był Jakub Małecki, lecz jego lob nad bramkarzem Arki nie trafił do celu.
Przez kolejne pół godziny non stop atakowali gospodarze. Już w 8 minucie mogli podwyższyć na 2:0. Andrzej Gancarczyk przegrał starcie o górną piłkę z Wojciechem Jurakiem. Przejął ją Radosław Druciak, wyszedł na czystą pozycję, ale strzelając z 10 metrów, trafił w ręce Florczyka. Napastnik Arki próbował dobijać, ale i tym razem zabrakło mu precyzji. Nowosolanie byli dokładniejsi w 29 minucie. Najpierw Gracjan Walter uderzył atomowo zza pola karnego w samo okienko oławskiej bramki, ale Florczyk szczęśliwie sparował piłkę, która jeszcze zatańczyła na poprzeczce i wyszła na rzut rożny. Z rogu dośrodkował Krzysztof Wierzbicki. Futbolówka przeleciała nad kotłującymi się pod bramką zawodnikami i wydawało się, że opuści boisko. Jednak już niemal z linii końcowej „zagarnął” ją głową Jurak i podał do stojącego blisko bramki Łukasza Kałużnego, a ten wykorzystał bierność oławskiej defensywy i także głową wpakował piłkę do siatki.
W końcówce pierwszej połowy nieco żwawiej zagrali goście, ale jedyna warta odnotowania sytuacja to uderzenie Małeckiego z dalszej odległości, które minęło bramkę Arki.
Dużo lepiej zagrali oławianie po przerwie. Od początku zamknęli nowosolan na ich połowie i groźnie atakowali, więc pod bramką strzeżoną przez Piotra Łobodę co rusz robiło się gorąco. W 46 minucie przed polem karnym Arki faulowany był Dawid Schie. Kąśliwie z wolnego uderzył Małecki, ale golkiper gospodarzy popisał się świetną interwencją. Chwilę później „Mały” zagrał na pole karne do Mateusza Czajki, który był na czystej pozycji, ale nie potrafił opanować piłki i zmarnował szansę na strzelenie kontaktowego gola. W 48 minucie, po podaniu od Mateusza Poważnego, z dalszej odległości silnie strzelił Maciej Zapał i Łoboda ratował się piąstkowaniem piłki.
Schowani niczym bokser za podwójną gardą nowosolanie czyhali na szybkie kontry i pierwsza okazja nadarzyła się w 66 minucie, kiedy Czajka po raz kolejny nie sfinalizował podania Małeckiego. Napastnik MKS, broniąc się przed spalonym, pozwolił bramkarzowi złapać i szybko wybić piłkę, która trafiła do wysuniętego na szpicy Juraka. Ten popędził z futbolówką w stronę oławskiej bramki i dopiero na polu karnym powstrzymał go Radosław Florczyk kolejną udaną interwencją. W 75 minucie gospodarze przeprowadzili zespołową kontrę, po której Gracjan Walter zagrał sprytnie w uliczkę do Juraka, ale ten znowu przegrał pojedynek sam na sam z Florczykiem. Zdenerwowany trener Arki Romuald Kujawa prawie natychmiast ściągnął tego piłkarza z boiska, a jego zmiennik Mateusz Domański chwilę po wejściu na murawę mógł strzelić gola - po jego silnym uderzeniu z rogu pola karnego piłka przeleciała jednak nad poprzeczką oławskiej bramki.
Końcówka meczu to jeszcze bardziej wściekłe ataki gości, którzy postawili wszystko na jedną kartę - do linii napadu przeszedł m.in. Jakub Kalinowski. Dobrą zmianę dał Mateusz Gancarczyk, który kilka razy szarpnął lewą stroną, a w 82 minucie bardzo skutecznie. Po jego wrzutce na pole karne Maciej Zapał uprzedził wybiegającego z bramki Łobodę i głową zdobył kontaktowego gola.
Były jeszcze co najmniej dwie szanse na wyrównanie, po rzutach wolnych, wykonywanych przez Małeckiego. Najpierw w 85 minucie Łoboda fantastycznie obronił bezpośredni strzał oławskiego pomocnika, a potem w 90 minucie jeszcze lepiej sparował główkę Kalinowskiego.
*
Piłkarze MKS wracali do Oławy w smutnych nastrojach. Humorów na pewno im nie polepszyła zła organizacja dalekiego i wielogodzinnego wyjazdu. Byli poza domem 12 godzin, a nie otrzymali nawet złotówki na wyżywienie.
Pomeczowe komentarze
Romuald Kujawa - trener Arki Nowa Sól:
- Po pierwszej połowie powinno być co najmniej 3:0, a potem po zmianie stron, przy stanie 2:0 też mieliśmy dwie setki, ale fatalnie w tych sytuacjach spisał się Jurak. Zamiast wysokiego prowadzenia, zgotowaliśmy sobie nerwówkę w końcówce meczu. Założenia na tę drugą połowę były dobre - mieliśmy bronić wyniku i kontratakować. To się do pewnego momentu udawało, ale wszystko popsuł właśnie nieskuteczny Jurak.
Oławski zespół zrobił na mnie dobre wrażenie. To młoda drużyna, która nieźle gra piłką, ale widać dziś było wyraźnie, że brakuje jej dobrego napastnika, który potrafiłby stworzyć zagrożenie pod bramką rywali i skutecznie wykończyć liczne akcje, inicjowane przez pomocników.
Andrzej Leszczyński - trener MKS SCA Oława:
- Mieliśmy dziś trochę kłopotów natury kadrowo-organizacyjnej i to zapewne w jakimś stopniu przyczyniło się do naszej porażki. Na pewno trochę podcięła nam skrzydła szybko stracona bramka. W przekroju całego meczu byliśmy stroną dominującą na boisku, częściej byliśmy przy piłce i prawie cały czas prowadziliśmy grę. W drugiej połowie trzymaliśmy rywala na jego połowie w iście hokejowym zamku. Zgodzę się z opinią trenera Kujawy, że brakuje nam rasowego napastnika, który potrafi związać obrońców i celnie uderzyć. W tym meczu stworzyliśmy przecież wiele dogodnych sytuacji, ale jedyny gol dla naszej drużyny padł po akcji pomocników.
Arka Nowa Sól - MKS SCA Oława 2:1
1:0 - Krzysztof Wierzbicki (w 1 min.)
2:0 - Łukasz Kałużny (29)
2:1 - Maciej Zapał (82)
16 października 2010. Nowa Sól - stadion MOSiR. Widzów ok. 200.
Sędziowali: Dominik Pasek jako główny oraz Marcin Nawracaj i Damian Czukiewski - asystenci liniowi (Lubin).
Żółte kartki: Łukasz Kałużny (w 20 min.) i Mateusz Poważny (40) - obaj za faule; Krzysztof Wierzbicki (65) - za celowe zagranie ręką.
Arka Nowa Sól: Łoboda - Lewandowski, Ilnicki, Smolin, Kaczmar - Walter, A.Pojnar, Kałużny, Wierzbicki (85 Chmielewski) - Druciak, Jurak (76 Domański).
MKS SCA Oława: Florczyk - A.Gancarczyk, Kalinowski, Sikorski, Pożarycki - Poważny (75 Skorupa), Małecki, Zapał, Szczepaniak (60 M.Gancarczyk) - Czajka, Schie.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze