Początek meczu nie zapowiadał późniejszych emocji. Obie drużyny grały ostrożnie i defensywnie, więc nie było zbyt wielu sytuacji na polu karnym. Po kwadransie optyczną przewagę uzyskali goście. Głównie rzutami wolnymi i rożnymi stwarzali zagrożenie pod bramką MKS, strzeżoną przez Radosława Florczyka. Oławski golkiper był jednak czujny, więc goli z tego nie było. Dopiero w 20 minucie pierwszą groźną akcję przeprowadzili gospodarze - zakończył ją Mateusz Czajka niecelnym strzałem z dalszej odległości. Kilka chwil później po krótko rozegranym rzucie rożnym, z 15 metrów ponownie strzelił po ziemi Czajka, ale obronił Krzysztof Słonecki. W 24 minucie sędzia przyznał Lechii rzut wolny i w polu bramkowym MKS rozpoczęła się przepychanka, której ofiarą padli Filip Barski i Jakub Małecki. Arbiter uznał, że ci dwaj piłkarze byli najbardziej agresywni i ukarał ich żółtymi kartonikami. Jak się później okazało, miało to duży wpływ na dalszy przebieg meczu i końcowy wynik.
Początek drugiej połowy rozpoczął serię dramatycznych zdarzeń w ekipie MKS. Po faulu Dawida Babija w środkowej strefie boiska goście wykonywali najpierw rzut wolny, a potem - po główce Filipa Barskiego i dobrej interwencji Florczyka - rzut rożny. Po dośrodkowaniu Barski uderzył bramkarza MKS łokciem w twarz i po chwili okazało się, że uszkodził mu nos. Przerwa w meczu trwała ponad 10 minut, bo najpierw masażysta MKS długo opatrywał Florczyka, a gdy stało się jasne, że on nie będzie mógł dalej grać, bardzo nerwowo zrobiło się na ławce oławskiej drużyny. Nie było tam bowiem rezerwowego bramkarza. Występujący zwykle w tej roli Sebastian Mordal z powodu przeziębienia pozostał w domu, a w równolegle rozgrywanych meczach zajęci byli także bramkarze z drużyn juniorów. W bramce MKS stanął więc pomocnik Paweł Skorupa. Po wznowieniu gry Filip Barski znowu „popisał się” brutalnym zagraniem - tym razem na środku boiska „skosił” Mateusza Czajkę. Arbiter nie był już tak pobłażliwy, jak przy starciu pomocnika Lechii z bramkarzem MKS, i wykluczył Barskiego z gry. Piłkarze z Dzierżoniowa długo nie mogli się pozbierać po tym osłabieniu, co rusz krzyczeli w stronę swojej ławki rezerwowych: - Trener, jak gramy?! Zbigniew Soczewski nakazał swoim podopiecznym cofnięcie się do głębokiej defensywy, a oni przykładnie to polecenie wykonali. W efekcie oławianie zamknęli lechitów na ich połowie niczym w hokejowym zamku. Po jednej z wielu ofensywnych akcji oławian pod bramką gości wyskoczył do główki Jakub Kalinowski i po chwili padł na ziemię jak rażony piorunem. Wkrótce okazało się, że podobnie jak Florczyk, ma uszkodzony nos, więc też opuścił boisko. Ta druga ważna personalna strata nie załamała oławian, którzy nadal atakowali i przyniosło to efekt w 77 minucie. Akcję z boku boiska zapoczątkował Krzysztof Konon - podał do Jakuba Małeckiego, który głową wyłożył piłkę Mateuszowi Poważnemu. Młody pomocnik MKS wpadł na pole karne i będąc na czystej pozycji, nie dał szans Słoneckiemu. Wydawało się, że oławianie dowiozą zwycięstwo do końca, mimo braku odpowiedniego bramkarza. Występujący w tej roli Paweł Skorupa całkiem nieźle sobie poczynał między słupkami oławskiej bramki. Sytuacja zmieniła się w 85 minucie (tak naprawdę była to już 98 minuta meczu, bo sędzia przedłużył spotkanie prawie o kwadrans), kiedy tropem Barskiego musiał pójść Jakub Małecki - za niegroźny faul otrzymał drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska. Wtedy siły się wyrównały, więc goście wściekle zaatakowali i szybko doprowadzili do remisu. Lewym skrzydłem uciekł Krzysztof Pietrzykowski (obrońcy MKS sygnalizowali pozycję spaloną, ale arbiter nie zareagował) i dośrodkował wzdłuż bramki. Tam najszybszy był Hubert Górski, który z bliska wpakował futbolówkę do siatki. Tuż przed końcem Pietrzykowski mógł całkowicie pogrążyć MKS, ale lobując Skorupę w sytuacji sam na sam, trafił w poprzeczkę.







Napisz komentarz
Komentarze