- W strukturach PZPN, DZPN i LZPN mimo dwudziestu lat demokracji i zbliżającej się trzydziestej rocznicy powstania „Solidarności”, do dziś nic się nie zmieniło, tam wciąż trwa żywy PRL! - mówi, nie ukrywając wzburzenia, proszący o anonimowość działacz Miejskiego Klubu Sportowego Oława. Kilka minut przed planowanym wyjazdem na pojedynek z Twardym Świętoszów prezes MKS Witold Niemirowski otrzymał telefoniczną informację od szefa Wydziału Gier Lubuskiego Związku Piłki Nożnej, który w tym sezonie prowadzi rozgrywki III ligi dolnośląsko-lubuskiej, że oławska drużyna nie ma po co jechać do Osiecznicy. Ma bowiem zawieszoną licencję, uprawniającą do startu w rozgrywkach. Prezes Niemirowski dowiedział się, że taką decyzję podjął ponoć w piątek 13 sierpnia Wydział Gier i Dyscypliny Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej. Powodem miały być zaległości finansowe oławskiego klubu na rzecz kilku byłych piłkarzy i trenerów MKS Oława - m.in. Tomasza Kosztowniaka i Janusza Jedynaka. Łącznie te zaległości wynoszą ok. 23 tys. zł. Faks z informacją o piątkowej decyzji WGiD podobno dotarł do LZPN dopiero we środę przed południem, dlatego odpowiednio wcześniej nie powiadomiono o tym działaczy oławskiego klubu. - To skandal! Jeszcze niecałe dwie godziny temu byłem we Wrocławiu, w siedzibie DZPN, rozmawiałem z kilkoma działaczami oraz pracownikami biura i nikt się nawet nie zająknął na temat wstrzymania nam licencji! - mówi trener MKS Andrzej Leszczyński.
We środę 18 sierpnia, około godziny 13.30 piłkarze MKS SCA Oława mieli wyruszać ze stadionu przy ul. Sportowej do Osiecznicy, odległej o ponad 160 km, by rozegrać drugi w tym sezonie mecz o trzecioligowe punkty. Mimo iż trener i jego asystent, masażysta, kierownik drużyny oraz wszyscy zawodnicy, prawie dwadzieścia osób, byli gotowi do wyjazdu, a kierowca autobusu kończył rozgrzewanie silnika, nie wyruszyli
Ponieważ towarzyszyliśmy oławskim piłkarzom na stadionie przed mającym za chwilę nastąpić wyjazdem na środowy mecz, próbowaliśmy telefonicznie zasięgnąć informacji u Andrzeja Padewskiego, prezesa DZPN, który też był tym mocno zaskoczony. Najpierw powiedział, że nie będzie tego teraz wyjaśniał, bo jest poza biurem i nie ma zbyt wiele czasu, ale po kilku minutach oddzwonił i potwierdził, że rzeczywiście w piątek Wydział Gier i Dyscypliny zawiesił oławskiemu klubowi licencję. To oznaczało, że do Osiecznicy rzeczywiście nie ma po co jechać. Trener Leszczyński przeprosił piłkarzy za zaistniałą sytuację. Kilku zawodników wzięło w pracy wolne na ten dzień, inni wcześniej urwali się z roboty, a grupa z Wrocławia była już w drodze na Bielany, gdzie na przyautostradowej stacji benzynowej miała się dosiąść do autobusu jadącego z Oławy.
Szkoleniowiec MKS pożyczył od kolegi pieniądze i był gotowy je wpłacić w piątek w kasie DZPN, by drużyna mogła pojechać w sobotę na kolejny mecz - tym razem do Świebodzina. Nie wpłacił, bo nie zgodził się na to prezes Niemirowski.
- To były prywatne pieniądze, pożyczone na bardzo krótki czas, a nie mieliśmy jeszcze wtedy pewności, czy będziemy mieli z czego je oddać - wyjaśnia szef klubu. - W dodatku nie chcieliśmy działać na łapu capu, bo cały czas mamy zastrzeżenia co do zasadności niektórych roszczeń, zwłaszcza pana Janusza J., który co najmniej od października ubiegłego roku nie stawia się w klubie i nie świadczy pracy, a zażądał zapłaty za okres do marca tego roku.
Ostatecznie udało się załatwić potrzebne pieniądze, dzięki życzliwości szefów firmy Dombud, która niedawno dołączyła do grona sponsorów MKS. Rano w środę 25 sierpnia prezes Niemirowski wpłacił je do kasy DZPN. Dzięki temu juniorzy mogli w tym dniu po południu zagrać pierwszy mecz w sezonie, z wrocławskim Śląskiem, a trzecioligowcy będą mogli pojechać w sobotę do Kątów Wrocławskich, gdzie powalczą z Motobi.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze