Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 19 grudnia 2025 15:15
Reklama BMM
Reklama Michał Rado

Nie wiem, czy zostanę w MKS

Podziel się
Oceń

Z Andrzejem Leszczyńskim - trenerem trzecioligowej drużyny MKS SCA Oława - rozmawia Krzysztof Andrzej Trybulski

- Tuż przed rozpoczęciem wiosennej rundy rewanżowej zapowiadał pan zdobycie piątego miejsca. Tymczasem zamiast walki o czołową lokatę, niemal do ostatniego meczu musieliśmy drżeć o trzecioligowy byt oławskiego zespołu.

- Jak zwykle w takich przypadkach, przyczyn niepowodzenia jest co najmniej kilka. Zanim je przedstawię, to najpierw powiem, że cele, jakie sobie założyłem przed wiosenną rundą, były matematycznie do zrealizowania. Po jesieni mieliśmy stosunkowo niewielką stratę punktową do trzebnickiej Polonii, która wtedy zajmowała to „zaplanowane” piąte miejsce. Pierwsze mecze wiosenne zdawały się potwierdzać moje założenia. Najpierw wygraliśmy w Świdnicy z Polonią/Spartą, która jeszcze wtedy pretendowała do drugoligowego awansu. Potem dość łatwo pokonaliśmy kostrzyńską Celulozę i iłowskiego Piasta. Następnie zremisowaliśmy z Polonią Trzebnica, która na wiosnę okazała się prawdziwą rewelacją, gromiąc najmocniejsze drużyny w lidze. Jak pamiętamy, w tym ostatnim spotkaniu komplet punktów ukradł nam arbiter, uznając gościom bramkę ze spalonego. No i nagle nadszedł ten nieszczęsny występ w Ząbkowicach, w którym absolutnie nie powinniśmy stracić punktów, bo w przekroju całego meczu byliśmy zdecydowanie lepsi. Stało się jednak inaczej, bo wtedy jednocześnie dały o sobie znać dwie rzeczy - braki kadrowe, wynikające z kontuzji bądź absencji kartkowej, oraz pewnego rodzaju frustracja, nawarstwiająca się wśród piłkarzy od początku wiosennych rozgrywek, będąca efektem problemów organizacyjnych i finansowych klubu.
- Te dwie rzeczy rzeczywiście splatały się wzajemnie ze sobą. Szczupła ławka rezerwowych, to głównie efekt zawirowań, do jakich doszło w klubie w czasie przerwy zimowej.
- Wszyscy dookoła wiedzą, co się działo w klubie po tym, jak nagle, z dnia na dzień, zrejterował prezes Jerzy Woźniak, zostawiając po sobie spaloną ziemię. W rezultacie w styczniu i w lutym, zamiast spokojnie przygotowywać się do rundy rewanżowej, zarówno szkoleniowcy jak i piłkarze angażowali się w sprawy organizacyjne. Uczestniczyliśmy w kilku spotkaniach członków klubu, które długo nie przynosiły konkretnych rozstrzygnięć, pomagaliśmy też w poszukiwaniu sponsorów. Niemal do ostatniej chwili nie było jasne, czy w ogóle wystartujemy w rozgrywkach, a jeśli tak, to w jakim zestawieniu personalnym. Wiadomo było, że odejdzie kilku piłkarzy, którzy jesienią odgrywali ważną rolę. Myślę tu przede wszystkim o Tomkach Kosztowniaku i Horwacie, o Marcinie Wielgusie i o Mateuszu Milkowskim. Oławę opuścili także Marek Bihun, Darek Zalewski, Tomek Grabowski, Grzesiek Lew i Sławek Kopek. To prawie cała drużyna, więc tak naprawdę tę do gry w rundzie wiosennej trzeba było na nowo kleić.
- Wiosną też nie mógł pan korzystać ze wszystkich piłkarzy.
- To prawda. Najbardziej dotkliwy był brak Dominika Wejerowskiego, który świetnie grał jesienią i na wiosnę miał być podporą naszej defensywy. Niestety, jego problemy zdrowotne okazały się dużo poważniejsze, niż początkowo przypuszczaliśmy, więc w rundzie rewanżowej nie zagrał nawet minuty. Bardzo krótkie epizody, spowodowane także kontuzjami, miało dwóch Mateuszów - Posyniak i Prusak.
- Grał w MKS też taki zawodnik, o którym możemy powiedzieć, że był tylko sztuką.
- Tak, tylko proszę nie mylić tej sztuki z piłkarskim artyzmem. Chodzi panu zapewne o Piotrka Adamczyka, który okazał się moim największym rozczarowaniem. Nie chcę go w czambuł potępiać, bo być może kiedyś nasze futbolowe losy znowu gdzieś się skrzyżują i wzajemne relacje okażą się wtedy dużo lepsze. Te w Oławie, wiosną 2010, były fatalne, bo Piotrek zawodził na całej linii. Już w pierwszym meczu złapał szybką i głupią kontuzję, bo prawdopodobnie wszedł na boisku zupełnie nierozgrzany. Nie pomógł nam także w ważnym meczu z Pogonią Świebodzin, gdzie miał przecież dodatkową motywację, gdyż rywalizował ze swoimi byłymi kolegami. Od piłkarza z ligową przeszłością i o bardzo dobrych warunkach fizycznych oczekiwałem dużo lepszej gry. Z drugiej strony patrząc, mogłem się tego spodziewać, bo Piotrek w zimie zamiast systematycznie trenować, zwiedzał prawie cały Dolny Śląsk w poszukiwaniu nowego pracodawcy.
- A który z piłkarzy MKS grał wiosną najlepiej?
- Nie chciałbym tu kogoś w jakiś szczególny sposób wyróżnić, czy - pomijając Piotrka Adamczyka - ganić. Sporo ciepłych słów mogę natomiast powiedzieć niemal o całej drużynie. Przede wszystkim za to, że nie oglądając się na kłopoty organizacyjne i finansowe, praktycznie w każdym meczu walczyła ambitnie od początku do końca. Wyróżniającą się postacią w zespole był Łukasz Ochmański, który wywalczył tytuł króla strzelców w naszej grupie III ligi. Poprzednio takie miano zdobył w oławskim klubie Mietek Łuszczyński, bodajże 14 lat temu. Nie zawiedli bracia Gancarczykowie, zwłaszcza Waldek i Krzysiek, którzy z czteroosobowego klanu rodzinnego rozegrali w MKS najwięcej spotkań, w wielu z nich decydowali o końcowym wyniku. Pamiętamy także, że na finiszu rozgrywek przeżywali rodzinną tragedię, a mimo to byli wtedy gotowi do udziału we wszystkich kolejkach. Wyjątkiem był oczywiście ten pechowy mecz z Tęczą Krosno, który właśnie z tego powodu odpuściliśmy, nie bacząc na nasze punktowe potrzeby. Mówiąc pechowy, mam na myśli to, że gdyby drużyna z Krosna nie miała już wcześniej problemów z rozegraniem dwóch innych ważnych spotkań, to z nami dałoby się przełożyć na inny termin. Nie stracilibyśmy więc trzech punktów walkowerem i pewnie bylibyśmy co najmniej o dwa oczka wyżej w końcowej klasyfikacji.
- Chciałbym wrócić do ocen poszczególnych formacji i zawodników MKS. Można było zauważyć, że w rundzie wiosennej najlepiej prezentowała się druga linia, głównie dzięki dobrej grze wspomnianych braci Gancarczyków oraz Damiana Kozioła. Nieco słabiej wypadł natomiast Krzysztof Telatyński. W ataku też nie było najgorzej, chociaż przy lepszym celowniku Pawła Łodygi mogło być jeszcze lepiej.
- To fakt, bo Paweł rzeczywiście w kilku meczach nie wykorzystał tzw. stuprocentowych sytuacji. Co więcej, przynajmniej w trzech - z Orłem, Pogonią Świebodzin i z Chrobrym - te niecelne strzały Pawła z czterech czy pięciu metrów do pustej bramki w dużym stopniu wpłynęły na niekorzystne dla nas końcowe rozstrzygnięcia. Ogólnie jestem jednak zadowolony z postawy Pawła Łodygi. Zdobyliśmy sporo bramek po jego akcjach i podaniach. On często ściągał na siebie defensorów rywali i wiązał ich przed polem karnym, czym wspomagał Łukasza, który mógł wtedy w swoim stylu prowokować sytuacje jeden na jeden i zdobywać bramki. Dodam jeszcze, że Paweł trochę z konieczności grał u nas w ataku - wcześniej w legnickiej Miedzi przez kilka sezonów występował w linii pomocy. Krzysio Telatyński przyszedł do nas w przerwie zimowej, po długim okresie gry w niższej klasie. Na początku roku miał też pewne problemy prywatno-zawodowe i dlatego nie przepracował okresu przygotowawczego w należyty sposób. To się później odbiło na jego dyspozycji, która nie była zadowalająca. To jest jednak chłopak z dużym potencjałem i jeśli zostanie u nas na dłużej i będzie systematycznie trenował, to jeszcze będziemy mieli z niego pociechę. Z gry Damiana jestem bardzo zadowolony. W każdy mecz wkładał sporo serca i wylewał mnóstwo potu. Miał jednak problemy zdrowotne i dlatego nie zawsze mógł pokazać to, na co go naprawdę stać. Trochę mnie rozczarowali Paweł Skorupa i Sebastian Wiraszka, którzy najczęściej pełnili rolę zmienników, ale rzadko kiedy wnosili coś nowego bądź ożywczego do gry zespołu.
- Najwięcej krytycznych uwag i pan, i kibice, mają chyba do defensywy...
- To prawda. Moje zastrzeżenia dotyczą przede wszystkim tego, że w całym sezonie straciliśmy relatywnie dużo bramek, aż 45. Trzeba jednak pamiętać, że 3 stracone gole to efekt walkoweru za mecz z Tęczą i że aż 13 bramek wbito nam w czterech pierwszych meczach sezonu, gdy drużynę prowadził Wiesław Wojno. W defensywie mieliśmy także największy ubytek kadrowy w przerwie zimowej, a i w rundzie wiosennej w tej linii była największa fluktuacja personalna, z powodu kontuzji lub przymusowych pauz za żółte czy czerwone kartki.
- Zostanie pan z drużyną na nowy sezon?
- Dużo wcześniej zadeklarowałem prezesowi Niemirowskiemu, że chciałbym kontynuować swoją pracę w MKS. Nie wiem jednak, czy będzie z kim dalej pracować, bo kilku podstawowych piłkarzy zadeklarowało chęć odejścia z klubu. Niektórzy jednak uzależniają swoją decyzję od tego, czy poprawi się w nim, i to radykalnie, sytuacja finansowo-organizacyjna. Wszystkich obecnie grających w naszym klubie na pewno nie uda się nam zatrzymać w Oławie. Za Łukaszem Ochmańskim i Waldkiem Gancarczykiem rozglądają się menedżerowie klubów z ekstraklasy. Kuba Kalinowski powędruje albo do Żagania, albo do Legnicy, bądź do Kątów Wrocławskich, gdzie już kiedyś grał. Dawid Pożarycki ma ponoć propozycję przejścia do Zagłębia Lubin i występów w drużynie walczącej w Młodej Ekstraklasie. Podobną ofertę, tyle że od Śląska Wrocław, dostał Mateusz Gancarczyk. Niewykluczone, że tak jak to już bywało w latach poprzednich, kilku innych graczy podkradną nam ościenne kluby - Czarni Jelcz-Laskowice, Foto-Higiena Gać i Sokół Marcinkowice, który awansował do okręgówki.
Wracając do kwestii mojej ewentualnej dalszej pracy w MKS, mogę powiedzieć, że w ubiegłym tygodniu, na spotkaniu przy ognisku z okazji zakończenia sezonu, dowiedziałem się od prezesa Niemirowskiego, że jest kilku chętnych na moje miejsce i że zarząd klubu zamierza z tymi osobami porozmawiać. O efektach mam być wkrótce poinformowany.
- Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że już wkrótce będziemy mogli ją kontynuować, by dowiedzieć się co nieco o przygotowaniach kadry MKS do nowego sezonu, pod wodzą trenera Andrzeja Leszczyńskiego.
Tekst i fot.:
Krzysztof A.Trybulski
 

Napisz komentarz

Komentarze

ZASTRZEŻENIE PODMIOTU UPRAWNIONEGO DOTYCZĄCE EKSPLORACJI TEKSTU I DANYCH

Dokonywanie zwielokrotnień w celu eksploracji tekstu i danych, w tym systematyczne pobieranie treści, danych lub informacji ze strony internetowej tuolawa.pl i publikacji przy użyciu oprogramowania lub innego zautomatyzowanego systemu („screen scraping”/„web scraping”) lub w inny sposób, w szczególności do szkolenia systemów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji (AI), bez wyraźnej zgody wydawcy - RYZA Sp. z o.o. jest niedozwolone. 

Zastrzeżenie to nie ma zastosowania do sytuacji, w których treści, dane lub informacje są wykorzystywane w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe. Szczegółowe informacje na temat zastrzeżenia dostępne są TUTAJ

Reklama
NAPISZ DO NAS!

Jeśli masz interesujący temat, który możemy poruszyć lub byłeś(aś) świadkiem ważnego zdarzenia - napisz do nas. Podaj w treści swój adres e-mail lub numer telefonu. Jeżeli formularz Ci nie wystarcza - skontaktuj się z nami.

Reklama
Reklama
Reklama