Siąpiący deszcz, chłód i mocny wiatr - w takich niesprzyjających warunkach atmosferycznych przyszło się zmagać w Nowej Soli piłkarzom miejscowej Arki i oławskiego MKS. Fatalna pogoda i ostatnio dość kiepska gra nowosolskiej drużyny skutecznie odstraszyły miejscowych kibiców. Ci, którzy w sobotnie wczesne popołudnie nie przyszli na stadion przy ulicy 1 Maja, powinni żałować, bo mecz - chociaż nie stał na najwyższym poziomie - mógł się podobać i był emocjonujący. Duża w tym zasługa arbitrów, którzy nie potrafili prawidłowo ocenić jednej, ale jakże ważnej sytuacji, decydującej o końcowym wyniku.
Reklama
Zła passa i pech nie omijają oławskich piłkarzy. Trzeci z kolei mecz i trzecia minimalna porażka - tym razem po bramce straconej w kontrowersyjnych okolicznościach
Od pierwszych minut widać było sporą różnicę w wyszkoleniu technicznym obu zespołów. Zdecydowanie lepiej pod tym względem prezentowali się goście, ale gospodarze przeciwstawili ambicję i wolę walki. Oławianie częściej byli przy piłce i ładnie dla oka rozgrywali, ale nie wykluwały się z tego groźne sytuacje podbramkowe. Zupełnie inaczej zachowywali się podopieczni Krzysztofa Pawlaka - byłego trenera polskiej reprezentacji narodowej, który w przerwie zimowej przymierzany był do przejęcia oławskiej drużyny. Nowosolanie zagrywali na prawą stronę do mającego „Dzień Konia” Rafała Komara, a ten mocny jak tur pomocnik Arki siał spustoszenie w oławskiej defensywie. Po jego dośrodkowaniach z prawego skrzydła kilkakrotnie robiło się gorąco pod bramką Radosława Florczyka. W 9 minucie, po szybko rozegranym rzucie wolnym, Komar sam był bliski zdobycia gola, ale strzelił z ostrego kąta obok słupka. W 27 minucie nowosolski pomocnik w dziecinny sposób ograł na skrzydle Krzysztofa Telatyńskiego i Dawida Pożaryckiego, a następnie podał do Artura Dewo, który strzelił silnie z 10 metrów, lecz Florczyk świetnie obronił, wybijając piłkę na rzut rożny. W 35 minucie bramkarz MKS był już jednak bez szans, gdy po podaniu - a jakże - Komara i z prawego skrzydła, w sytuacji sam na sam znalazł się Gracjan Walter. Podczas tej akcji obrońcy MKS stali na linii szesnastu metrów, a piłkarz Arki był w miejscu, z którego wykonuje się rzuty karne. Sędzia asystent mimo to nie podniósł chorągiewki, by zasygnalizować spalonego. Później tłumaczył, że Walter w momencie podania wbiegł na pole karne zza pleców oławskich defensorów. Problem jednak w tym, że piłka nie trafiła od Komara bezpośrednio do zdobywcy gola - po drodze musnął ją bowiem głową Artur Dewo. To zrodziło nową sytuację w grze. Ustawienie przyjmującego piłkę liczyć się powinno właśnie w tej chwili, a ono na pewno nie było zgodne z futbolowymi regułami. Cóż, sędzia prawdopodobnie nie zauważył tego subtelnego „muśnięcia” i dlatego odpowiednio nie zareagował. Napastnik Arki w przerwie meczu zaklinał się, że nie dotknął futbolówki - na koniec sezonu będzie można go więc zgłosić do „nagrody” anty-fairplay…
Stracony w kontrowersyjnych okolicznościach gol wywołał w oławskiej drużynie sportową złość i chęć szybkiego wyrównania. Goście ruszyli do szturmu, ale poza uderzeniami Waldemara Gancarczyka z dalszej odległości, do przerwy już niewiele zwojowali. Za to nowosolanie tuż przed gwizdkiem arbitra, kończącym pierwszą połowę, mogli podwyższyć. Znów prawą stroną przedarł się Komar i wyłożył piłkę Arturowi Dewo, ale ten strzelił z 10 metrów obok bramki.
Po zmianie stron oławianie zamknęli gospodarzy na ich połowie w hokejowym zamku, ale ofensywne akcje MKS przypominały przysłowiowe walenie głową w mur. Nieco ożywienia wniósł w szeregi zespołu z Oławy zmagający się z niezaleczoną kontuzją Ochmański, który z tego powodu wszedł na boisko dopiero w 48 minucie (zmienił bezproduktywnego Piotra Adamczyka). To na nic się zdało. Najlepszy oławski strzelec był pieczołowicie pilnowany i chociaż próbował szarpać i walczyć, nie wypracował sobie żadnej klarownej sytuacji do zdobycia gola. Takową miał w 48 minucie Paweł Skorupa, ale uderzył z 15 metrów w boczną siatkę...
Pomeczowe komentarze
Adam Pojnar - obrońca i kapitan Arki Nowa Sól:
- Z mojej perspektywy środkowego obrońcy trudno ocenić, czy bramka rzeczywiście padła ze spalonego. Dobrze, że Gracjan Walter nie spanikował i umiał to zawahanie arbitrów skutecznie wykorzystać. Oławski zespół to dobra i poukładana drużyna, która zajmując miejsce w środku tabeli, może sobie pozwolić na porażki. My już niestety nie, bo walczymy o utrzymanie się w III lidze. Cieszymy się więc z tego, że 3 punkty, które są dla nas na wagę złota, zostały dzisiaj w Nowej Soli...
Dawid Pożarycki - obrońca MKS SCA Oława:
- Musieliśmy dziś przełknąć gorycz trzeciej z rzędu porażki i podobnie jak poprzednie, różnicą tylko jednej bramki. Moim zdaniem ta decydująca o końcowym wyniku bramka padła ze spalonego. Sędziowie tego jednak nie wychwycili i stało się. Było jednak sporo czasu co najmniej na wyrównanie, ale nie potrafiliśmy tego zrobić, a o to możemy mieć pretensje tylko do siebie. Nie zagraliśmy dziś w optymalnym składzie, szczególnie widoczny był brak Krzysia Gancarczyka, który pauzował za kartki.
Arka Nowa Sól - MKS SCA Oława 1:0
1:0 - Gracjan Walter (w 35 min.)
15 maja 2010. Nowa Sól - stadion MOSiR. Widzów ok. 100.
Sędziowali: Dariusz Borodziuk jako główny oraz Marcin Miśkiewicz i Marcin Teklak - asystenci liniowi (Świdnica).
Żółte kartki: Michał Sikorski (w 12 min.), Tomasz Rozynek (32) i Jakub Kalinowski (39) - za faule; Dawid Pożarycki (30) - za zagranie ręką; Artur Dewo (43) i Gracjan Walter (60) - za niesportowe zachowanie; Mateusz Czajka (78) - za krytykę orzeczeń sędziego.
Arka Nowa Sól: Łoboda - Dykta, Pojnar, Smolin, Rozynek - Komar (87 Polewski), Kałużny, Kamiński, Walter - Dewo (78 Wesołowski), Druciak.
MKS SCA Oława: Florczyk - Czajka, Kalinowski, Sikorski, Pożarycki - Telatyński, Kozioł, W.Gancarczyk, Skorupa (65 M.Gancarczyk) - Adamczyk (48 Ochmański), Łodyga (82 Synówka).
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze