Teraz jest w stanie śpiączki, ale tak się złożyło, że wykazuje niezmiennie od stycznia godzinę zero albo dwunastą, bo trwa remont ratusza. Nie brakuje innych miejsc i zabytków, zasługujących na pokazanie nie tylko gościom. Także na przybliżenie przeszłości mieszkańcom Oławy, spopularyzowanie dziejów miasta żywą lekcją historii.
Bo co wie przeciętny oławianin o swoim mieście poza tym, gdzie mieszka i jak gdzieś po coś trafić? To wiedza użyteczna, bieżąca. Wie też o herbowym ptaku i chyba o miejskim święcie, obchodzonym Dniami Koguta. To najmocniejszy akcent, popularyzujący Oławę. Stał się już tradycją, trafiającą echem również poza granice powiatu. Odbywa się raz w roku, imprezy cieszą w różnym stopniu. Popisują się wielcy wykonawcy za wielkie pieniądze. Jest trochę lokalności, ale najmniej o dziejach tego miasta, starszego od Warszawy. Praktycznie tylko kogut reprezentuje historię. Aż się proszą różne konkursy, zawody i inne formy popularyzacji tego, co się wiąże z przeszłością i dniem dzisiejszym.
Owszem, jest parę pozycji książkowych, dostępnych w księgarniach, są materiały w internecie, ale brakuje ambitnych inicjatyw pokazywania na żywo dawnej i dzisiejszej Oławy. Kto miałby to robić? W miastach podobnych do Oławy działają w tym zakresie różne zespoły i organizacje. U nas o takich nie słychać, ani ich nie widać. Zamilkło Towarzystwo Miłośników Oławy, tylko symboliczne znaki życia daje dawniej dość prężny oddział PTTK. Nawet rajd do Ryczyna, w pewnym sensie protoplasty obecnej stolicy powiatu, organizują brzescy sąsiedzi i chwała im za to. W Brzegu obsługuje się turystów zwiedzających to miasto. A u nas - szukaj wiatru w polu, wiedza tajemna.
To rażący mankament. Chciałoby się zapytać: gdzie są nasi historycy? Brakuje wiedzy, możliwości, czy tylko chęci?
W odpowiedzi pewnie ktoś powie, że brakuje pieniędzy. Może to prawda, ale niecała. Najwyżej w połowie…
Edward Bykowski
Rys. B. Telip







Napisz komentarz
Komentarze