Często się mówi, że ktoś „zjadł zęby” na czymś, albo że zostawił gdzieś „kawałek życia”. Oczywiście absolwenci podstawówki wiedzą, że to zwykle tylko taka przenośnia. U mnie jednak jest inaczej. Jest dosłownie. Na dodatek z tego powodu wciąż jestem niekompletny. Dlaczego? Otóż ja w oławskiej „piątce” faktycznie zostawiłem kawałek życia, na dodatek zjadłem zęby. No, może jednego. I to nie całego. Ale jednak!
A było to tak. Gdy mieliśmy po siedem lat i właśnie trwała pierwsza jesień szkolnego życia, na pasie ziemi niczyjej między asfaltem a przedszkolem toczyła się regularna bitwa. MY, czyli chłopaki, i ONI, czyli One, czyli dziewczyny. Wojna jak to wojna. Raz MY w okopach, raz ONI, czyli One. I tak do dzwonka. A na kolejnej przerwie dalszy ciąg bitwy. W pewnym momencie, akurat wtedy, gdy poderwał mnie dzwonek i zbyt szybko wyskoczyłem z okopu, Beata G. (nie pytałem o zgodę, więc nie podaję nazwiska, zresztą już i tak nieaktualne, bo dawno temu wyszła za mąż) puściła w moją stronę granat w kształcie półcegłówki.
Nie zdążyłem. Nie uskoczyłem. Trafiła. Jedynkę. A była to moja pierwsza i ostatnia prawdziwa, stała jedynka. Od wybuchu granatu rozkruszyło się pół zęba. Część utknęła w gardle, ale jakoś zdążyłem przełknąć, część trafiła do piachu. Nie szukałem, bo akurat zajęty byłem wyciem i szukaniem ratunku. ONI, czyli One, jakoś dziwnie uciekli/ły i dopiero po chwili zajęła się mną wychowawczyni, pani Maria Kochutek.
Pół zęba trzeba było dorobić, na szczęście trzyma się do dziś. Wiem, że Beacie G. było bardzo przykro, bo przecież nie chciała wybijać mi zęba, tylko zabić granatem. Nie pamiętam, jaką dostała wtedy karę i czy w ogóle dostała, ale wiem, że wiele lat potem została sędzią we Wrocławiu, więc jakaś sprawiedliwość się stała.
Ech, można by długo opowiadać. Choćby jeszcze o tym, jak to z Markiem Węglowskim przygotowaliśmy śmierdzącą mieszankę ze spleśniałego piołunu. W odpowiednim momencie, czyli przed klasówką, buteleczkę rozbiliśmy na korytarzu, na piętrze.
Efekt? No, to już opowiadanie na sześćdziesięciolecie mojej szkoły, czego Jej życzę z całego serca.
Jerzy Kamiński







Napisz komentarz
Komentarze