.
Tegoroczne święto miasta jest wyjątkowe także z innych powodów. Chyba zrobiliśmy, dzięki Markowi Rosteckiemu, krok we właściwym kierunku. Po pierwsze - „Dni” straciły trochę urzędniczego monopolu i ponownie stają się imprezą mieszkańców. Po drugie - okazuje się, że miejskim świętem wcale nie musi być podrygiwanie z kubkiem piwa przy akompaniamencie Mandaryny. To mogą być także całkiem poważne koncerty, których w tym roku nie zabraknie.
Cieszę się zwłaszcza całkowitą rewelacją, czyli polską prapremierą oławskiej opery Scarlattiego. Krytykowałem kiedyś karkołomny pomysł sprzed lat, by wystawiać tę operę w Oławie za grube miliony złotych. To miało być coś w rodzaju tegorocznego widowiska „Turandot” - tylko u nas i raczej bez szans na komercyjny sukces. Teraz jest inaczej. Widowisko będzie, ale szyte na naszą miarę i nasz budżet. Co ciekawe, po raz kolejny okazuje się, że w kościele Piotra i Pawła dorobiliśmy się prawdziwej sceny. Msza, rekolekcje, musical, teatr, opera... Jeśli się bardzo chce, można - co skutecznie udowadnia ksiądz proboszcz Janusz Gorczyca.
Oczywiście znacznie łatwiej byłoby na profesjonalnej scenie, ale i tu zapaliło się światełko w tunelu - wystarczy zobaczyć początki nowej elewacji Ośrodka Kultury. Może to taka oławska specjalność, że najpierw remontuje się z zewnątrz, by potem wejść do środka, jak jest w przypadku ratusza. Jednak ostatecznie remont idzie do przodu, więc może jest to jakiś sposób.
Może za rok, podczas Dni Koguta, koncerty odbędą się w odnowionej sali widowiskowej Ośrodka Kultury, że nie wspomnę o... amfiteatrze?
Jerzy Kamiński







Napisz komentarz
Komentarze