Schody się uginają
Bardzo lubił szachy. Często grywał z różnymi, najczęściej partnerem był chyba Kaszowski z Janikowa. Podobno Gieniu radził sobie całkiem nieźle, bo mimo fizycznych ułomności, był bardzo inteligentny. - Może i był dobry, ale miał metodę - zdradza Kudlak. - Skrajnymi palcami przesuwał pionki, a co pod tą wielką dłonią, to już nie było widać.
Parę razy był we Wrocławiu, w Piwnicy Świdnickiej, na dorocznym Balu Wysokich. Kiedyś jednak, akurat gdy nagrodą dla najwyższego mężczyzny miało być pianino, nie przyjechali po niego. A obiecywali, więc czekał. I się nie doczekał. Najwyższym uczestnikiem balu został kto inny i to on zgarnął nagrodę. Gieniu był wtedy bardzo urażony, miał żal do organizatorów. Już więcej na balu się nie pokazał.
Do kościoła chodził regularnie. Zawsze szedł na chór, siadał na krześle przy oknie. A że wtedy jeszcze w kościele drewniane schody były, jak wchodził, to wszyscy milkli i doskonale było słychać, jak deski trzeszczą. Wreszcie ksiądz nie wytrzymał tego napięcia i wypalił z ambony w ogłoszeniach parafialnych: - Schody się uginają i może być nieszczęście. Niech ten człowiek już tam nie chodzi.
Nieszczęścia nie było. A szczęście?
- Nie musiał się skarżyć, ja wszystko wiedział - mówi Władysław Kondiuch. - Naokoło mu robili krzywdę, bo pracował za dwóch, czasem trzech, niszczył się, ale nikt mu nie powiedział, jak żyć, co jeść.
- Był troszeczkę pokrzywdzony, że wzbudzał taką sensację - mówi Władysław Herba. - Czasem miewał tego dosyć. Ale tak, mógł być szczęśliwy. Tutaj, w Bystrzycy, był uwielbiany. Cześć Gieniu! Jak się czujesz, Gieniu! Tak, tu mógł się czuć dobrze.
- Może by i chciał kogoś w życiu, ale nie było szans - mówi Józefa Taracińska. - Nie był z tego zadowolony. Czy mógł mieć żal do losu? Chyba miał...
*
Fot. arch. ZS w Bystrzycy, arch. Jerzego Smyka, arch. Mieczysława Jarosławskiego
Napisz komentarz
Komentarze