- Czy może pani wykreować mój styl poprzez urządzenie gabinetu, dobór ubrań, kolory?
- Tak.
- Jak pani to robi?
- To są znowu godziny rozmów, wywiadów. Bycie razem, to jest także czasem wspólne jedzenie... Uwielbiam dobre jedzenie.
- I ludzie godzą się na to?
- Tak. To są osoby, które poszukują czegoś, czego nie znalazły wcześniej. Skoro przychodzą do mnie, to potwierdzenie, że moja autorska, wypracowana przez lata metoda działa.
- A jaki jest ich odzew potem, po latach? Zawsze są zadowoleni?
- Mam przewagę tych zadowolonych. Wszystko zależy od tego, na ile ta osoba, która do mnie przychodzi, jest mocna, charyzmatyczna. Ja nie przebieram ludzi, nie tworzę czegoś, co nie byłoby w zgodzie z nimi samymi, bo to nie przetrwa. Wyłącznie to, co jest "zgodne z" albo zakotwiczone w czymś, co jest dla tej osoby istotne, jest trwałe.
- Jak taki proces się odbywa? Niech pani da jakiś konkretny przykład? Ktoś np. jeździ do Afryki na polowania, to zaprojektuje mu pani w gabinecie głowę hipopotama nad biurkiem?
- Ale dlaczego ten człowiek jeździ do tej Afryki na polowania?
- Może czuje potrzebę wolności, może potrzebuje pokazać wszystkim dookoła to, co go tłamsi?
- Czyli to, co go tłamsi, na przykład system pracy, czy związek nie daje mu zadowolenia. I wtedy wybiera się na taki wyjazd, który dla niego jest przygodą, próbą zrzucenia ograniczeń. Jednak to wcale nie oznacza, że muszę mu wieszać strzelbę czy głowę hipopotama nad biurkiem. Być może mogę powiesić na przykład piękny widok, który daje przestrzeń, dodać zapach drzewa sandałowego zmieszanego z grafitem oraz zapachem skóry i wystarczy. To nie musi być aż tak oczywiste.
- Powiedziała pani kiedyś, że jedną z jej wartości życiowych jest rozwój. To prześledźmy go u pani? Pochodzi pani z...
-... z Wierzbna, gdzie kończyłam szkołę podstawową. Potem było Liceum Ogólnokształcące nr 1 w Oławie. Następnie Wrocław, nauka budownictwa. Kursy, szkolenia...
- Budownictwa?
- Tak, znam się na instalatorstwie, na materiałach budowlanych. Jestem dyplomowanym technikiem architektem. Wylądowałem nawet na Politechnice, której jednak nie ukończyłam.
- Czyli nie ma pani wyższego wykształcenia kierunkowego, na przykład architekta wnętrz, aby wykonywać zawód, jaki pani wykonuje?
- Nie, nie mam ukończonych studiów z architektury wnętrz potwierdzonych magisterką.
- Jako podstawową działalność ma pani wpisaną produkcję mebli kuchennych.
- Takie były początki. Miałyśmy ze wspólniczką lokal w Wrocławiu, to było w czasie wielkiej powodzi w 1997 roku. Tam projektowałam. Do momentu, kiedy wszyscy wykonawcy mnie zostawili, łącznie ze wspólniczką, która uciekła za granicę, bo nie wytrzymała presji. Wtedy powstała potrzeba realizacji takiego działania , jakimi były meble kuchenne, ponieważ z takimi zamówieniami musiałam się zmierzyć w tamtym czasie. Nauczyliśmy się z mężem tego wszystkiego od podstaw, czyli projektowania i wykonywania pod zamówienie. To była długa droga. Fakt odejścia wspólniczki, utrata wszystkich pieniędzy, zadłużenie, klapa... To wszystko mocno wstrząsnęło moim poczuciem bezpieczeństwa. Zaliczyłam upadek, zresztą kilkukrotny, i teraz mogę na własnym przykładzie pomóc innym. Zdobyłam bogate doświadczenie, więc mogę powiedzieć, co jest dobre, a co złe.
- Stąd udział w projekcie książki "Doskonale Niedoskonali"?
- Tak. Jestem jedną ze współautorek tej książki, także całego projektu.
- To tytułowe określenie pasuje też do pani?
- Że jestem niedoskonale doskonała? Tak. To oczywiście kwestia tego, w jakich płaszczyznach mówimy o doskonałości czy niedoskonałości. Jako istoty składamy się z tego, co materialne i duchowe. Ostatecznie to energia, tylko występuje w innej gęstości. Jeżeli chodzi o niedoskonałość, to przede wszystkim mam na myśli ciało fizyczne. Ta niedoskonałość mnie ogranicza. Przy doskonałości myślę o przestrzeni duchowej. Rozwijam się i doświadczam w niej cudownych stanów wolności, spokoju, kreacji. Każdy z nas tę sferę ma, tylko zazwyczaj pozostawia niezagospodarowaną, ponieważ jest niewidoczna, nie do końca wyczuwalna. Mylona z marzeniami sennymi.
- Ma pani odwagę, by mimo jednak dość młodego wieku dzielić się z innymi własnym doświadczeniem, doradzać im.
- Sporo doświadczyłam w życiu osobistym i zawodowym. Byłam w bardzo wielu miejscach, widziałam się i rozmawiałam z wieloma osobami. Patrząc teraz, z perspektywy czasu na przebieg mojej ścieżki życiowej, wiem, że najważniejsze jest to, aby pozwolić sobie doświadczać. Teraz rozumiem i wiem, że wszystkie moje działania były określone chęcią osiągnięcia wolności. Mam ogromny entuzjazm do życia i napęd, aby wspierać innych w tym, by nie poprzestawali, by szukali rozwiązań, by nie poddawali się systemowi, który ich ogranicza. Mam wolę, chcę pomagać innym szukać osobistego spełnienia i wolności w każdej płaszczyźnie życia. Jedynym warunkiem jest to, żeby moi partnerzy również tego chcieli.
- A co z pani książką "Zaprojektuj siebie". Ona jest?
- Jest, jest, leży w paczkach u mnie w holu...
- Ale czy jest do kupienia?
- Tak, możną ją kupić. Sklep, który założyłem jako personalna kreatorka stylu, okazał się nieekonomiczny, niepotrzebny, zamknęłam go. Teraz książkę sprzedaję na spotkaniach, eventach, kupują ja również przedsiębiorcy jako formę prezentu dodając do swoich usług innym kobietom. Miałam propozycje, nawet oławskie księgarnie się do mnie zwróciły, ale wtedy nie byłam tym zainteresowana. To nie był dobry dla mnie moment na sprzedaż tych książek, przechodziłam mocny proces transformacji. Książkę "Zaprojektuj siebie" pisałam kilka razy, ostatecznie wydrukowałam trzeci rękopis. Dzisiaj z pewnością napisałbym ją jeszcze inaczej. Chociaż sporo w niej osobistych historii, śmiesznych, jednak odnoszę się do nich z dystansem, z pewnością chciałabym je zachować. Być może to jest prawdziwy powód, dla którego książka leży teraz w paczkach.
- Wróćmy do tej odwagi...
- Odwaga to rzecz względna, kwestia definicji, ale tak, mogę powiedzieć, że jestem odważna. Nie lubię głupoty, otwarcie się jej przeciwstawiam, tak jak wielu innym absurdalnym zachowaniem. Potrafię ponosić konsekwencje swoich wyborów, te dobre i złe. Potrafię również przeprosić, kiedy popełniam błąd lub krzywdzę innych nieświadomie.
- W jakim stopniu można siebie zaprojektować?
- Trzeba być sobą, absolutnie szczerym i spojrzeć na siebie kompleksowo. Na to, kim jesteśmy, jakie mamy talenty, zasoby, możliwości. Znaleźć cel swojego istnienia i atrybuty, dzięki którym go osiągniemy. Dysponując takimi danymi właściwie możemy osiągnąć 100%.
- Z tego, co pani mówi, opiera się pani głównie na własnym oświadczeniu, na życiu, które jest najlepszym nauczycielem?
- To jest u mnie najmocniejsze, to prawda. Tak jak wspominałam, byłam w wielu przestrzeniach. Dotknęłam problemów hordy ludzi, z których każdy miał swoje oczekiwania względem przestrzeni, drugiego człowieka, siebie...
- Czy zdarza się pani usłyszeć od klienta, że pani nie wierzy?
- Tak, zdarza się. Ludzie mają wątpliwości, bo wszystko, co nas otacza, mówi "udowodnij", "przekaż", "daj potwierdzenie". No cóż, albo się trafia do kogoś, albo nie. Do mnie trafiają osoby, które są bardziej świadome. Nastawione na to, aby dotrzeć do własnych potrzeb. Owszem, potrzeba często jest czymś, co zostało wykreowane sztucznie, ale od czegoś trzeba zacząć.
- Powiedziała pani kiedyś, że luksus i dobry styl to wybór, a nie przywilej. Powiedzmy, że mój kolega uważa, że elementem jego stylu koniecznie musi być nowiutkie porsche. Drogie. Jak to pogodzić?
- I wracamy do początku rozmowy. Synonimem czego dla pana kolegi ma być to porsche?
- Pewnie chce być zauważalny.
- Porsche jest synonimem dużej elitarności, zamożności, potrzeby zauważenia, jak pan wspomniał. To również przygoda, stan podniecenia, zadowolenia. Może chce zwrócić na siebie uwagę konkretnej osoby, której podobają się takie auta?
- Ale go nie stać.
- Możemy zacząć od koszulki z wizerunkiem porsche.
- Obawiam się, że to nie wystarczy.
- Jeżeli jest tak wielka potrzeba bycia zauważonym, widocznym, to jest oczywiście jak najbardziej jakiś cel. Kwestia dotyczy tego, czy to jest mniejszy cel, który składa się na całość, coś większego, na przykład osiągnięcie wolności. Dużo zależy też od tego, na kim ma się zrobić wrażenie. Na żonie, kolegach, kochance, bo to też jest ważne. Jeżeli chodzi o widoczność dla innych, to w jakich płaszczyznach ma się nam to przejawiać? W wizerunku, czy w zmianie zachowania, stylu życia? Musielibyśmy chwilę porozmawiać, bo to wcale nie jest takie proste... Dobry styl absolutnie nie wiąże się z dużymi pieniędzmi. I znów - wszystko zależy do definicji. Dla mnie luksusem jest na przykład pyszny obiad zjedzony z przyjaciółmi na świeżym powietrzu, dobry koncert lub niczym nie skrępowany taniec do rytmów muzyki.
Napisz komentarz
Komentarze