Wszystko działo się 4 grudnia. Najpierw odebrała telefon od kobiety, która twierdziła, że jest pracownicą poczty i wkrótce z przesyłką przyjdzie posłaniec, nie mówiła, co to za przesyłka. Po kilku minutach znów zadzwonił stacjonarny telefon, wyświetlił się komunikat "numer nieznany". Okazało się, że tym razem dzwoni mężczyzna, który stwierdził, że jest starszym sierżantem. Kobieta zażądała, aby podał numer legitymacji służbowej, oszust oczywiście to zrobił i dodał, że jest pracownikiem Centralnego Biura Śledczego. Mieszkanka chciała być czujna i myślała, że sprawdzi to, zanim wda się w dyskusję. Wybrała numer 997, ale nie rozłączyła oszusta... W słuchawce usłyszała, że starszy sierżant pracuje w oławskiej KPP. Kiedy "upewniła się", że wszystko jest w porządku zdradziła starszemu sierżantowi ile ma na koncie. Oszust pytał o szczegóły. Powiedziała, że ma nawet dwa konta. Fałszywy policjant już wiedział, że mieszkanka złapała haczyk. Dodał, że jeżeli są tam pieniądze w kwocie minimum 10 tysięcy złotych, to są zagrożone, bo za chwilę hakerzy ukradną oszczędności i przeleją je na zagraniczne konto, a wtedy będą już nie do odzyskania. Kobieta powiedziała, że ma 20 tysięcy na koncie oszczędnościowym. Starszy sierżant zapewniał, że rozmawiał już nawet z prezesem banku, ale prezesowi nie udało się zablokować konta oławianki. Dodał, że kobieta nie ma innego wyjścia i musi szybko wybrać gotówkę, a później czekać w domu, aż przyjedzie policjant i odbierze pieniądze. Kluczowe dla sprawy było podanie hasła, oszust zapewniał mieszkankę, że może przekazać pieniądze tylko wtedy, kiedy usłyszy tajne hasło... Kobieta poszła do banku, fałszywy policjant dał jej rady. Kazał zachowywać się jak najbardziej naturalnie, żeby nikt się nie zorientował, że bierze udział w tajnej akcji... Dodał, że złodzieje cały czas mogą ją obserwować, dlatego musi uważać. Staruszka dostosowała się do wszelkich porad, a w banku powiedziała, że pieniądze wybiera na leki. Kiedy wróciła do domu po 10 minutach zadzwonił domofon, męski głos wypowiedział hasło. Wpuściła około 30-letniego"policjanta" do domu i zanim dała 20 tysięcy złotych poprosiła o pokazanie legitymacji służbowej. Mężczyzna powiedział, że CBŚ nie nosi żadnych dokumentów... Zastanowiło ją też, dlaczego funkcjonariusz chciał, żeby sama otworzyła mu drzwi, kiedy będzie wychodził. Nie zorientowała się, że po prostu nie chciał zostawić odcisków na klamce. Oszust wyszedł i wkrótce znów zadzwonił telefon. Starszy sierżant powiedział, że spisała się na medal i dzięki niej już jedna szajka jest w rękach policji. Odzyska pieniądze jak tylko wspólnie z prezesem banku wrócą z prokuratury, gdzie powiedzą o wszelkich szczegółach akcji. Ani prezes banku, ani policjant nie pojawili się w mieszkaniu 82-latki. Kobieta domyśliła się, że to było oszustwo. Jeszcze w tym samym dniu poszła sprawę zgłosić prawdziwej policji... - Apelujemy po raz kolejny, aby mieszkańcy byli ostrożni, bardziej czujni, szczególnie teraz, kiedy zbliżają się święta, a oszuści są jeszcze bardziej aktywni - mówi podinsp. Alicja Jędo z KPP w Oławie. - Nie podejmujmy pochopnych decyzji, zadzwońmy do rodziny, bliskich, czy na numer alarmowy. To może uchronić przed stratą oszczędności życia...
Reklama
Straciła 20 tys. złotych! Do domu wpuściła fałszywego policjanta
Starsza mieszkanka Oławy straciła wszystkie oszczędności. Najpierw powiedziała przez telefon ile ma na koncie, później uwierzyła, że rozmawia z policjantem, który obiecał, że wspólnie z prezesem oławskiego banku ochronią jej pieniądze przed szajką złodziei...
- 07.12.2020 14:31 (aktualizacja 28.09.2023 01:35)
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze