Pani Maria pamięta dokładnie, kiedy spotkała przyszłego męża. - 25 maja 1960 roku spotkaliśmy się w Piskorzowie, mojej rodzinnej miejscowości - wspomina. - To było w niedzielę po południu, przed zabawą odpustową.
Kobieta mówi, że na początku nie zwracała na niego uwagi, była z bratem i młodszą siostrzyczką. Pan Michał pojawił się tam przypadkiem, bo kolega znał brata Marii. Spotkali się jeszcze raz wieczorem, już na wspólnej zabawie.
- Od tamtej pory zaczęliśmy się umawiać - mówi pani Maria. - Później wszystko szybko się toczyło. 15 października były zaręczyny, a 20 listopada ślub.
Co najbardziej ceni w mężu? - Trudno tak szybko odpowiedzieć, chyba to, że był na tyle posłuszny, że zawsze mi ulegał.
W Oławie mieszkają od 1973 roku. Oboje podkreślają, że najważniejsze we wspólnym życiu są zgoda i zrozumienie, w ich domu nigdy nie było kłótni, mimo że przez wiele lat mieszkali z teściami. - Miałam bardzo dobrą teściową, często była bardziej za mną niż za synem, nie miała córki, więc mnie traktowała jak swoją.
Państwo Choptiany mają dwóch synów, córkę, sześciu wnuków i dwie wnuczki. Mówią, że te maluchy to najwspanialsza rzecz na świecie. - Jest dla kogo żyć, mamy powód do radości - dodają. - Z własnych dzieci jesteśmy zadowoleni, a z wnuków jeszcze bardziej.
Małżeństwo podkreśla, że zaskakujące jest to, jak błyskawicznie mija czas. - Wszystko dzieje się tak szybko, dni są za krótkie, człowiek ciągle jest czymś zajęty, a wydaje się, że jeszcze zupełnie niedawno byłam taka młoda...
Czego sobie życzą na dalsze wspólne lata? - Potrzebujemy tylko zdrowia, bo wiek już swoje robi. Niczego więcej nie chcemy.
(AH)
Napisz komentarz
Komentarze