Jego pracownik został napadnięty w nocy z 20 na 21 grudnia. Gdyby wiedział, kto zamówił kurs, na pewno by odmówił. - Ten człowiek nie ma wstępu do naszych taksówek, ponieważ nie płaci - wyjeździł już około 2 tysiące złotych i do tej pory nie uregulował rachunku - mówi Radziewiński. 20 grudnia w nocy zadzwonił jednak z innego numeru telefonu, dlatego taksówkarze nie wiedzieli, że to on. Zamówił kurs na parking przy oławskim wieżowcu. Był z kolegą. Okazało się, że chcą jechać do Wrocławia. - Na początku było spokojnie, nic złego nie robili, po prostu rozmawiali - mówi poszkodowany kierowca, który chce pozostać anonimowy. - Gadali tylko jakieś głupoty o moim szefie, że oszust itd. Nagadywali na niego, ale nie reagowałem na to. Najbardziej się odpalili, jak już byliśmy we Wrocławiu. W drodze brali narkotyki, wpychali mi je do usta, ale odmawiałem. Porozsypywały się po taksówce. Policja to później zabezpieczyła. Kiedy zatrzymaliśmy się w okolicach wrocławskiego "Trójkąta" (ul. Traugutta - przyp. red.), wsiadł jeszcze jeden koleś. Podjechaliśmy pod kasyno, oni wysiedli i kazali czekać. Trwało to około 30 minut... Co było dalej? Całą sprawę opisujemy w najnowszym wydaniu "Powiatowej" - e-wydanie dostępne: TUTAJ
Usłyszał: - Spalę ci te auta!
Miesiąc temu zaatakował taksówkarza, a wcześniej groził nożem innemu człowiekowi. - Zgodziłem się powiedzieć głośno o sprawie, bo liczę, że policja coś z tym zrobi - mówi Łukasz Radziewiński, szef firmy taksówkarskiej (na fot. pokazuje wgniecenie, które zrobił agresywny klient.) Dojdzie do tego, że się spotkamy za parę tygodni, bo on faktycznie kogoś zabije...
- 20.01.2022 14:02 (aktualizacja 28.09.2023 15:46)
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze