Że pomaganie może być zaraźliwe, pisaliśmy wiele razy. To najświeższy przykład. Najpierw zaangażował się brat pani Haliny, potem grupa jego znajomych, następnie szkoła, w której pracuje pani Halina, dalej seniorzy z Klubu Seniora Parnas, miasto Oława, LO nr 1, wreszcie szkoła partnerska z niemieckiego Barntrup...
- Tuż po wybuchu wojny na Ukrainie otrzymałam telefon z Tyśmienicy - mówi Halina Gardzilewicz. - Dlaczego akurat ja? Moi rodzice pochodzą z tamtych terenów. To okolice dawnego Stanisławowa, gdzie jeździłam. Stąd te kontakty.
Wkrótce otrzymała stamtąd listę konkretnych przedmiotów, których potrzebują, a na niej na przykład agregat prądotwórczy czy środki medyczne. No i pytanie, czy da radę pomóc. Oczywiście!
- Mój brat Wiktor Gorodczuk wziął na siebie agregat, który wspólnie ze znajomymi kupili - oczywiście nieco taniej niż zwykle, bo i sprzedawca chciał się dorzucić - opowiada pani Halina. - Po dostosowaniu go do użytku, czyli np. wymianie wtyczek, był gotów do wysyłki. W tym czasie ja zadzwoniłam do miasta, do wiceburmistrz, i zaczęłyśmy organizować transport oraz zbiórki pieniędzy. W akcję zaangażowało się wielu życzliwych ludzi, w tym moja szkoła, czyli ZSP im. Zjednoczonej Europy, której uczniowie segregowali dary i pakowali je, podobnie jak seniorzy z Klub Parnas.
Wśród darów termosy, latarki, apteczki...
- Jestem bardzo poruszona odzewem, bo nagle ludzie, którzy nie mieli do mnie kontaktu, wysyłali mi paczki - mówi Halina Gardzilewicz.
4 marca transport wyruszył na granicę. Aby łatwiej i szybciej mógł dotrzeć na miejsce, miasta Oława i Rada Miejska w Tyśmienicy wymieniły stosowne pisma. - Postaramy się odpowiedzieć na inne wskazane przez was potrzeby w miarę naszych możliwości - zadeklarował burmistrz Oławy Tomasz Frischmann.
Na granicy w Krościenku dary przejęli wysłannicy z Tyśmienicy.
To jednak nie koniec. Uczniowie i seniorzy nadal zbierają pieniądze, seniorzy pełnią też dyżury w Ośrodku Kultury, gdzie przyjmowane i rozdawane są dary dla Ukraińców.
- Ponieważ mieliśmy mało środków medycznych, listę potrzebnych rzeczy wysłaliśmy także do naszej partnerskiej szkoły w niemieckim Barntrup - opowiada pani Halina. - Reakcja była niemal natychmiastowa. Będą.
Napisz komentarz
Komentarze