Historię przerażającej legendy opisał 10 lat temu w książce "Czarna wołga - kryminalna historia PRL" Przemysław Semczuk, znany dziennikarz, publicysta i pisarz specjalizujący się w okresie PRL. Znalazł unikatowe materiały w archiwach IPN i ustalił, skąd się wziął fenomen czarnej wołgi. Teraz TVP Historia przenosi tę opowieść na ekran, a filmowy zwiastun z tytułowym autem powstawał w połowie czerwca na oławskich ulicach. Całość ma trafić do telewidzów w połowie września.
- Robimy serial o kryminalnych historiach pod tytułem takim samym jak moja książka - opowiada Przemysław Semczuk. - To będzie ośmioodcinkowy serial dla kanału TVP Historia. Każdy odcinek to 40 minut, podczas których opowiemy za każdym razem inną głośną historię z PRL, ale zaczynamy właśnie od czarnej wołgi.
15 czerwca ekipa telewizyjna nagrywała w Oławie czołówkę do serialu. Oczywiście z czarną wołgą jeżdżącą po oławskich ulicach, m.in. w okolicach śluzy. Stolica naszego powiatu jest tu całkowitym przypadkiem, bo akurat tutaj filmowcom trafiła się piękna czarna wołga, która im pasowała. Wbrew pozorom to dzisiaj bardzo rzadkie auto, a te, które jeszcze się trafiają, zwykle są wynajmowane do ślubów, więc przesadnie piękne, wypucowane, przelukrowane, nawet z białą skórą na siedzeniach, co nie bardzo pasuje do konwencji serialu.
- Tomka Jurczaka poznałem w Warszawie na jakiejś imprezie - mówi Semczuk. - Zapytałem go oczywiście o to, czy w swoich zbiorach ma taką czarną wołgę. Ja nie mam, odpowiedział, ale znam człowieka, który ma. No i jesteśmy w Oławie.
Bo człowiekiem, która miał akuratne auto, jest Marek Sokołowski z Marcinkowic (na fot. niżej). Na co dzień pracuje w firmie ubezpieczeniowej, ale znany jest jako radny, a nawet wiceprzewodniczący Rady Gminy Oława. Parę dni przed zdjęciami do serialu wrócił z Rajdu Koguta, podczas którego wołga spokojnie przejechała całą trasę do Stegny nad morzem i z powrotem.
- Kupiłem ją w Szklarskiej Porębie pięć lat temu - opowiada. - Trzymam ją, bo darzę stare auta sentymentem. A czarna wołga to przecież legenda. Pamiętam, że gdy byliśmy dziećmi, to opowiadało się legendy o tym, aby wracać przed zmrokiem, bo czarna wołga jeździ po wiosce i porywa dzieci.
Podczas Rajdu Koguta, na którym wołga Sokołowskiego była po raz drugi, ci, którzy podchodzili do auta, także wspominali mrożące krew w żyłach historie o czarnej wołdze. Przypominali swoje historie z dzieciństwa, jak byli straszeni właśnie takim autem.
W numerze rejestracyjnym wołgi Sokołowskiego są trzy złowrogie literki KGB, które teraz na potrzeby serialu trzeba było zamazać.
- Z taką rejestracją go kupiłem - tłumaczy Sokołowski. - Dziś ze względu właśnie na tę rejestrację raczej nim nie jeżdżę, bo wiadomo, wojna w Ukrainie, a tu KGB. Auto, rocznik 1982, długo było remontowane, praktycznie zrobione od podstaw, więc jest w pełni sprawne. Ludzie czasem pytają, czy mogę użyczyć na przejazd na uroczystości weselne, co nam się zdarza. Teraz auto trafia do telewizji i to właśnie do serialu, w którym jedną z głównych ról odgrywa czarna wołga, dokładnie taka jak moja.
Jak to było
- Od lat zbieram różne historię w prasie i przez zupełny przypadek natknąłem się na historię z 1965 roku, w której czarna wołga odegrała główną rolę - opowiada Semczuk. - Stąd zaczyna się ta legenda, którą pamiętamy. Wszyscy przez lata byli zresztą przekonani właśnie, że to jest tylko jakaś taka miejska legenda. Okazuje się, że jednak nie do końca, że jednak porwanie z udziałem czarnej wołgi było. Historii w naszym serialu będzie kilka, ale zaczynamy od odcinka z porwaniem dziewczynki w Warszawie. Ona rzeczywiście odjechała z porywaczkami czarną wołgą i to była przypadkowa dziewczynka, trzyletnia Lilianna.
Jak to było? Dwie kobiety zapukały do jakiegoś mieszkania. Drzwi otworzyła im Helena Hencel. Usłyszała, że panie są dalekimi krewnymi męża. Kobieta ich nie znała, ale uwierzyła w tę opowieść, a nawet po chwili stwierdziła, że to właściwie to dobrze, że są. Teraz będzie mogła zostawić z nimi małą Lilką, którą popilnują, a one wyjdzie do pracy. I wyszła. One zaś kilkanaście minut potem ubrały dziecko i wyszły. Świadkowie zapamiętali, że wsiadały właśnie do taksówki, do czarnej wołgi przy Rondzie Waszyngtona.
W komunikacie opublikowanym w "Expressie Wieczornym" napisano: - O uprowadzenie dziecka podejrzane są dwie kobiety, które w przeddzień widziane były w okolicy ul. Grochowskiej, a w dniu 3 kwietnia 1965 r. widziano je z dzieckiem około godziny 13 na rondzie przy al. Waszyngtona róg Grochowskiej wsiadające do samochodu wołga koloru czarnego, który w to miejsce podwiózł mężczyznę w stalowym mundurze wojskowym [...] Prokuratura Powiatowa dla Dzielnicy Warszawa Praga Południe w Warszawie zwraca się z apelem do społeczeństwa, w tym również do kierowcy czarnej wołgi, o pomoc w zidentyfikowaniu kobiet opisanych w komunikacie.
Jedna z kobiet miała na sobie charakterystyczne białe futro. Zaczęły się poszukiwania. Po kilku dniach ktoś zgłosił, że widział takie kobiety w Otwocku pod Warszawą, gdzie były z dziewczynką na placu zabaw. I tak odnalazła je milicja.
- Kobiety aresztowano - mówi Semczuk. - Niestety, nie udało mi się ustalić, co było dalej. Prawdopodobnie był jakiś wyrok, ale tego nie wiemy. Skoro zaś prasa wszystko opisała i był to "Express Wieczorny", który wychodził w całej Polsce, to w całej Polsce ludzie przeczytali, że czarna wołga ma coś wspólnego z porywaniem dzieci. I tak narodziła się legenda.
Pasażerki taksówki zatrzymano, a co z wołgą? Ani jej, ani jej kierowcy nie udało się ustalić. Prasa apelowała, aby kierowca sam się zgłosił, ale kto chciałby sam pchać się w kłopoty z Milicją Obywatelską...
*
Cały tekst w "Gazecie Powiatowej" dostępnej w powiecie oławskim lub TU:
Napisz komentarz
Komentarze