Chodzi o niszczenie wnętrza autobusu, zwłaszcza siedzeń, oparć, ale także karoserii - poprzez rysowanie po niej, pisanie markerami, wydrapywanie. Czasem siedzenie bywa przypalane zapalniczką, co grozi poważnym pożarem w środku pojazdu. Najwyraźniej wiosenna pogoda uderzyła młodym ludziom do głów i nie bardzo wiedzą, jak wyładować nadmiar energii.
Dyrektor do spraw transportu PKS w Oławie Piotr Bagiński potwierdza, że w ostatnich dniach to już prawdziwa plaga, która się nasila zwłaszcza w autobusach komunikacji miejskiej. Bywa, że przy złej pogodzie młodzież jeździ sobie autobusami po mieście w kółko i tak spędza czas. A że miewa przy tym durne pomysły...
- Nie, sprawa nie jest jeszcze zgłoszona na policję - mówi. - Gdybyśmy mieli wewnętrzny monitoring w autobusach, byłoby to proste, ale nie mamy. Zgłoszenie bez tego niewiele da, ale przeprowadziłem rozmowy z kierowcami, aby zwracali większą uwagę na zachowanie pasażerów. Oczywiście to nie zawsze jest możliwa, zwłaszcza w zatłoczonym autobusie, ale będą próbowali.
Taki monitoring wewnętrzny jednego autobusu to koszt ok.2 tys zł. Przy kolejnych zamówieniach nowych pojazdów, będą takie już w specyfikacji zamówienia - to dotyczy np. autobusów elektrycznych, które mają być kupione przez PKS Oława.
Na razie kierowcy we własnym zakresie próbują sobie jakoś radzić z niszczeniem autobusów, z napisami, ale czasem zwykłe środki nie pomagają i trzeba to zlecić specjalistycznej firmie, a to już kosztuje. Natomiast gdy takie napisy nie zostaną usunięte natychmiast, to pasażerom może się wydawać, że jest na to przyzwolenie społeczne i pojawią się kolejne.
Napisz komentarz
Komentarze