Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 29 lipca 2025 02:54
Reklama Hipol
Reklama https://www.mario-web.pl/?fbclid=IwY2xjawKmdmpleHRuA2FlbQIxMABicmlkETFoU1Vyd1F2VmVBTEJTZXZIAR4R7OQoIiStikie9PkVq_jed6ugpLqCXRABOmzOXsgh5-xjWxRaek2puL_0KA_aem_vRRkult5-xnxh4novgQbiw

To on uciekł z hitlerowskiego obozu pracy

Dwa lata temu na łamach gazety Roman i Eugeniusz Engelowie opisywali przypadkowe spotkanie z Józefem Sobolem - byłym więźniem niemieckiego AL Fünfteichen, w dzisiejszych Miłoszycach. Długo poszukiwałem informacji na jego temat i w lecie zeszłego roku opublikowaliśmy to, co udało się wtedy ustalić. Dziś wracamy do tej historii
To on uciekł z hitlerowskiego obozu pracy
Józef Sobol
Podziel się
Oceń

(...)

Reklama

Podczas odwiedzin mojej macochy w obozie w Szebniach poznałem kobietę, która odwiedzała męża. Byli oni z Krakowa. Jednego razu podczas wizyty zapytała mnie czy pomógłbym w ucieczce jej mężowi. Zgodziłem się, bo znałem te okolice. Jej mąż pracował w oborze przy krowach w dworze w Szebniach. Miał możliwość ucieczki, bo nie był bardzo pilnowany. Czekałem na niego w umówionym miejscu. Przez Nieplę, Przybówkę dotarliśmy nad ranem do Cieszyny. Przenocowałem go, dałem ubranie, jedzenie. Następnego dnia o świcie pojechaliśmy pociągiem do Rzeszowa, a stamtąd do Krakowa. Byliśmy nieostrożni, bo przecież mogło tam na niego czekać gestapo. Ta znajomość bardzo mi się przydała. Z Szebni moją macochę przewieziono do Krakowa-Płaszowa [Niemiecki nazistowski obóz pracy i koncentracyjny Plaszow - dop. PT]. Razem ze stryjkiem jechałem do niej w odwiedziny [z innych wspomnień i dokumentów przedstawionych w poprzednim tekście znamy dokładną datę - 19 lipca 1944 r. - dop. PT]. W tramwaju była kontrola, najwyraźniej kogoś szukali. Ja nie miałem przy sobie karty pracy, zostałem aresztowany. Przywieziono mnie na gestapo. Przesłuchiwano mnie przez 5 dni. Potem przewieziono mnie do obozu Gross-Rosen.

                                                        Józef z żoną i dziećmi

- Prawdopodobnie jechaliśmy do Gross-Rosen, do krematorium, a stamtąd nikt nie wracał - wspominał po latach bohater artykułu. Na zdjęciu pozostałości tego krematorium

 

(...)

Obóz w Gross-Rosen miał pododdziały. Ja byłem w jednym z nich [AL Fünfteichen - dop. PT]. Przebywałem tam od lipca do grudnia [mieszkał w bloku nr 18, jego numer więźniarski to 8286, pracował jako traser w zakładzie zbrojeniowym Krupp-Bertha Werke - dop. PT]. Na początku grudnia otrzymałem polecenie, że rano nie pójdę do pracy. Miałem się umyć i czekać. Kiedy inni więźniowie poszli na apel, mnie zabrano. Na traktor z 4 innymi więźniami załadowaliśmy paki. Okazało się, że tam były zwłoki ludzkie. Prawdopodobnie jechaliśmy do Gross-Rosen, do krematorium, a stamtąd nikt nie wracał. Kiedy zbliżyliśmy się do lasu, była gęsta mgła. Zdecydowaliśmy się na ucieczkę. Słyszałem strzały, ale nie oglądałem się, biegłem co tchu. Dobiegłem do ogromnych stogów słomy. Rano przyjechali po słomę - młody chłopak z dziewczyną. Powiedzieli mi, żebym się nie bał. Zaprowadzili mnie do Niemki, u której pracowali (jej syn i mąż byli na wojnie). Niemka dała mi jedzenie, ubranie. Na drogę dała mi cztery marki i kartkę na chleb. Na stacji wsiadłem do pociągu, którym odjechałem do Wrocławia, a stamtąd do Krakowa.

W Krakowie udałem się do znajomej rodziny, która z kolei teraz mi pomogła. Ta znajomość zaważyła na moich dalszych losach. Zostałem w Krakowie, ożeniłem się i założyłem rodzinę.

Pomimo sędziwego wieku, mam dziś 90 lat, postanowiłem odwiedzić po raz drugi tereny dawnego obozu, trasę miejsca ucieczki.

                                                            - Pomimo że przeszedł ciężką chorobę i poruszał się o kulach, to do samego końca starał się być samodzielny 

                                                            - wspomina dziadka jego wnuk Krzysztof Wąsik

 

 

Reparacje

 

To tyle, jeśli chodzi o relację Józefa Sobola. Przypomnijmy, że wśród dokumentów, przechowywanych w Arolsen Archives - Międzynarodowym Centrum Prześladowań Nazistowskich, jest podpisany list, w którym Józef oznajmił, że zwolniono go z obozu w pobliżu dzisiejszych Miłoszyc. O ucieczce nie wspominał. Zapytałem o to jego synową.

- Być może chodziło o chęć uzyskania reparacji? - pyta retorycznie Maria Sobol - Zresztą nigdy pieniędzy za pobyt w obozie nie dostał. Nam zawsze opowiadał o ucieczce.

Wnuk Józefa, Krzysztof Wąsik, również nie ma wątpliwości, że jego dziadek uciekł z obozu.

- Zawsze tak to przedstawiał, opisywał dokładnie tak samo. Historia opowiadana przez dziadka była niemal dokładnie taka sama, jak ta opisana w liście do państwa redakcji przez człowieka, który spotkał go w pociągu ponad dwadzieścia lat temu. I ja to też tak zapamiętałem. Dziadek wielokrotnie o tym mówił - o traktorku, że wspólnie z kolegami rozbiegli się na różnie strony, że słyszał strzały. Zawsze ta historia była taka sama. Gdyby konfabulował, to jednak coś by mu się pomieszało w tej opowieści. On bardzo plastycznie o tym opowiadał. Ja z wypiekami na twarzy tego wszystkiego słuchałem. To było coś ekscytującego, jak film, a dziadek miał dar mówienia. Można było go słuchać godzinami. To przemawiało do wyobraźni, zwłaszcza jeśli chodzi o miejsca, które się znało. Dziadek opowiadał, jak go bito na gestapo przy ul. Zamoyskiego, gdzie obok chodziłem do szkoły. Emocje wzbudzały też historie z więzienia przy Montelupich. Każde dziecko w Krakowie wie, co to za miejsce.

Więzienie przy Montelupich w Krakowie, gdzie przed wywiezieniem przetrzymywano Józefa Sobola

 

Jeśli chodzi o samą ucieczkę z obozu, to do dzisiaj pamiętam, jak mówił, że biegł, aż w płucach ogień mu się palił. Nie odwracał się, nie interesował tym,  co jest za nim. Mówił, że z kolegami podjęli decyzję o ucieczce i co się stanie, to się stanie. Z tego co wiem, widział ich ostatni raz właśnie przy traktorku. Rozbiegli się w różnych kierunkach. Później nie wiadomo jaki był ich los. On biegł, dopóki nie dał rady, aż padł. Noc przetrwał w lesie, później opowiadał o tej niemieckiej kobiecie, która dała mu ubrania i jedzenie na drogę. Mówił o Niemcach, z którymi jechał jednym przedziałem w pociągu i dzielił się z nimi jedzeniem. Gorąco wspominał ulgę, gdy dojechał do Trzebini, gdzie kończyła się III Rzesza, a zaczynało Generalne Gubernatorstwo.

Poza tym nie wydaje mi się, żeby Niemcy pod koniec 1944 roku kogokolwiek zwalniali z obozów pracy, kiedy wojna chyliła się ku upadkowi i każda siła robocza była ważna.

 

Paczki makaronu

 

Józef Sobol całe zawodowe życie spędził w Zakładach Farmaceutycznych "Polfa" w Krakowie.

- Był bardzo pracowity i był działaczem partyjnym - wspomina wnuk. - Nie jakąś szychą, ale bardziej związkowcem. Tak bym to określił. Był takim obrońcą robotników. Przy czym on do końca życia miał poglądy mocno lewicowe.

Z żoną Janiną wychował dwójkę dzieci. Po jej śmierci ożenił się jeszcze dwukrotnie.

- Dziadek był bardzo sympatycznym człowiekiem, rodzinnym - mówi Krzysztof. - Pomimo że przeszedł ciężką chorobę i poruszał się o kulach, to do samego końca starał się być samodzielny. Nie korzystał z taksówek i podwózek, a gdzie tylko mógł, chodził opierając się na kulach. Bardzo szanowano go w rodzinnej Cieszynie. Często przywoził tam z Krakowa różne rzeczy, czy jedzenie, aby wesprzeć rodzinę i dawnych sąsiadów. Bardzo go tam lubiano.

Józef Sobol w przytoczonym wywiadzie wspomniał, że pomimo 90 lat przyjechał na teren obozu, z którego zbiegł. Jego synowa pamięta to wydarzenie. Zawiózł go tam samochodem syn Andrzej, była z nimi też matka Marii. Z prostych wyliczeń wynika, że Józef Sobol odwiedził Miłoszyce około 2010 roku. Dwa lata później zmarł.

Wnuk nie słyszał o tej podróży, ale...

- Faktem jest, że dziadek miał taką ideę w ostatnich latach życia, żeby odwiedzić wszystkie ważne dla niego miejsca. Wiem, że wtedy dużo jeździł, wracał do swojej rodzinnej Cieszyny, Frysztaka, do tych miejsc z młodości, do ludzi, których znał lub odwiedzał ich groby. Być może w ramach tej marszruty uznał, że warto odwiedzić miejsce, skąd uciekł. Był świadomy, że w tym wieku niewiele mu czasu zostało. Chciał wykorzystać to, że jest na chodzie. Pomimo podupadania na zdrowiu nie poddawał się. Przykładowo miał obowiązek od lekarza, żeby ćwiczyć ręce. I w ramach tego dla całej rodziny zawsze robił makaron. Rozwałkowywał ciasto, kroił je, a później wszystkich obdarowywał wielkimi paczkami makaronu domowej roboty. 

 

Piotr Turek Fot.: Archiwum rodzinne


Napisz komentarz

Komentarze

Bój w hucie 04.05.2025 13:10
Bartoszewski z KL wyszedł ponoć za dobre sprawowanie...

Reklama

ZASTRZEŻENIE PODMIOTU UPRAWNIONEGO DOTYCZĄCE EKSPLORACJI TEKSTU I DANYCH

Dokonywanie zwielokrotnień w celu eksploracji tekstu i danych, w tym systematyczne pobieranie treści, danych lub informacji ze strony internetowej tuolawa.pl i publikacji przy użyciu oprogramowania lub innego zautomatyzowanego systemu („screen scraping”/„web scraping”) lub w inny sposób, w szczególności do szkolenia systemów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji (AI), bez wyraźnej zgody wydawcy - RYZA Sp. z o.o. jest niedozwolone. 

Zastrzeżenie to nie ma zastosowania do sytuacji, w których treści, dane lub informacje są wykorzystywane w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe. Szczegółowe informacje na temat zastrzeżenia dostępne są TUTAJ

KOMENTARZE
Autor komentarza: WiarusTreść komentarza: Prawda jest taka, że nikt nigdy w tym mieście nie ucierpiał w wyniku powodzi. Były tylko drobne podtopienia na Zwierzyńcu, głównie piwnic.Data dodania komentarza: 28.07.2025, 19:31Źródło komentarza: Nie ma zagrożenia powodziowegoAutor komentarza: AvogardTreść komentarza: Na nic tak nie czekam jak na wiadomość że któryś z tych pajacy zakończy swoją przygodę owinięty gdzieś wokół drzewa. Co prawda trochę szkoda drzewa ale przynajmniej przysłuży się ogółowi.Data dodania komentarza: 28.07.2025, 19:19Źródło komentarza: Mają dość "nocnych rajdów" przy dawnym Tesco. Piszą do burmistrzaAutor komentarza: MarzenaTreść komentarza: 'Młodość ma swoje prawa' - XD bardziej odklejonej opinii nie słyszałam. Prawo do zakłócania spokoju i narażanie ludzi na niebezpieczeństwo to według ciebie troglodyto jakieś prawo, tylko dlatego że jest się młodym? No skisnę zaraz hahaha. Później takie dzieci zabijają na drogach niewinne osoby przez swoją głupotę - ale według ciebie to ich prawo i elo! Skąd się urywają takie jednostki jak Ty?Data dodania komentarza: 28.07.2025, 19:17Źródło komentarza: Mają dość "nocnych rajdów" przy dawnym Tesco. Piszą do burmistrzaAutor komentarza: Dildo StarTreść komentarza: Jestem biegły w posługiwaniu się moim szerokim pędzelem, naturalne włosie, świetna technika.Data dodania komentarza: 28.07.2025, 19:17Źródło komentarza: Obrazy z wanny wyjęte, czyli nie taka twarda sztukaAutor komentarza: PomyslowyTreść komentarza: Polecam piankę montażową stosowaną bezpośrednio w wydech tych gruzówData dodania komentarza: 28.07.2025, 19:12Źródło komentarza: Mają dość "nocnych rajdów" przy dawnym Tesco. Piszą do burmistrzaAutor komentarza: RozsmieszonyOlawianinTreść komentarza: XD - no na pewno są dużo droższe. Szczególnie te 20 -letnie ulepy E46 i inne zjedzone przed rdzę Hondy Civic z gustownym podświetleniem LED godnym dobrego teledysku disco polo XD. Aż się kawą zakrztusiłem jak to przeczytałem. Tych których na prawdę stać na drogie i piękne auta nie potrzebują stać na parkingu pod Biedronką i je gazować. Oni jeżdżą nimi spokojnie za dnia żeby ewentualnie nacieszyć oko przechodniów - i to jest pasją. Wasze stanie tymi trupami w nocy (bo za dnia widać pewnie dziury po rdzy) to jedynie beka dla innych XDData dodania komentarza: 28.07.2025, 19:11Źródło komentarza: Mają dość "nocnych rajdów" przy dawnym Tesco. Piszą do burmistrza
Reklama
NAPISZ DO NAS!

Jeśli masz interesujący temat, który możemy poruszyć lub byłeś(aś) świadkiem ważnego zdarzenia - napisz do nas. Podaj w treści swój adres e-mail lub numer telefonu. Jeżeli formularz Ci nie wystarcza - skontaktuj się z nami.

Reklama
Reklama